To przemysłowe połowy zaśmiecają oceany
Ludzkość wyprodukowała już ponad 8 mld ton plastiku, z czego tylko kilka procent została poddana recyklingowi. Reszta zalega na wysypiskach lub krąży w środowisku – przede wszystkim w oceanach. Dotychczas sądzono, że większość tych ostatnich śmieci pochodzi z rozwijających się społeczności zamieszkujących wybrzeża, a także z rzek. Ale najnowsza analiza opublikowana w „Nature” przeczy temu twierdzeniu.
Jej autorzy przebadali plastikowe śmieci zlokalizowane w obrębie Północnego Wiru Pacyficznego. Ustalili, że zdecydowana większość odpadów, które udało się skategoryzować, to pozostałości po sieciach rybackich oraz innych akcesoriach używanych w zindustrializowanym, wielkoskalowym rybołówstwie: skrzynkach na ryby, pułapkach na węgorze, pływakach, bojach itd.
Aby ustalić kraje najbardziej za te śmieci odpowiedzialne, badacze przeanalizowali ponad 6 tys. fragmentów plastiku. Okazało się, że zdecydowanie przeważają pozostałości rybołówstwa Japonii, Chin, Korei, Stanów Zjednoczonych oraz z Tajwanu.
Porzucone w oceanach materiały syntetyczne, w tym przede wszystkim nieużytkowane sieci rybackie, tzw. sieci widmo, stanowią ogromne zagrożenie dla oceanicznej fauny. Organizacje takie jak The Ocean Cleanup czy Ghost Diving zajmują się odławianiem tych materiałów. Jednak to tylko rozwiązanie tymczasowe. Dużo ważniejsze jest zapobieganie problemowi. Dotychczas sądzono, że profilaktyka ta jest trudna do zaplanowania, ponieważ społeczności z terenów nierozwiniętych z trudem dostosowują się do regulacji. Jednak rozwiązania problemu mogą okazać się znacznie prostsze: to silniejsze regulacje i bardziej intensywna współpraca międzynarodowa.