Max Skorwider / Polityka
Opinie

Jazda na punkty, czyli w pułapce ewaluacji

Jak zważyć naukowca. „Punktoza” to nasz węzeł gordyjski, pora go rozwiązać
Opinie

Jak zważyć naukowca. „Punktoza” to nasz węzeł gordyjski, pora go rozwiązać

Jakość pracy naukowej próbujemy oceniać metodami hurtowymi i biurokratycznymi. A można inaczej.

Jednostki naukowe zostaną w tym roku ocenione według dotychczasowych zasad. Przez najbliższe kilka miesięcy zamiast ratować naukę, środowisko będzie ratować wskaźniki. [Artykuł także do słuchania]

Mamy ostatni rok czteroletniego okresu ewaluacji jednostek naukowych (2022–25). Polega ona, w wielkim uproszczeniu, na zebraniu i ocenie przez każdą z nich szeroko rozumianego dorobku naukowego swoich pracowników. Następnie dane te mają podlegać biurokratycznej ocenie skutkującej przyznaniem owym jednostkom określonych kategorii, które znacząco rzutują na ich pozycję w przyszłości. Kilka miesięcy temu pojawiło się wiele głosów (na szczeblu komitetów PAN, rektorskich itd.) wzywających do zupełnego odstąpienia od ewaluacji. Niestety nie zostały uwzględnione. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zdecydowało się na dokończenie procedury na dotychczasowych zasadach oraz spokojne wypracowanie kryteriów na przyszłość. Wynika z tego smutny wniosek: najbliższe półrocze jest w przeważającym zakresie stracone dla polskiej nauki.

Można zrozumieć, że bardziej radykalny ruch (natychmiastowe odstąpienie od ewaluacji) powodowałby pewien chwilowy biurokratyczny chaos. I zapewne taka perspektywa to dla administracji publicznej najgorsze, co się może zdarzyć, ostatni krąg piekła. Przymknięto więc oko na dalsze sankcjonowanie wymuszanych przez ewaluację patologicznych praktyk. Teraz staną się one szczególnie intensywne.

Czego możemy się spodziewać?

Punkty, nie jakość

Po pierwsze, dalszego desperackiego wyszukiwania na uczelniach, wydziałach i w dyscyplinach naukowych tych pracowników, którzy do tej pory niewiele publikowali. Będą oni – prośbą i groźbą – zmuszani do wytwarzania „wysoko punktowanych” publikacji. Tego rodzaju perswazja będzie zajmować większość społeczności uczelnianych w najbliższym czasie. Punkty przyznawane w ramach ewaluacji stanowią bowiem konsekwencję skomplikowanego zestawienia kluczowych publikacji pracowników danego wydziału czy dyscypliny.

Podkreślmy, że chodzi wyłącznie o punkty, a nie o jakość publikacji. W puli „wysoko punktowanych” są oczywiście czasopisma dobre, ale są również periodyki dyskusyjne, a także ewidentnie złe. Teraz, w ostatnich miesiącach, mało kto będzie zwracał uwagę na takie niuanse. Chodzić będzie o to, żeby mniej aktywni pracownicy opublikowali cokolwiek gdziekolwiek. Jednostki, które stwierdzą honorowo, że to działanie niewłaściwe, niezgodne z ideą prawdziwej nauki, że liczy się jakość i etos, ostatecznie uzyskają mniej punktów w ewaluacji.

Wskoczyć na łamy

Po drugie, jednocześnie zintensyfikuje się myślenie o tym, „co zrobić, żeby dostać więcej punktów”. Punkty ewaluacyjne przesłonią takie „drobiazgi”, jak realna wartość badań naukowych („przecież z tego nic nie ma!”) albo naukowych dyskusji. Zupełnie o tym w najbliższym półroczu zapomnimy. I można mieć wątpliwości, czy uda nam się szybko o tym potem przypomnieć.

Dziś również aktywniejsi pracownicy czują się w obowiązku udzielenia pomocy i wyszukiwania „wysoko punktowanych” czasopism. Z jakim skutkiem? W wielu dobrych międzynarodowych czasopismach (uwzględnionych akurat jakimś cudem w polskiej punktacji) zauważa się wzrost liczby zgłoszeń publikacji z polskich uczelni. Gdyby ten skok był oderwany od koniunkturalnego, ewaluacyjnego kontekstu, to byłoby świetnie. Problem polega na tym, że następuje on akurat w tym roku. Powoduje to – ujmijmy sprawę delikatnie – zdecydowanie większą „wrażliwość” redakcji uznanych zagranicznych czasopism na zgłoszenia z naszego kraju. Inaczej jest w rodzimych czasopismach. Ich redakcje znakomicie rozumieją sytuację, same w niej uczestniczą. Trwa wyścig, komu uda się w tej ostatniej chwili wskoczyć na łamy.

Dzień stracony dla nauki

Po trzecie, w najbliższym czasie będziemy rozpaczliwie szukać potwierdzenia popieranego przez system ewaluacyjny hasła, że nauka musi być ważna społecznie. Jednym z wymaganych bowiem w ewaluacji kryteriów jest „wpływ działalności naukowej na funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki”. Na czym polega w praktyce? Na usilnym zbieraniu zaświadczeń o tym, że działalność naukowców i uczelni przełożyła się na rzeczone „efekty”. Zebranie umów, mniej lub bardziej potrzebnych raportów, pieczątek czy nawet, o zgrozo, wpisów internetowych i innych tego typu potwierdzeń staje się znacznie ważniejszym celem niż uzyskanie realnych pozytywnych wyników. Również więc w tym przypadku forma przerasta treść.

Przykłady można mnożyć i rozwijać. Jeszcze raz warto podkreślić – ich kumulacja wystąpi właśnie teraz, w najbliższych miesiącach. Ktoś może uznać, że trudno, jakoś da się to przeżyć. Tak, zapewne przeżyjemy. Niemniej każdy stracony dla nauki dzień bardzo boli. Czy stać nas na zaprzepaszczenie aż kilku miesięcy?

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną