||| ||| David&Micha Sheldon/Masterfi / EAST NEWS
Środowisko

Zamykanie plaż: sposób na ochronę ekosystemu

Ludzie spacerują po nadbałtyckim wybrzeżu dla przyjemności. Niestety, swoją obecnością niepokoją zwierzęta, które na piasku odpoczywają, żerują czy zakładają gniazda. Jak zaspokoić potrzeby obu grup?

Foka musi wylegiwać się na brzegu, aby odpocząć. Inaczej, w skrajnym przypadku, umrze z wycieńczenia. Zamieszkująca Bałtyk szarytka morska mogłaby zaznać spokoju w wielu miejscach w Polsce. Mogłaby, gdyby nie przeszkadzali jej ludzie, którzy koniecznie chcą sobie z nią zrobić selfie, nie widzą potrzeby trzymania swojego psa na smyczy, albo spacerując, mijają ją zbyt blisko. Sieweczka obrożna – wędrowny ptak trochę mniejszy od gołębia – nie tylko na plaży żeruje, ale też zakłada gniazda i wodzi pisklęta. Jeśli oczywiście jej podobne do kamyczków jajka nie zostaną np. rozgniecione pod stopami spacerowiczów. Zmieraczek plażowy, centymetrowej wielkości skorupiak, jest aktywny nocą, a w ciągu dnia zagrzebuje się w piasku. Pod warunkiem że nie jest on mocno zadeptany.

– Nie ma w naszym kraju ekosystemu poddawanego większej antropopresji niż pas nadmorskich plaż – mówi Lech Kotwicki z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk.

Mniej więcej 2/3 polskiej linii brzegowej (ok. 500 km), w tym praktycznie cały pas otwartego morza, to plaże piaszczyste. Dni, gdy nie ma na nich żadnego człowieka, zdarzają się rzadko. Bo przecież zaglądają tam i mieszkańcy Pomorza, i turyści – szacuje się, że każdego roku to 8 mln ludzi. W ubiegłym wieku ruch turystyczny nad Bałtykiem był ściślej związany z letnimi wakacjami i skoncentrowany w miejscowościach letniskowych. To się jednak zmieniło.

– Sezon się wydłuża, baza noclegowa jest coraz większa, a dojazd samochodem na wybrzeże coraz szybszy – mówi Kotwicki. Pandemia Covid-19 zachwiała branżą turystyczną, ale upowszechniła pracę zdalną, co ułatwiło krótkie wypady nad morze. – Plaża jako taka przestaje wystarczać. Aby była atrakcyjna dla turysty masowego, musi być na niej lokal gastronomiczny, zjeżdżalnia dla dzieci itp. Dawniej mieliśmy turystykę, dziś bardziej pasuje określenie przemysł turystyczny – mówi Iwona Sagan z Uniwersytetu Gdańskiego.
Interesy niepokojonych przez ludzi gatunków stara się reprezentować Błękitny Patrol WWF, utworzony na początku ubiegłej dekady przez fundację WWF Polska. Przy zejściach na plażę stanęły tablice z numerem telefonu, na który można zgłaszać zaobserwowane na plaży foki. Wtedy na miejscu pojawiają się wolontariusze, którzy m.in. pilnują, aby nie przekraczano dystansu minimalnego, aby zwierzę czuło się w miarę komfortowo, czyli odległości 30 m. Wspólnie ze stowarzyszeniem Grupa Badawcza Ptaków Wodnych Kuling, Błękitny Patrol prowadzi też monitoring i koszowanie gniazd sieweczki obrożnej.

Jajka sieweczki obrożnej na piasku przypominają kamienie. Łatwo je niechcący rozdeptać.imageBROKER.com/ShutterstockJajka sieweczki obrożnej na piasku przypominają kamienie. Łatwo je niechcący rozdeptać.

– Sieweczki chętnie gniazdują na szerokich plażach tuż pod wydmami. Wystarczy im kilka ździebeł trawy, aby uznały, że miejsce nadaje się na złożenie jaj. Gdy znajdujemy gniazdo, nakładamy na nie ażurowy kosz z oczkami, przez które bez problemu przejdzie dorosły ptak – mówi Dominika Wojcieszek, koordynatorka Błękitnego Patrolu. – Statystycznie ludzie zachowują się naprawdę etycznie wobec fok i ptaków morskich. Trafiają się jednak tacy, którzy np. celowo niszczą nasze kosze razem z gniazdami sieweczek.

Generalnie działania Błękitnego Patrolu okazały się efektywne. Tyle że nie rozwiązują głównego problemu polskiego wybrzeża: za mało jest plaż, na które ludzie w ogóle nie mają wstępu.

Jeśli trudno zamknąć na stałe…

Wydzielenie tego rodzaju kilkunastokilometrowych fragmentów wybrzeża to jeden z postulatów zawartych w Programie Ochrony Foki Szarej z 2012 r. Dr Iwona Pawliczka, ekspertka ds. biologii i ekologii ssaków morskich, oraz prawnik Paweł Pawlaczyk wskazali w nim w pierwszej kolejności Słowiński Park Narodowy. A konkretnie odcinki między Ruchomymi Wydmami a Czołpinem i między jeziorem Dołgie a Rowami – ustronne plaże, w pobliżu których nie ma bazy turystycznej.

Próby wprowadzenia tego planu w życie nie tylko się nie powiodły, lecz także kosztowały stanowisko szefową SPN Katarzynę Woźniak – w 2016 r. odwołał ją Jan Szyszko, ówczesny minister środowiska. Powodów takiej decyzji oficjalnie nie podano. Wiadomo jednak, że dyrektor Woźniak cieszyła się bardzo dobrą opinią w środowiskach przyrodników, a jej odejścia domagali się samorządowcy, oczekujący ustalania priorytetów parku narodowego pod dyktando lokalnego biznesu turystycznego.

Ale zdarzyły się też małe sukcesy. Do zamknięcia kawałka plaży o długości 350 m doszło w 2014 r. w najbardziej zurbanizowanym fragmencie polskiego wybrzeża. W ramach kompensacji przyrodniczej po rozbudowie Portu Północnego pozostawiono przyrodzie wydmy i plażę przylegające do terminala kontenerowego. Czas wyłączenia określono na 5 lat, jednak Deepwater Container Terminal Gdańsk – co napawa optymizmem – utrzymuje je do dzisiaj.

Podobnie krótki odcinek jest zamknięty przy ujściu Wisły, gdzie w 1991 r. ustanowiono rezerwat przyrody Mewia Łacha. To miejsce unikatowe: oprócz kawałka dzikiej plaży są tam łachy, czyli małe piaszczyste wędrujące wyspy, na których regularnie wypoczywają liczne grupy fok szarych. Choć rzadko, zdarza się, że przychodzą tam na świat młode (raz nawet urodziła się tam o wiele rzadsza foka pospolita).

W 2013 r., przy okazji rekultywacji wydmy na terenach powojskowych, podjęto próbę zamknięcia kawałka plaży na samym końcu Półwyspu Helskiego. Do przemieszczania się między portem a pierwszym zejściem nad otwarte morze zbudowano na wydmach kładkę, natomiast na plaży postawiono tablice z apelem o to, aby powstrzymać się od wchodzenia na wskazany odcinek i nie puszczać tam psów. – W obecnej formie to bardziej projekt edukacyjny, który ma pobudzić do refleksji niż realna szansa na stworzenie enklawy dla morskiej fauny – mówi Iwona Pawliczka, obecnie kierowniczka Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego w Helu.

Sieweczka obrożnaWirestock Creators/ShutterstockSieweczka obrożna

Strefa zamknięta przy Porcie Północnym i Mewia Łacha to w ogóle krople w morzu potrzeb. Wystarczy wspomnieć, że sieweczka obrożna zakłada gniazda nie gęściej niż co pół kilometra, a to oznacza, że większość jej lęgów na polskim wybrzeżu siłą rzeczy odbywa się w warunkach silnej antropopresji.

Najdłuższa zamknięta plaża naszego wybrzeża mierzy 16 km. Zakaz wstępu na nią mają jednak tylko cywile – to Centralny Poligon Sił Powietrznych między Ustką a Jarosławcem. Ostre strzelania stoją w oczywistej sprzeczności z ochroną przyrody, lecz sytuacja nie jest tam tak zła, jak mogłoby się wydawać. Dowództwo poważnie traktuje kwestie środowiskowe i uwzględnia siedliska chronionych gatunków przy planowaniu zadań (zasady ochrony przyrody są nawet opublikowane na stronie internetowej jednostki). A sieweczki mają na poligonowej plaży spokój przynajmniej od ciągłego ruchu przypadkowych osób. Kolejne propozycje zamykania plaż będą się spotykały z silnym sprzeciwem. Ze strony samorządów lokalnych, bo praktycznie każda gmina chce, aby jej względnie mały teren wypełnić turystami i zaspokajającą ich potrzeby infrastrukturą. I ze strony turystów, mających przemożną potrzebę wędrowania plażą jak ona długa i szeroka. Obecność poligonu koło Ustki zaakceptowali, bo nie mieli innego wyjścia, jednak ekologom stawić opór znacznie łatwiej niż wojskowym.

…można zamknąć na chwilę...

Jako alternatywę dla zamykania wybranych plaż na stałe wskazuje się robienie tego okresowo. W Szwecji czy Estonii powszechne jest odcinanie od wczesnej wiosny do połowy lata tych fragmentów brzegu, które mają szczególne znaczenie dla rozmnażania się morskiej fauny. Naszym sąsiadom z północy jest się z tym o tyle łatwiej pogodzić, że większa część ich linii brzegowej jest kamienista, a co za tym idzie, znacznie mniej atrakcyjna dla turystów i spacerowiczów. Pozytywne przykłady płyną też jednak z południa Europy i to z jednych z najbardziej obleganych plaż.

– W czasie lockdownu spowodowanego pandemią, plaża miejska w Barcelonie opustoszała i pierwszy raz od bardzo dawna złożyły na niej jaja zagrożone wyginięciem morskie żółwie ­Karetta. Do czasu wylęgu młodych fragment plaży został zamknięty. Zresztą na hiszpańskim wybrzeżu nierzadkim ­zwyczajem jest wyłączanie z użytkowania w takich sytuacjach fragmentów plaż piaszczystych – mówi Andrzej Ginalski z WWF.

Tymczasem dla przyrody polskiego wybrzeża walka toczy się także o utrzymanie istniejących buforów – fragmentów wybrzeża pozbawionych bazy turystycznej. Pomogłoby to także zmieraczkowi plażowemu. – Jeszcze w latach 70. XX w. ten gatunek występował na całej długości polskich plaż. Ale nie wytrzymuje zagęszczenia większego niż 10 osób na 100 m kw. i badania przeprowadzone kilka lat temu pokazały, że do 300 m od zejść na plażę praktycznie go nie ma. Turyści w swojej masie go wyparli – mówi Kotwicki. – Szansą są strefy wybrzeża, gdzie zejścia na plażę byłyby oddalone od siebie o co najmniej kilometr.

Takie bufory istnieją np. między Juratą a Helem, Lubiatowem a Mierzeją Sarbską oraz Mrzeżynem a Pogorzelicą. Im mniej ludzi, tym więcej miejsca dla dzikiej przyrody. To właśnie plaże Mierzei Sarbskiej i na wschód od niej należą do najchętniej wybieranych przez sieweczki. Niestety, ich przyszłość nie jest pewna. Modna wśród turystów staje się miejscowość Sasino – przestaje być miejscem dla outsiderów, a staje się kolejnym przeciętnym letniskiem. Poza tym rząd planuje postawić w jej rejonie elektrownię atomową, przy której miałaby powstać przystań przemysłowa. A to oznacza, że w latach 2026–33 jedna z bardziej ustronnych polskich plaż zamieni się w plac budowy.

W dużej mierze bufory zawdzięczają swoje istnienie jednostkom wojskowym. Były one liczne na wybrzeżu w czasach zimnej wojny, a gdy w latach 90. okazały się zbędne, pojawiła się niebywała możliwość – tereny wojskowe można było łatwo przekształcić w rezerwaty. Niestety, w wielu miejscach tę szansę zaprzepaszczono i na powojskowych działkach powstają obiekty noclegowe i apartamentowce, a jeszcze niedawno odseparowane od siebie letniska zlewają się w jeden ciąg zabudowy. Za przykłady takiej patologicznej sytuacji mogą posłużyć choćby mierzeja jeziora Resko Przymorskie z budowanym od 2017 r. kompleksem Rogowo Pearl czy rozrastająca się w kierunku Mierzei Sarbskiej zabudowa Łeby.

…i nie sprzątać zbyt dokładnie

Przyrodzie szkodzimy w jeszcze jeden sposób. Polskie plaże są zaśmiecone jak mało które. – W 2021 r. opublikowaliśmy wyniki badań, które pokazują, że o ile zanieczyszczenie mikroplastikiem jest nawet nieco mniejsze niż w Niemczech, o tyle makroplastiku jest naprawdę dużo – żaden fragment wybrzeża, nawet parki narodowe, nie jest od niego wolny. To zadziwiające, że mamy siłę przynieść na plażę pełną butelkę, ale nie chcemy wynieść pustej – mówi Kotwicki. Inne badania (z lat 2015–19) pokazują, że ponad połowę odpadów na polskich plażach stanowią niedopałki papierosów. Gdyby nie akcje sprzątania, śmieci przykryłyby pewnie cały piasek.

Niestety, także porządkowanie ma swoje ciemne strony: zlecający je urzędnicy podobnie jak odpadki pozostawione przez ludzi często traktują powalone drzewa i kidzinę, szczątki wyrzucane przez fale na brzeg. A te wspomagają proces tworzenia się wydm i stanowią źródło pożywienia dla siewkowatych. Kidzina jest też mile widziana przez poszukiwaczy bursztynu (ten się w nią wczepia, więc łatwiej go znaleźć). Ale spacerowicze narzekają, że miewa brzydki zapach i stąpa się po niej gorzej niż po czystym piasku.

Na łamach magazynu „Natura” Jacek Piskozub z IOPAN ostrzega, że część polskich plaż może przestać istnieć z powodu podnoszenia się poziomu morza wywołanego globalnym ociepleniem. Tym bardziej w cenie będzie umiejętność dzielenia się z przyrodą tym, co pozostanie.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną