. . Shutterstock
Środowisko

COP27: Fascynacja gazem i działania bogaczy zatruwają atmosferę

Politycy przekonują, że ciekły gaz ziemny to tylko paliwo przejściowe na czas kryzysu rozpętanego przez Rosję. Eksperci obawiają się, że nowa infrastruktura będzie kusić, by z niej korzystać. A walkę z ociepleniem klimatu komplikują dodatkowo miliarderzy.

Jeśli zostaną zrealizowane wszystkie plany, to w 2030 r. produkcja LNG (liquefied natural gas) będzie pięciokrotnie większa niż wynosił eksport gazu z Rosji do państw europejskich w 2021 r. – wyliczyli autorzy raportu „Warming Projections Global Update” przygotowanego w ramach inicjatywy Climate Action Tracker (CAT). Dodają, że emisje gazów cieplarnianych pochodzące z wykorzystania LNG mogą osiągnąć nawet 10 proc. pozostałego budżetu węglowego, czyli ilości dwutlenku węgla, jaką jeszcze można wprowadzić do atmosfery, by nie przekroczyć celu stabilizacji temperatury atmosfery na poziomie 1,5 st. C w stosunku do okresu przedprzemysłowego.

Deklaracje i realizacje

Problem w tym, co najlepiej pokazują analizy CAT, że nagła fascynacja LNG jeszcze bardziej komplikuje złożoną rzeczywistość walki z katastrofą klimatyczną. Cele wskazywane przez naukowców w żaden sposób nie zgadzają się z deklarowanymi działaniami podejmowanymi przez państwa, a jeszcze mniej z realnymi działaniami. Nawet w optymistycznym scenariuszu analizowanym przez CAT, który zakłada, że wszystkie deklaracje zostaną zrealizowane, temperatura wzrośnie do 1,8 st. C.

Mimo to analitycy z Międzynarodowej Agencji Energii (IEA) są przekonani, że ciągle realny jest scenariusz neutralności emisyjnej do 2050. Ich założenia sprzed roku zostały zaktualizowane w najnowszym World Energy Outlook, opublikowanym tuż przed Szczytem klimatycznym COP27. Aktualizacja była konieczna, bo 2021 r. okazał się rekordowym pod względem emisji gazów cieplarnianych.

Na dodatek, mimo apeli, żeby już nie uruchamiać nowych instalacji energetycznych opartych na paliwach kopalnych, powstałe na świecie nowe moce zużyją ok. 5 proc. budżetu węglowego.

Północ i Południe

Nie tylko te rozbieżności między obietnicami a rzeczywistością są problemem. Optymistyczne założenie, że da się zrealizować scenariusz Net Zero 2050 czy stabilizacji temperatury na poziomie 1,5 st. C opiera się nie tylko na przekonaniu, że politycy, przedsiębiorcy i konsumenci w końcu pójdą po rozum do głowy i zaczną działać adekwatnie do skali problemu. Innym ważnym założeniem jest twierdzenie, że znajdujące się dziś w zupełnych powijakach technologie wychwytu i składowania dwutlenku węgla w 2050 r. staną się jednym z kluczowym elementów stabilizowana klimatu. Jest ono jednak równie niepewne jak wiara w ludzki zbiorowy rozsądek.

W takiej sytuacji nic dziwnego, że ważnym elementem klimatycznych negocjacji jest szukanie odpowiedzialnych za katastrofę. Globalne Południe, które emituje najmniej – setki milionów ludzi ciągle nie mają nawet dostępu do elektryczności – cierpi najbardziej z powodu zmian klimatycznych. Dlatego oczekuje od bogatej Północy pomocy finansowej, obiecanej zresztą podczas szczytu w Kopenhadze w 2009 r. Do dziś jednak ciągle nie widać 100 mld dolarów rocznie, które miały być zbierane od 2020 r., a większość środków ma charakter pożyczek.

W obecnej sytuacji ekonomicznej na świecie dodatkowe zadłużenie tylko pogłębia problemy najbiedniejszych, zamiast im przeciwdziałać. Nawet konserwatywno-liberalny tygodnik „The Economist” określa zachowanie społeczeństw Europy i Ameryki mianem skrajnej hipokryzji.

Bogaci i jeszcze bogatsi

Jej miarą może być udział miliarderów w zatruwaniu atmosfery. Jak wyliczyła organizacja Oxfam wraz ze Stockholm Environment Institute (SEI), 125 najbogatszych miliarderów odpowiada za emisje równe „wkładowi” Francji – kraju zamieszkałego przez 67 mln osób. Jeden miliarder produkuje przeciętnie 3,1 mln ton ekwiwalentu węgla rocznie (przeciętna wartość na głowę dla 90 proc. ludzi licząc od dołu drabiny zamożności to 2,76 t). Źródłem tych emisji jest nie tylko ostentacyjna konsumpcja, lecz także – w jeszcze większym stopniu – inwestycje, w których lokowane są ich majątki.

Ale nie trzeba być miliarderem, żeby szkodzić klimatowi pond dopuszczalną miarę. Ten sam Oxfam wraz z SEI wylicza, że 1 proc. osób najzamożniejszych (ok. 63 mln ludzi) odpowiada za 15 proc. globalnych emisji, a 10 proc. – za ponad 40 proc.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną