Shutterstock
Środowisko

Pantera porzuca dzicz, żeby nie zginąć z rąk kłusownika

Analiza zasięgu 14 największych gatunków zwierząt w Azji ujawniła, że zagrożone gatunki żyją coraz bliżej ludzkich siedlisk. Ta strategia pomaga im przetrwać.

Sąsiedztwo człowieka jest dla dzikiej fauny dużym wyzwaniem. Ludzie naruszają zwierzęce terytoria – zmniejszają lub dzielą. Płoszą wrażliwe gatunki i – co najważniejsze w omawianym kontekście – polują na duże zwierzęta, co zmniejsza ich liczebność. To ostatnie jest elementem większego zjawiska, nazywanego degradacją troficzną (ang. trophic downgrading). Sprowadza się ono do tego, że drapieżnik preferuje gatunki z wysokich szczebli drabiny troficznej, a tym samym zwiększa na nie presję. W efekcie wzrasta liczebność reprezentantów niższych poziomów pokarmowych. W tym przypadku człowiek, jako skuteczny myśliwy, przez ostatnich kilkanaście tysięcy lat wywierał presję na duże zwierzęta, bo to właśnie na nie najbardziej opłacało mu się polować.

Z opublikowanej właśnie w „Science Advances” pracy wynika, że w ciągu ostatnich 12 tys. lat zjawisko degradacji troficznej zachodziło szczególnie intensywnie w pobliżu siedlisk ludzkich, więc szczytowe gatunki ich unikały. Współcześnie jednak tygrysy, słonie czy pantery mgliste zmieniły strategię.

Dlaczego? Rzecz w tym – zwrócili uwagę uczeni – że tereny bliższe cywilizacji i znajdujące się w okolicy parki narodowe są odwiedzane przez turystów. Dlatego podejmuje się tam ostrzejsze działania antykłusownicze. Strażnicy szybciej i skuteczniej reagują, zatem kłusownicy nie porywają się tak chętnie na polowania; wolą dzikie ustępy – tam bowiem czują się bezkarni.

To by oznaczało, że współczesna fauna może być beneficjentem tzw. krajobrazu strachu: jako potencjalne ofiary wolą żyć blisko drapieżników (ludzi, którzy nie próbują ich zabić), niż wystawiać się na poważniejsze zagrożenie (kłusowników).

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną