Pulsar - wyjątkowy portal popularnonaukowy. Pulsar - wyjątkowy portal popularnonaukowy. Shutterstock
Środowisko

Alarm dla Ziemian: najwięcej stracą ci, którzy już mają niewiele. A później wszyscy inni

Przekroczyliśmy siedem z ośmiu progów wytrzymałości globu – donoszą uczeni. W nowym – bardziej miarodajnym – systemie oceny jego wytrzymałości stosują nieużywane wcześniej kryterium: sprawiedliwość.

Alarmujący raport, pod którym podpisało się blisko 40 badaczy, publikuje dziś „Nature”. Autorzy przestrzegają w nim: „Ryzykujemy przyszłość naszej cywilizacji i każdej żywej istoty obecnie zamieszkującej Ziemię”.

Osiem granic, które wyznaczyli, dotyczy: klimatu, wód powierzchniowych, wód podziemnych, bioróżnorodności, ochrony ekosystemów, krążenia azotu i fosforu, a także zanieczyszczenia atmosfery aerozolami. W każdym przypadku analizowano, czy działalność człowieka jest, po pierwsze, „bezpieczna” dla systemu ziemskiego i kiedy może doprowadzić do jego destabilizacji. I po drugie, czy jest „sprawiedliwa” – czy nie powoduje zmian w środowisku naturalnym, które mogą wywołać znaczne szkody społeczne (głód, brak dostępu do wody, epidemie, niedożywienie, konflikty zbrojne, konieczność migracji).

Holocen = cywilizacja

Idea wyznaczania progów bezpieczeństwa środowiskowego planety nie jest nowa. Pod koniec pierwszej dekady XXI w. naukowcy z Międzynarodowego Programu Zmian Geosfery i Biosfery (IGBP) opracowali listę ponad 20 wskaźników, aby na koniec dojść do wniosku, że „w ostatnich dekadach kluczowe komponenty ziemskiego ekosystemu wykroczyły poza naturalną zmienność z epoki holocenu”. Wszyscy jesteśmy dziećmi tej epoki geologicznej, trwającej mniej więcej od 11 tys. lat. To holocen określił przyrodnicze ramy naszej cywilizacji. Był – jak pisali naukowcy z IGBP – „naszą przestrzenią operacyjną”.

Czy nadal jest? Aby się tego dowiedzieć, główni autorzy dzisiejszej publikacji już dekadę temu stworzyli koncepcję limitów wytrzymałościowych globu. Zakłada ona, że Ziemia jest systemem, który owszem sam się reguluje, ale tylko do pewnego momentu. „Podmycie przez nas fundamentów holoceńskiego świata skończy się dramatycznie” – pisali Johan Rockstrӧm, Will Steffen, Tim Lenton, Jim Henson, Paul Crutzen i inni uczeni w 2009 r. w znanym artykule „A safe operating space for humanity” zamieszczonym w „Nature”. Sześć lat później w kolejnym raporcie stwierdzili, że cztery z tych limitów (zmiany klimatu, zanikanie bioróżnorodności, znikanie terenów pierwotnych, zaburzenie krążenia azotu i fosforu) zostały już przekroczone.

Dzisiejszy raport zawiera jeszcze ostrzejsze konkluzje. Stało się tak, ponieważ autorzy zdecydowali się na wprowadzenie kryterium „sprawiedliwości” do oceny, czy limit wytrzymałości został już przekroczony, czy też jeszcze nie. „Ważne jest nie tylko to, ile jeszcze ingerencji wytrzyma sama Ziemia, ale także to, czy wcześniej ów rozregulowany system ziemski nie doprowadzi do rozległych i poważnych szkód społecznych, które dotkną najsłabszych i zwiększą poziom nierówności w skali globu” – mówił Rockstrӧm podczas wczorajszej konferencji prasowej.

1,5 = 500 000 000

Dołożenie drugiego, społeczno-politycznego kryterium sprawiło m.in., że obniżeniu uległ próg dotyczący klimatu. Przypomnijmy, że zdaniem klimatologów granica bezpieczeństwa wynosi 1,5°C ponad poziom z początku epoki przemysłowej. I tego progu jeszcze nie przekroczyliśmy (od połowy XIX w. temperatura globalna wzrosła o 1,2°C). Jednak granica sprawiedliwości to tylko 1,0°C – twierdzą autorzy raportu. I ten limit został już przekroczony.

Klimat wywołuje już szkody społeczne, choć teoretycznie wciąż znajduje się w bezpiecznym limicie. W wyniku jego ocieplenia dziesiątki milionów ludzi żyją dziś na obszarach, gdzie średnie temperatury stały się zbyt wysokie, aby dało się tam egzystować. Kiedy dotrzemy do progu 1,5°C, liczba takich osób będzie wynosiła już 200 mln. Kolejne 500 mln osób może być narażonych na konsekwencje podniesienia się poziomu mórz” – piszą naukowcy.

0,1 = 160 000 000

Część z nich podpisała się pod zeszłotygodniową publikacją w „Nature Sustainability”, w której przy pomocy modeli matematycznych oszacowano m.in., że jeśli do końca tego wieku temperatura globalna wzrośnie o 2,7°C (licząc od startu epoki przemysłowej), wówczas około 2 mld mieszkańców globu będzie żyło, a raczej próbowało żyć, bo może to okazać się niemożliwe, na obszarach ze średnią roczną temperaturą przekraczającą 29°C, czyli na zewnątrz – jak to określili badacze – „niszy klimatycznej człowieka”. „Wzrost temperatury globalnej o 0,1°C przekłada się na kolejne 160 mln ludzi wyrzuconych z takiej niszy” – napisali autorzy publikacji.

Zwróćmy uwagę, że scenariusz 2,7°C jest, niestety, dość prawdopodobny. Modele wskazują, że mniej więcej o tyle podniosą się temperatury do końca wieku, jeśli emisje gazów cieplarnianych będą ograniczane zgodnie z ostatnimi deklaracjami głównych emitentów.

W obu publikacjach pojawia się ta sama konkluzja: najwięcej stracić mogą ci, którzy już teraz mają niewiele. A jeśli ekstremalne wysokie temperatury zmuszą do ucieczki setki milionów ludzi pozbawionych swych „nisz klimatycznych”, konsekwencją globalnej destabilizacji ziemskiego systemu biologiczno-fizycznego może być globalna destabilizacja systemu społeczno-politycznego.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną