Ziemię z jaskiń badacze przemywali na sitach o oczkach 1 mm. To, co pozostało, suszyli i przebierali w poszukiwaniu najdrobniejszych kości i zabytków. W ten sposób znaleźli dowody na obecność na ziemiach polskich Homo heidelbergensis. Ziemię z jaskiń badacze przemywali na sitach o oczkach 1 mm. To, co pozostało, suszyli i przebierali w poszukiwaniu najdrobniejszych kości i zabytków. W ten sposób znaleźli dowody na obecność na ziemiach polskich Homo heidelbergensis. MIRON BOGACKI/FOTOSTACJA.PL / Archiwum
Środowisko

Małgorzata Kot: W jaskiniach wszyscy jesteśmy MacGyverami

O sensacyjnym odkryciu najstarszych śladów hominidów na ziemiach polskich opowiada archeolożka dr Małgorzata Kot.
Małgorzata KotMIRON BOGACKI, FOTOSTACJA.PL/•Małgorzata Kot
Dr Małgorzata Kot jest archeolożką z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizującą się w paleolicie. Zagląda tam, gdzie większość uczonych woli się nie zapuszczać – do wymagających wytrwałości, pomysłowości, hartu ducha i ciała jaskiń. Poza Polską prowadzi badania na przedgórzu Tienszanu w Azji Centralnej. Szuka tam śladów po kontaktach między neandertalczykami, denisowiańczykami a ludźmi współczesnymi.



Agnieszka Krzemińska: – Czy to prawda, że na trop, który doprowadził was do sukcesu, natrafiliście w magazynach?
Dr Małgorzata Kot: – Poniekąd. Zaczęło się od weryfikacji badań, które w latach 60. i 70. XX w. prowadził w Dolinie Sąspowskiej warszawski archeolog prof. Waldemar Chmielewski. Miał on idée fixe, by przekopać w jej obrębie 13 niebadanych wcześniej jaskiń, szukając śladów osadnictwa ludzkiego. Zajęło mu to 45 lat, ale, niestety, nigdy nie opublikował wyników swoich badań. A w archeologii jest tak, że jeśli coś się znajdzie i nie opisze, to odkrycie nie istnieje.

Na szczęście razem z nim w jaskiniach pracowali geolodzy z Warszawy i paleontolodzy z Krakowa, którzy swoje materiały opracowali. W ich publikacjach prof. Chmielewski zamieścił tabelkę, w której zaznaczył, czy w danej jaskini natrafił na zabytki z paleolitu, neolitu czy z późniejszych epok. Dlatego postanowiłam rozpocząć projekt, który uzupełni wiedzę na temat tych jaskiń zarówno poprzez analizę materiałów z magazynów Uniwersytetu Warszawskiego, jak i badania w terenie, co było możliwe dzięki dofinansowaniu z Narodowego Centrum Nauki.

Czy ktoś przypuszczał, że w Tunelu Wielkim w Ojcowskim Parku Narodowym będą narzędzia sprzed pół miliona lat?
Z publikacji wynikało, że w tej jaskini była typowa fauna plejstoceńska, sprzed ok. 60–40 tys. lat. Ale gdy kilkanaście lat temu paleontolog Grzegorz Lipecki przeglądał przechowywane w magazynach Instytutu Systematyki i Ewolucji PAN w Krakowie materiały z Tunelu, stwierdził, że kości niedźwiedzi jaskiniowych wyglądają na znacznie starsze. Niestety nie byliśmy w stanie stwierdzić, czy kości te pochodzą z tych samych warstw, w których znaleziono zabytki krzemienne.

Gdy otworzyłam stary wykop prof. Chmielewskiego i poszerzyłam go o dwa metry, nadal byłam święcie przekonana, że to warstwy sprzed góra 60 tys. lat. Robiły bowiem wrażenie klasycznej sekwencji jaskiniowej: czarny humus z holocenu, czyli ostatnich 10 tys. lat; niżej lessy z maksimum ostatniego zlodowacenia sprzed 20–25 tys. lat, a jeszcze niżej starsze od lessu gliny, a zatem sprzed ok. 30–40 tys. Jedynie kości zwierząt były jakieś takie mocno sczerniałe i bardzo ciężkie, jakby skamieniałe.

To kiedy nastąpił przełom?
Gdy świeżo zatrudnionemu w naszym grancie paleontologowi z Włoch dr. Claudio Berto dałam do analizy wykopane przez nas w Tunelu kości gryzoni, ten po kilku dniach przyszedł i zapytał: „To wy tu macie stanowiska sprzed pół miliona lat?”. Oczywiście zaprzeczyłam, ale on zaczął mi pokazywać pojedyncze zęby i tłumaczyć zawiłości ich ewolucji. Zakończył stwierdzeniem, że na pewno należą one do gatunków gryzoni, które żyły między 550 a 450 tys. lat temu. Byłam w szoku, gdy kolejne analizy potwierdziły, że we wszystkich warstwach glin mamy kości tak starych małych ssaków. Przyszła zatem pora na ssaki duże.

Zespół paleontologów pod kierunkiem Grzegorza Lipeckiego z ISEZ PAN w Krakowie i prof. Adriana Marciszaka z Uniwersytetu Wrocławskiego wykazał, że kości drapieżników należą do przodków niedźwiedzi jaskiniowych, likaona (Lycaon lycaonoides), wilka mosbacheńskiego (Canis mosbachensis), lwa jaskiniowego czy jaguara. Gatunków, które występowały na naszych ziemiach właśnie około pół miliona lat temu. Kropkę nad „i” postawili geolodzy, którzy wskazali w profilu wykopu warstwy wskazujące na moment silnej erozji, która wymyła osady datowane na między 500 a 25 tys. lat.

No to skąd ta pomyłka, która w literaturze pokutowała przez ponad 50 lat?
Odpowiada za nią kształt jaskini. Nazywa się ona Tunel, bo jest to korytarz z dwoma wejściami. Teraz podejrzewamy, że gdzieś 30–40 tys. lat temu musiało się wydarzyć coś – na przykład otworzyło się jedno z obecnych wejść – co spowodowało wypłukanie większości osadów jaskiniowych. Ponieważ jednak w jaskini był rodzaj leja, te warstwy sprzed 550–450 tys. lat, które zsunęły się do niego, zachowały się w zagłębieniu przy dnie. Doszło zatem do wyjątkowej sytuacji, bo nie tylko na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, ale w ogóle w jaskiniach na naszej szerokości geograficznej tak stare warstwy zachowują się niezwykle rzadko. Przyczyna jest prosta: zazwyczaj wymywały je w późnym plejstocenie nachodzące, a potem topniejące lodowce.

W jaskini Tunel Wielki w Ojcowskim Parku Narodowym udało się znaleźć 170 krzemieni. Niektóre z pewnością były narzędziami.Małgorzata Kot/ArchiwumW jaskini Tunel Wielki w Ojcowskim Parku Narodowym udało się znaleźć 170 krzemieni. Niektóre z pewnością były narzędziami.

Najstarsze stanowiska z narzędziami hominidów w Trzebnicy i Rusku na Dolnym Śląsku datowane bywają nawet na więcej niż 500 tys. lat, ale to stanowiska otwarte.
No właśnie. A te w jaskiniach są dla nas o tyle ciekawsze, że zachowują się w nich nie tylko zabytki kamienne, ale też nieźle datujące i wiele mówiące o klimacie kości zwierząt.

To co opowiedziały wasze gryzonie i likaony?
Po pierwsze, ponieważ na ich kościach mamy niewiele śladów pokonsumpcyjnych, mogło być tak, że grupy hominidów i zwierzęta zamieszkiwali jaskinię, nie wchodząc ze sobą w interakcje. Co nie powinno dziwić, skoro w liczącej zaledwie 10 cm warstwie z zabytkami i kośćmi upchnięte jest od 20 do 10 tys. lat historii.

Po drugie, kości zwierząt wskazują, że w tym czasie miały miejsce dwa epizody klimatyczne – chłodniejszy i cieplejszy, przy czym warstwy z zabytkami po hominidach pochodzą z tego drugiego, gdy klimat porównywalny był do dzisiejszego. To dla nas istotna wskazówka, bo oznacza, że nasi przodkowie musieli przybyć do Jury wyposażeni w pewien pakiet kulturowy – nosić okrycia wierzchnie i używać ognia.

Macie jego ślady?
Sam fakt, że mieszkano w zimnej i wilgotnej jaskini, już na to wskazuje. Ale mamy też pojedyncze węgle drzewne oraz przepalony zabytek krzemienny, co stanowi silną poszlakę, że używano ognia. Do Tunelu Wielkiego trafił Homo heidelbergensis, pośrednia forma między Homo erectusem a neandertalczykiem. To zaskakujące, bo ślady zamieszkiwania przez tego hominida jaskiń znaliśmy dotąd jedynie z Hiszpanii i Francji. Badacze przypuszczali zatem, że nie umiał albo nie lubił w nich mieszkać, gdy udawał się w chłodniejsze regiony Europy, bo tam jego ślady pojawiają się tylko na stanowiskach otwartych.

W Tunelu przedstawiciele Homo heidelbergensis zostawili po sobie odłupki oraz rdzenie, z których je uzyskiwali. Niestety, wszystkie te zabytki są tak bardzo zniszczone, że w przypadku niektórych nie mogę nawet powiedzieć, czy na pewno były później przerabiane na narzędzia. Chociaż mamy ponad 170 krzemieni, pewnych narzędzi jest tylko kilka. Reszta to odpadki z ich produkcji.

Zawsze podziwiałam, jak wy, paleoliciarze, odróżniacie zwykły naturalnie połamany kamyk od tego intencjonalnie obrobionego przez człowieka, a nawet dzielicie je na kategorie. W artykule w „Scientific Reports” piszecie, że w Tunelu są głównie zgrzebła. Czyli co?
Dla nas to retuszowany odłupek służący do cięcia. Obrazowo: taki najprostszy nóż kamienny. Najczęściej zgrzebeł używali neandertalczycy, ale pierwsze wymyślił właśnie Homo heidelbergensis – różnica między nimi nie jest tak wyraźna. W Tunelu miałam rdzenie i odłupki, więc mogłam prześledzić cały proces tworzenia narzędzi. Bardzo mnie zdziwiło, że pierwsi mieszkańcy jaskini używali najprostszej możliwej metody – na twardym podłożu stawiali przyniesioną z wąwozu bryłę krzemienia i uderzali w nią drugim kamieniem.

Zostawili po sobie przepalone węgielki i prymitywne narzędzia. A swoje kości?
Faktem jest, że parę lat temu hiszpańskim genetykom udało się pozyskać mitochondrialne DNA Homo heidelbergensis z jaskini Sima De los Huesos, ale tam panują wyjątkowo korzystne warunki. U nas antropolog co prawda wytypował kilka kości potencjalnie ludzkich, ale nie udało się potwierdzić badaniem DNA, że należały do hominidów. Nieudana była też próba analizy aminokwasów, co tylko potwierdziło, że nasze kości są bardzo stare.

Zaawansowany wiek stanowiska sprawił, że mieliśmy też kłopot z ustaleniem jakiejkolwiek daty bezwzględnej i chronologię opieramy jedynie na morfologii szczątków kostnych zwierząt. Nie mogliśmy przebadać węgielków czy kości przy pomocy metody radiowęglowej, bo ta działa do 55 tys. lat. Co więcej, nie poradziła sobie też z nimi metoda uranowo-torowa. Jeszcze spróbujemy poddać je badaniu elektronowego rezonansu spinowego, ale jeśli pojawi się jakiś nowy sposób, warto będzie go wypróbować.

Badanie DNA robiliście w laboratorium tegorocznego noblisty Svante Pääbo w Instytucie Maxa Plancka w Lipsku. Jak to wyglądało?
Kosmicznie. Musiałam założyć sterylny kombinezon, czepek, okulary, osłonę na twarz i dwie pary rękawiczek, by w ogóle móc wejść do sterylnego pomieszczenia, w którym pozyskuje się próbki do analizy. Całą dobę włączone jest tam światło UV, które wybija zanieczyszczenia – wyłącza się je tylko na czas pobierania. Patrzyłam, jak laborantka zużywa całą paczkę rękawiczek nylonowych – zmieniała je za każdym razem, gdy wyjmowała ręce zza szyby, za którą były kości. Wszystko po to, by nie zanieczyścić próbki naszym DNA.

Tylko że wy przywozicie te próbki już zanieczyszczone waszym DNA – w trakcie wykopalisk nie jesteście aż tak restrykcyjni?
Nie jesteśmy. Tyle że próbki pobiera się z wnętrz kości, więc zanieczyszczenie na zewnątrz nie ma aż takiego znaczenia. Ale wprowadzamy coraz więcej reguł do naszej pracy: np. nie chodzimy już po wykopie, poza tym pobieramy próbki w maseczce i rękawiczkach, bo od kilku lat można badać też DNA w sedymentach, czyli w warstwach ziemi. Wystarczy 30 mg, by znaleźć w niej materiał genetyczny ludzi lub zwierząt.

Czy kiedyś coś wam z tego badania wyszło?
W Tunelu nie, bo to są zbyt stare warstwy, ale w sąsiedniej jaskini Koziarnia wyszła obecność DNA różnych zwierząt.

To jak bada się jaskinie?
Zupełnie inaczej niż stanowiska otwarte. Abstrahując od tego, że aby zacząć wykopaliska, trzeba załatwić mnóstwo pozwoleń w różnych instytucjach i że do niektórych jaskiń w ogóle trudno jest dotrzeć, to jeszcze wszyscy musimy być po trosze MacGyverami. Zanim zacznie się badania, kilka dni poświęcamy bowiem na budowę niezbędnej infrastruktury. Do ciemnych przestrzeni wnosimy mnóstwo sprzętu – generatory prądu, lampy, kable – po czym rozkładamy je i montujemy, podczas gdy cały czas kapie nam na głowę woda mogąca spowodować spięcie. Później, gdy w wykopie schodzimy coraz niżej, jego ściana – zwana profilem – może sięgać nawet 4 m, więc dla bezpieczeństwa musimy ją szalować. No i cała wykopana ziemia musi zostać przeniesiona do bazy, czasami trzeba do tego użyć tyrolek. W Tunelu moi studenci 15 ton ziemi wynieśli na plecach po to, by potem przemyć je wodą na sitach o oczkach 1 mm. To, co uzyskamy, suszymy i pincetami wybieramy najdrobniejsze kości i zabytki.

Nic dziwnego, że zdecydowana większość archeologów woli otworzyć wykop na polu i kopać, zamiast wiercić dziury, zakładać kotwy i rozwieszać kable, często tylko po to, by przekonać się, że w badanej jaskini nie ma nic ciekawego.

Mimo to jest grupa oddanych badaczy jaskiń. Prof. Paweł Valde-Nowak w Obłazowej znalazł bumerang z ciosu mamuta sprzed 30 tys. lat. Dr Mikołaj Urbanowski w Jaskini Stajnia natrafił na zęby neandertalczyków, z których udało się uzyskać DNA. A Jarosław Wilczyński w Jaskini Borsuka odkrył pochówek dziecka sprzed 28 tys. lat ze wspaniałym naszyjnikiem z zębów łosia. W tak starych warstwach, jak w Tunelu, nie ma co się spodziewać znalezisk tego typu.
Nie. Ozdoby czy przedmioty kultowe pojawiają się dopiero w zamieszkałych przez człowieka współczesnego. Nawet w warstwach neandertalskich przykłady sztuki są pojedyncze i bardzo wyjątkowe, więc tym bardziej nie ma co liczyć, że wytwarzał je już Homo heidelbergensis. Ale faktem jest, że ostatnio badający jaskinie archeolodzy mają coraz ciekawsze odkrycia, również dlatego, że wykorzystujemy tyle nowoczesnych metod zaciągniętych z nauk ścisłych.

Niektórzy się śmieją, że w archeologii coraz mniej jest samej archeologii. Ale nie ma się co oszukiwać: zabytki z Tunelu przez 50 lat zamknięte były w pudełkach i nie było mądrego, który by wymyślił, że mają 500 tys. lat. Trzeba było zaprząc do pracy specjalistów z kilku dyscyplin oraz nowoczesne technologie, by można to było zauważyć i potwierdzić.

Zdaje się, że badacze jaskiń z przeszłości wiele informacji tracili, nie przesiewając urobku przez sita. Metodę tę wprowadził w Polsce dopiero w latach 80. prof. Valde-Nowak.
Badania pokazują, że nie siejąc wykopywanej ziemi, traci się ok. 90 proc. znalezisk. Nasze badania potwierdzają te statystyki. Prowadząc prace w kolejnych jaskiniach, sialiśmy równolegle hałdy ze starych wykopalisk i znajdowaliśmy w nich 5–10 razy więcej zabytków niż te, które leżą w magazynach UW.

Najgorsze jest jednak to, że dawniej badacze potrafili w trakcie badań wyeksplorować całe namulisko jaskiniowe, więc nie mamy dziś możliwości weryfikacji ich ustaleń dotyczących układu warstw czy samych zabytków. Na takich stanowiskach zostały nam już tylko hałdy.

To powód, by powstrzymać się z wykopaliskami w nadziei, że kiedyś nowe metody badawcze pozwolą wydobyć z ziemi znacznie więcej informacji?
Właśnie dlatego w przypadku Tunelu Wielkiego podjęliśmy decyzję, że nie ruszamy ostatnich dwóch metrów kwadratowych wypełniska. Nauka idzie tak bardzo do przodu, że zostawiliśmy je dla przyszłych pokoleń badaczy. Po za tym nikt nam w przyszłości nie zarzuci, że doszczętnie zniszczyliśmy tak cenne stanowisko.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną