. . Shutterstock
Środowisko

Z czego cichaczem chichoczą zwierzęta

Czy stroją sobie żarty? Czy robią niewinne i złośliwe dowcipy? Człowiekowi trudno to ocenić. Ale próbuje.

Mogłoby się wydawać, że poczucie humoru nie potrzebuje definicji. Śmieszne przecież może być wszystko od prostych żartów do abstrakcyjnych gier słownych, a intuicyjnie czujemy, że to, co bawi nas, może też rozbawić inną osobę. Problem pojawia się, kiedy zaczniemy się tym głębiej zastanawiać. A właściwie, gdy postawimy sobie podstawowe pytanie: dlaczego w ogóle cokolwiek nas bawi i jaki jest biologiczny sens tego zjawiska. Naukowcy nie znaleźli jeszcze satysfakcjonującej odpowiedzi. Zdolność odczuwania rozbawienia związana jest z obecnym w mózgu układem nagrody, a więc śmiech jest rodzajem gratyfikacji za dobrze wykonane zadanie. Może służyć rozładowaniu napięcia. Albo pokazaniu innym swojej wyższości. Możliwe też, że chodzi o wykazanie się elastycznością w zachowaniu, czyli adaptacją do otoczenia. A zgodnie z najpopularniejszą obecnie teorią śmiech towarzyszy sytuacjom, w których pojawiają się niespójności, niezgodności między tym, co się dzieje, a tym, czego się spodziewamy. Kiedy mózg upora się z tym dysonansem, dostajemy bonus – humorystycznego lizaka. Wszystkie powyższe teorie zwykle odnoszą się wyłącznie do naszego gatunku. Ale czy poczucie humoru to cecha wyłącznie ludzka? Odpowiedź na to pytanie zależy przede wszystkim od naszego spojrzenia na inne zwierzęta.

Z jednej strony można za Kartezjuszem twierdzić, że nie mają one życia wewnętrznego, nie myślą i nie są zdolne do odczuwania emocji. Skrajnym przeciwieństwem tego podejścia jest przyznanie w 2016 r. w Argentynie osobowości prawnej szympansicy o imieniu Cecilia. Współczesna nauka potwierdza, że zwierzęta są zdolne do bardziej skomplikowanych procesów myślowych – potrafią kłamać, mogą wpaść w depresję i przeżywać żałobę. Czy zatem mają poczucie humoru?

Cierpliwość badacza, czyli nie ma zabawy na zawołanie

Najkrótsza odpowiedź brzmi: tak. Dłuższa: najprawdopodobniej tak, ale nie jest ani to oczywiste, ani proste do udowodnienia. Badanie poczucia humoru wśród zwierząt jest trudniejsze od zbadania niż analiza diety czy struktury stadnej. Z dwóch powodów. Po pierwsze zachowania takie pojawiają się dopiero wtedy, gdy osobnik lub grupa osobników znajduje się w bezpiecznym i miejscu i nie jest zajęta dosłownie rozumianą „walką o przetrwanie”. Naukowcy rzadko mają okazję obserwować zwierzęta w takiej sytuacji w warunkach naturalnych i dlatego najczęściej zabawy opisuje się albo u młodych (które czują się bezpiecznie dzięki obecności i ochronie ze strony rodziców), albo w dobrych warunkach w niewoli. Drugi powód jest natury bardziej filozoficznej. Kwestia poczucia humoru u zwierząt rzadko podejmowana jest przez biologów, ponieważ sama koncepcja wymyka się naukom przyrodniczym i ścisłym. Badacz może jedynie założyć, że zwierzę jest w ogóle do zabawy zdolne – nie ma możliwości go do niej zmusić. I nie może przewidzieć, czy ją podejmie, a nawet jeśli tak się stanie – nie wiadomo, uda mu się w poprawny sposób zinterpretować jego zachowanie i rozpoznać humor tam, gdzie faktycznie się pojawi.

Poza tym schemat badawczy wymaga, żeby wyniki były powtarzalne w takich samych warunkach eksperymentalnych. Jednostkowe, niepoddane schematowi, przypadkowe obserwacje nie wystarczą do potwierdzenia lub obalenia jakiejkolwiek hipotezy. A w przypadku tak nieprzewidywalnego zjawiska, jak poczucie humor, niestety tylko na takie dane można liczyć. Dlatego zdecydowana większość przesłanek świadczących o istnieniu poczucia humoru u zwierząt to tak zwane dowody anegdotyczne, które zebrane razem sprawiają wrażenie przekonujących, ale nie spełniają wymogów wiedzy naukowej.

Pomyłki człowieka, czyli nie wszystko śmieszne, co się takim wydaje

Słownik Języka Polskiego PWN mówi, że poczucie humoru to „umiejętność dostrzegania rzeczy śmiesznych i śmiania się z nich”. Nie jest to definicja poprawna z biologicznego punktu widzenia, jako że – wbrew pozorom – poczuciu humoru wcale nie musi mu towarzyszyć śmiech. I może się on pojawiać się w sytuacjach mało zabawnych, czego najlepszym przykładem jest ten nerwowy, towarzyszący stresowi. Można więc przypuszczać, że śmiech i zdolność dostrzegania śmiesznych zjawisk powstały osobno, a dopiero po jakimś czasie zostały funkcjonalnie związane.

Niezależnie od definicji, śmiech i poczucie humoru nie są cechą przynależną jedynie człowiekowi. Oprócz nas śmiać potrafią się inne człowiekowate: szympansy, goryle i orangutany. Ich śmiech jest tak podobny do ludzkiego, że uważa się, iż ta cecha wyewoluowała jeszcze przed rozdzieleniem się naszych linii ewolucyjnych, u wspólnego przodka żyjącego kilkanaście milionów lat temu. Na tym jednak nie koniec – zjawiska interpretowane jako śmiech zauważono również u tak odrębnych grup, jak psy, pingwiny i szczury. Te ostatnie „śmieją się” w paśmie ultradźwiękowym, a więc potrzeba specjalnej aparatury, żeby ten odgłos usłyszeć. Być może śmieją się też inne gatunki, ale nie zauważyliśmy tego do tej pory. Ponieważ jednak zdolność do śmiechu nie jest konieczna, by uznać, że zwierzę ma poczucie humoru, lepiej zastanowić się nad inną kwestią: co może je rozbawić?

Wiele gatunków prowadzi zabawy, ale to nie oznacza beztroski. Walczące ze sobą na niby młode lwy, siłujące się szczury lub goniące się wilczątka przede wszystkim przygotowują się do wyzwań, które będą je czekać w dorosłym życiu. Zabawa zwierzęcych dzieci to po prostu morderczy trening umiejętności kluczowych dla samodzielnego przeżycia bez opieki rodziców. Test wytrzymałości i sprawności.

Za prawdziwą zabawę możemy uznać natomiast zachowania, które nie są związane z bezpośrednią potrzebą życiową, także taką jak poszukiwanie pokarmu czy partnera. Czyli aktywność spontaniczną, czasami groteskową, której jedynym celem jest dostarczenie przyjemności.

Ze względu na nasze zdolności porozumiewania się ze zwierzętami raczej nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy opowiadają sobie dowcipy. Mamy za to mnóstwo przykładów żartów sytuacyjnych i zabaw związanych z ruchem. Małpy świetnie się bawią, grając w berka. W trakcie intensywniej śmieją się osobniki łapane – prawdopodobnie dlatego, że pozwala to rozładować napięcie związane z ucieczką przed kolegami. W jednej grupie młodych szympansów trzymanych w niewoli zaobserwowano nawet pewną modyfikację tej zabawy. Młoda samica kładła sobie na głowę koc i biegała za innymi, udając „ducha”, jak często robią dzieci.

A inne zwierzęta? Dorosłe wrony zjeżdżają czasem dla zabawy po zaśnieżonych maskach samochodów, co można zaobserwować nawet w Warszawie. Z kolei szczury uwielbiają łaskotki. Do tego stopnia, że wręcz gonią palce opiekuna, domagając się ich kolejnej porcji. W wielkich akwariach ssaki morskie mogą obserwować przyglądających się im ludzi i czasem trudno ustalić, która strona ma z tego więcej radości. Swojego czasu popularność zyskało nagranie, na którym delfin sprawiał wrażenie rozbawionego, obserwując dziewczynę wykonującą przed nim salta. Mnóstwa przykładów mogą też dostarczyć właściciele domowych czworonogów. Pewien młody pies, który przypadkowo przewrócił swoją matkę na spacerze, na kolejnych spacerach – ku jej irytacji, a jego radości – starał się to powtarzać.

Naiwność kurczęcia, czyli psota bawi najbardziej

Oczywiście zwierzęce żarty mogą też być złośliwe. Im bardziej inteligentny jest gatunek, tym jego poczucie humoru będzie bardziej złożone i bliższe ludzkiemu. Wiele takich przykładów dostarczają ptaki krukowate i papugi. Wrony bawią się czasem, podszczypując dziobem kota za ogon. Swoją drogą podobną zabawę zaobserwowano wśród małp, których dwójka pastwiła się w taki sposób nad młodym tygrysem. Sroki bawią się kosztem kurcząt, wydając z siebie dźwięki udające wołanie człowieka wzywającego je na karmienie. Kurczęta – które nie należą do najbystrzejszych zwierząt – za każdym razem dają się nabrać i przybiegają do wołania, zapewniając znudzonym srokom chwilę rozrywki. Pewna papuga zachowywała się podobnie, wołając psa głosem jego właściciela.

Inne ssaki naczelne – być może przez ich podobieństwo do człowieka – również są kopalnią anegdot o poczuciu humoru. Gorylica Koko nauczyła się ponad tysiąc znaków specjalnie dla jej potrzeb zmodyfikowanego amerykańskiego języka migowego, a także rozumiała około 2 tys. słów mówionego angielskiego. Potrafiła reagować na sygnały opiekunów, odpowiadać na pytania, a nawet zadawać własne. Okazało się też, że nie brak jej pewnej przewrotności i zdolności do żartowania. Tworzyła rymy (np. łącząc słowa „hair” i „bear” albo „goose” i „moose”) i udawała, że jest słoniem (piła wodę przez grubą rurę, którą manipulowała niczym trąbą). Wydaje się, że Koko nie była pod tym względem wyjątkowa. Była jednak jednym z niewielu zwierząt, z którymi udało się ludziom nawiązać kontakt pozwalający na tak subtelną komunikację. Bez wspólnego języka i możliwości bezpośredniego przesyłania komunikatów, trzeba bardzo dobrze poznać biologię gatunku, żeby jego zachowania nie interpretować tak jak ludzkiego.

Sznurówki małpy, czyli inwencja bez treningu

Być może właśnie z tego powodu koncepcja poczucia humoru u zwierząt ma swoich krytyków. Uważają oni, że humor jest tylko efektem pewnego rodzaju warunkowania, jak w przypadku psa Pawłowa śliniącego się na dźwięk dzwonka, który kojarzył z podaniem jedzenia. Biorąc pod uwagę, że większość obserwacji prowadzonych jest w niewoli, zwolennicy koncepcji warunkowania uważają, że takie zachowania wykształciły się po prostu w oczekiwaniu nagrody po ich wykonaniu. To zjawisko nazywa się czasem „efektem mądrego Hansa”. Hans to koń żyjący na początku XX w., który przez pewien czas cieszył się opinią niezwykle inteligentnego i obdarzonego wyjątkowymi zdolnościami matematycznymi. Na scenie doskonale rozwiązywał różne zadania rachunkowe, aż udowodniono, że tak naprawdę reagował na podświadomie wysyłane mu przez opiekuna sygnały.

Kwestię poczucia humoru u zwierząt jednak trudniej odrzucić niż ich biegłość w dodawaniu i mnożeniu. Bardzo często wykazują się nim wtedy, kiedy ludzki obserwator się tego nie spodziewa, a czasem nawet wbrew jego woli. Pewnego razu Koko związała razem sznurówki swojej opiekunki i przy użyciu języka migowego poleciła „goń”. To był spontaniczny pomysł, nie trenowała wcześniej takiego zachowania i nie była uczona, że przyniesie ono nagrodę. Po prostu chciała się bawić i znalazła na to sposób, którego nie powstydziłby się ludzki kilkulatek. Wykazała się ciekawością i kreatywnością, a także pewną dozą bezczelności. To nie są zachowania, które można w zwierzęciu wytrenować. Ona to potrafiła. I – zapewniamy – nie była jedyna.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną