. . Shutterstock
Środowisko

Wojsko emituje gazy cieplarniane i milczy, a powinno działać

Armia USA jest większym szkodnikiem niż niejedno państwo. Są też inne. Jak to wpływa na klimat? Nie sposób ocenić. Najwyższy czas przerwać zmowę milczenia wokół tego tematu – apelują naukowcy.

Czołg w trudnym terenie potrafi zużyć ok. 1000 litrów paliwa na 100 km. Na dobrej szosie pali zaś „tylko” sto razy więcej niż przeciętny samochód osobowy. Jakie zatem piętno odciskają armie świata na ziemskim klimacie? Dobre pytanie, ale nie znamy na nie konkretnej odpowiedzi – pisze ośmiu brytyjskich ekspertów w obszernym komentarzu opublikowanym w najnowszym „Nature”. To bowiem temat tabu.

Już w trakcie negocjacji nad Protokołem z Kioto, czyli międzynarodowym traktatem dotyczącym przeciwdziałania globalnemu ociepleniu, Amerykanie lobbowali za wyłączeniem sfery militarnej z obowiązku raportowania wielkości emisji gazów cieplarnianych. Uzasadniali to oczywiście kwestiami bezpieczeństwa narodowego. „Takie podejście utrzymuje się do dzisiaj, chociaż argument bezpieczeństwa przestał być aktualny. Dysponujemy metodami obliczania emisji w globalnych łańcuchach dostaw bez naruszania praw własności intelektualnej lub ujawniania poufnych informacji” – piszą specjaliści.

Ze zgrubnych szacunków wynika, że siły militarne na całym świecie odpowiadają za 1 do 5 proc. globalnej emisji, co jest porównywalne z transportem lotniczym oraz morskim (każdy to 2 proc. emisji). Gdyby zaś samą US Army potraktować jako osobne państwo, to prawdopodobnie na głowę mieszkańca (całego swojego personelu) byłyby to 42 tony CO2 (dane za 2018 r.). Paliwo przez nią zużyte generuje emisję równoważną 6 mln samochodów osobowych w USA, pochłania ona także prąd, jedzenie, amunicję, elektryczność i inne materiały, których produkcja zanieczyszcza powietrze. Może być gorsza niż całe kraje, takie jak np. Szwajcaria, Ghana czy Nowa Zelandia. A przecież pokaźne siły militarne mają również inne kraje, m.in. Chiny (2 mln personelu wojskowego), Wielka Brytania, Rosja czy Turcja. Dlatego eksperci wzywają w „Nature” do przerwania zmowy klimatycznego milczenia wokół wojska. I apelują o podjęcie stosownych działań. Siły militarne na całym świecie – postulują – muszą wziąć współodpowiedzialność za ochronę klimatu. Dlatego należy zreformować protokoły sprawozdawcze wynikające z umów międzynarodowych, by uwzględnić wpływ armii. Wojskowi muszą też poprawić swoje zdolności szacowania wpływu infrastruktury militarnej na klimat. Zadaniem naukowców jest zaś przeanalizowanie oddziaływania konfliktów zbrojnych na globalne ocieplenie (wojna w Iraku w latach 2003–2011 spowodowała, że do atmosfery powędrowało 250 mln ton CO2). I to wojsko musi ich wesprzeć w prowadzeniu niezależnych analiz i wypracowywaniu rozwiązań pomagających chronić klimat.

Tymczasem światowe armie nie kwapią się, by zmniejszać emisje CO2. Spośród 27 krajów Unii Europejskiej, tylko w dziesięciu wojsko zadeklarowało chęć zajęcia się tym problemem, a jedynie w 7 wyznaczono konkretne cele.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną