Shutterstock
Środowisko

Jak wilk w psa się pod stołem zmieniał

Genetycy są w dyskusji o udomowieniu psów bezradni. Za to dużo do powiedzenia mają badający stare kości archeozoolodzy.

Nauka dysponuje doskonałym narzędziem do analizy ewolucji żywych istot: badaniami DNA. Ale ponieważ psy mają 99,9 proc. DNA wilka, nadal nie wiemy, kiedy i gdzie ten dziki postrach lasów stał się domowym pieszczochem. Z genetycznych badań populacyjnych wynika jedynie, że był to zapewne proces długotrwały (jedni piszą, że rozpoczął się 40 tys. lat temu, inni – że kilkanaście), najprawdopodobniej wielokrotny i niezależny w różnych częściach świata. Nie wiadomo nawet, czy wilk został intencjonalnie udomowiony przez człowieka. Bo może – jak sugeruje amerykański antropolog ewolucyjny Brian Hare – udomowił się sam w wyniku naturalnego doboru tych odważnych osobników, które skuszone odpadkami wyrzucanymi przez ludzi, zamieszkały w pobliżu ich siedzib. Jedno zaś jest pewne: inny styl życia i dieta spowodowały zmiany morfologiczne w kościach zmieniających się w psy wilków.

Zespół badaczy z Murdoch University kierowany przez Colline Brassard przeanalizował żuchwy ponad 500 europejskich psów, żyjących między 10 a 5 tys. lat temu. I porównał je z tymi należącymi do współczesnych psów, wilków i australijskich dingo. Badania potwierdziły to, co już wiemy: rozrost często używanych mięśni szczęki wpływa na jej budowę. Szczęki i żuchwy u najstarszych psów były znacznie masywniejsze, bo zwierzęta te nadal dużo polowały i jadały bardzo twarde, wymagające żucia pożywienie, głównie mięsne. W diecie ich potomków zaczęły pojawiać się podawane im przez człowieka-rolnika pokarmy roślinne (współczesne psy mają kilka kopii genów, które umożliwiają im trawienie skrobi). A wtedy kości stawały się coraz delikatniejsze i mniejsze.

Interesujący wynik dało porównanie z kształtem żuchwy psów dingo, które przybyły do Australii między 5,6 tys. a 3,6 tys. lat temu i do dziś żywią się głównie mięsem kangurów. Okazało się, że pod względem gabarytów plasują się one między wilkami a współczesnymi psami, a obecność zaledwie jednej kopii genu odpowiedzialnego za trawienie skrobi sugeruje, że oddzieliły się od współczesnej linii psów, zanim te udomowione przystosowały się do diety wszystkożernej.

Innym badaniem, które pozwoliło coś nowego powiedzieć o diecie naszych najstarszych towarzyszy, były analizy koprolitów, czyli skamieniałych odchodów sprzed 4–5 tys. lat. Konkretnie tych, które zachowały się w osadzie budowniczych Stonehenge w Durrington Walls. Z artykułu w piśmie „Parasitology” wynika, że budowniczowie słynnego megalitu karmili swoje czworonogi dokładnie tym samym niedogotowanym lub niedosmażonym – bo pełnym jaj pasożytów – mięsem, które sami spożywali podczas biesiad i uczt.

To nie tylko najstarszy dowód rzucania psom pod stół resztek, ale też istnienia pasożytów w Anglii – twierdzi Piers Mitchell, antropolog biologiczny z University of Cambridge. W 19 koprolitach (z czego 4 należały do psów) znaleziono jaja nieznanego gatunku nicieni (do tej pory zidentyfikowano Capillaria hepatica i Capillaria philippinensis), którego ludzie i psy byli tylko pośrednimi żywicielami. W jednym z psich odchodów były zaś jaja tasiemca Dibothriocephalus dendriticus, którym można się zarazić spożywając ryby słodkowodne. Podczas uczt w Durrington Walls ryb nie jadano (nie ma ości w resztkach pokonsumpcyjnych), więc pies musiał dożywiać się poza wioską budowniczych Stonehenge. Może ten, kto złowił rybę, rzucił mu ją do zjedzenia na surowo.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną