Anna Amarowicz / pulsar
Środowisko

Podkast 59. Piotr Panek: Nie ma takiego słowa „chwast”

O roślinach niepokornych, Oxfordzie bez trawnika oraz człowieku psującym i naprawiającym przyrodę mówi Piotr Panek, biolog środowiskowy, autor pulsara.

To pojęcie z dziedziny gospodarki albo rolnej, albo leśnej, albo rybackiej – tłumaczy Piotr Panek. – Dla mnie nie ma chwastów.

Dla niego jest „czwarta przyroda”. Roślinność powstająca spontanicznie, bez kontroli, mająca sobie za nic jakikolwiek ludzki plan.

Chociaż człowiek zaczyna iść tej dzikiej florze na rękę.

– Ostatnio ze swojego słynnego trawnika zrezygnował Oxford – mówi Panek. – Co prawda zastąpił go nadal mniej lub bardziej ogrodniczym bytem, jakim jest łąka kwietna, ale już samo to, że trawniki, które są prawie jednogatunkowe, przystrzyżone równo i często są zastępowane czymś wielogatunkowym, jest ważne.

Idzie jednak człowiekowi powoli jakoś i nieśmiało.

Fajnie, jak skwerku wyrośnie jakiś bławatek czy mak. No, ale jak – nie daj boże – pojawi się oset albo pokrzywa? No, to straszne – śmieje się Panek.


czytajcie w pulsarze:
Prawdziwa miejska dżungla, czyli dlaczego trzeba lubić rośliny dzikie

Pierwsza przyroda to relikty ekosystemów naturalnych. Druga jest użytkowana. Trzecia – miejska. Jest też czwarta, która powstaje spontanicznie. Wszystkie – ale tylko razem – są niedocenianym bogactwem bioróżnorodności.

A czasu na zmianę myślenia było sporo. Od końca wojny.

„Zniszczenia wojenne zaliczyć można do hiperantropogenicznych – wywołanych przez człowieka – form oddziaływania na środowisko. Ich wymiar pozwala ekologom zestawiać je nawet z takim zjawiskami jak chemizowanie środowiska czy promieniowanie radioaktywne – pisze Karolina Wróbel-Bardzik z Uniwersytetu Warszawskiego w TEKSTACH DRUGICH. – Afirmatywną odpowiedzią na zniszczenie jest regeneracja środowiska i niejednorodny, przejściowy krajobraz ruderalny. Roślinność spontaniczna staje się wskaźnikiem zmian i znakiem odrodzenia w przestrzeniach miejskich poddanych destrukcji”.

„Wytworzenie ogromnych połaci nieużytków spowodowało zainteresowanie zachodzącymi w nich procesami wegetacji. Zaintrygowani różnorodnością, »żywiołową heterogenicznością« roślinności botanicy prowadzili badania, które umożliwiały inne spojrzenie na rozwój flory, zapoczątkowały nowy sposób widzenia przyrody wymykającej się reżimom polityk miejskich i planowania urbanistycznego dotyczącego zieleni urządzonej”.

Jednym z tych botaników był prof. Roman Kobendza.

„W 1949 roku opublikował w zeszytach wydawanych przez Towarzystwo Naukowe Warszawskie pracę pt. »Roślinność ruderalna na gruzach miast polskich«. – pisze dla Wirtualnego Muzeum Fotografii poetka i botaniczka Urszula Zajączkowska. – Czytam tam o roślinach Warszawy zaraz po zakończeniu wojny, dokładnie wtedy, gdy wszystko zaczęło odżywać, wszystko chciało żyć, bo przecież nigdy chcieć nie przestało”.

Stolicę kolonizowały popłoch pospolity, rezeda żółta, solanka kolczysta, jęczmień płonny, stulisz Loesela i stulisz sztywny, podbiał, komosa biała i czerwona, krwawnik, wierzbówka wąskolistna, konyza kanadyjska, szczaw kędzierzawy i inne.

Są w mieście obecne i dziś. Produkują ogromne ilości nasion. Lekkich, żeby bez trudu przenosił je wiatr. Dojrzewają szybko, żeby zdążyć z rozmnażaniem, zanim człowiek uzna, że trzeba się ich pozbyć. A często uznaje, bo trudno mu się przyzwyczaić do tego, że ma w swoim uporządkowanym otoczeniu „intruzów”, rośliny, które rosną „nie tam, gdzie trzeba”.

Chwasty?

Piotr Panek.Anna Amarowicz/pulsarPiotr Panek.

Cieszymy się, że słuchacie naszych podkastów. Powstają one także dzięki wsparciu naszych cyfrowych prenumeratorów.
Aby do nich dołączyć – i skorzystać w pełni z oferty pulsara, „Scientific American” oraz „Wiedzy i Życia” – zajrzyjcie tutaj.

WSZYSTKIE SYGNAŁY PULSARA ZNAJDZIECIE TUTAJ