Pulsar - najciekawsze informacje naukowe. Pulsar - najciekawsze informacje naukowe. Shutterstock
Środowisko

Uśmiech eskulapa. Żeby przetrwać, ten niezwykły wąż potrzebuje opieki

Uważaj, wąż!
Człowiek

Uważaj, wąż!

Dostrzegamy węże szybciej niż inne zwierzęta – nawet jeżeli są zakamuflowane

Jest najrzadszym przedstawicielem rodzimych gadów – ma tylko kilka siedlisk w południowo-wschodniej Polsce. Ostatnio jego liczebność nieco wzrosła, ale bez dalszej pomocy ludzi ma niewielkie szanse na przetrwanie.

Kiedy w latach 70. XX w. Maria Kownacka i Kazimierz Garstka pisali książkę dla młodzieży „Na tropach węża Eskulapa”, nie mieli na myśli wypraw w poszukiwaniu jedynego „polskiego” dusiciela. Powstał raczej bogaty zestaw przygód harcerskiego szczepu w półdzikich jeszcze Bieszczadach. To w większości fikcja literacka, ale tytuł nie wziął się znikąd. W tym samym czasie przyrodnicy i leśnicy zaczęli bowiem prowadzić pierwsze badania gatunku Zamenis longissimus. Były skromne, oparte głównie na obserwacji bądź wyłapywaniu i mierzeniu poszczególnych osobników. Współautor książki, ówczesny dyrektor Szkoły Podstawowej w Lutowiskach, pasjonat przyrody i lokalnej historii, czynnie w nich uczestniczył. Poważniejsze projekty naukowe dotyczące eskulapa zainicjowano dopiero wówczas, kiedy gatunek został uznany za skrajnie zagrożony wyginięciem.

Zmiany częste, ale niechciane

Przed wojną w Bieszczadach wąż Eskulapa był dość powszechny – ludność tolerowała jego obecność w pobliżu gospodarstw, bo skutecznie tępił gryzonie. Później populacja zaczęła się chwiać. W latach 1939–45 nikt oczywiście nie zajmował się ochroną fauny, podobnie zresztą aż do drugiej połowy lat 50. Podczas pierwszych powojennych turystycznych wędrówek i ponownego – po wysiedleniach autochtonów w czasie akcji „Wisła” – osadnictwa na rubieżach kraju, wreszcie zainteresowano się siedliskami największego polskiego węża.

Na okazy sięgające półtora metra i większe natrafiano zwłaszcza w dolinie Sanu pod pasmem Otrytu. Leśnicy pracujący w tym rejonie widywali całe rodziny węży zamieszkujących na wpół zrujnowane chaty i piwnice. Na widok ludzi zwierzęcy instynkt w pierwszym odruchu kazał im chować się w szczelinach budynków i okolicznych zaroślach. Bywało jednak, że bez większego trudu ten czy inny leśnik chwytał węża i mógł go sobie obejrzeć z bliska.

W 1957 r. jeden z takich węży wprowadził się do baraku pasterzy bydła w Tworylnem. Miesiącami dzielił ciasne pomieszczenie z pierwszymi polskimi kowbojami. Codziennie wypełzał na zewnątrz, by zapolować, ale zawsze wracał. Najchętniej odpoczywał na belce pod dachem, zdarzało się jednak, że pasterze znajdywali go zwiniętego na pryczy. Kilka lat później w sąsiedniej Zatwarnicy inny dorosły gad zagnieździł się w budynku ekipy budowlańców. „Pewnego dnia przyszedłem z pracy i zobaczyłem na podłodze sporych rozmiarów węża – wspominał w rozmowie z nami Emil Rusinek, kierownik robót drogowych. – Wiedziałem już trochę o tym gatunku, dlatego nie wzbudził we mnie strachu. Został na dłużej. Spał pod łóżkiem, rankiem wymykał się na łowy, potem odpoczywał w baraku. Traktowaliśmy go jak stałego mieszkańca, czasami podrzucaliśmy mu smakowite kąski. Zniknął nagle i niespodziewanie. Niewykluczone, że został wykradziony i sprzedany jakiemuś hodowcy. Na pamiątkę została mi jego fotografia”.

Już wtedy, w latach 60. XX w., bieszczadzkie doliny nad Sanem i Wołosatym zaczęli bowiem penetrować łowcy gadów. Latami odławiali żmije, zaskrońce, gniewosze plamiste i właśnie węże Eskulapa. Trafiały one do prywatnych odbiorców. O takich ludziach opowiadał nam kiedyś nieżyjący już bieszczadzki leśnik Tadeusz Zając, wielki orędownik ochrony eskulapa: „Mimo że staraliśmy się nie ujawniać miejsc bytowania węży, to i tak wpadały one w pułapki zastawione przez kłusowników. Za jednego inkasowali po kilka tysięcy złotych. Liczyła się kasa, nie dobro gatunku”.

Nikt nie wie, ile eskulapów wywieziono w latach 60. i 70. z Bieszczadów, ale właśnie wtedy zauważono, że rzadki i pożyteczny wąż regularnie znika z zajmowanych stanowisk. Poszukiwacze nie ustawali w wysiłkach, by lokalizować kolejne siedliska, a służby przyrodnicze i leśne nie były w stanie podjąć skutecznej walki z kłusownictwem. Nie był to też czas, kiedy ochrona zwierząt w Polsce stanowiła priorytet.

Według dr. hab. Bartłomieja Najbara, badacza herpetofauny z Uniwersytetu Zielonogórskiego i autora monografii o wężu Eskulapa, w latach 1979–2003 znaleziono w Bieszczadach 42 martwe osobniki. Można przyjąć, że liczba zabitych okazów była znacznie większa. – Dla wielu ludzi każdy gad jest wart uśmiercenia, bo wzbudza strach i wstręt – tłumaczy. – Może dlatego, że jeszcze w dzieciństwie dowiadujemy się z bajek o przebiegłych wężach. I taki obraz mamy w podświadomości przez całe życie.

Również w następnych dekadach znajdowano zabite węże – rozjechane przez samochody, zatłuczone kamieniami bądź przecięte kosiarkami. Pewna liczba zginęła z przyczyn naturalnych, część osobników, zwłaszcza młodych, została zabita i pożarta przez drapieżniki (np. jeże, lisy, kuny czy rysie), duże ptaki (bociany białe i czarne). Część została nielegalnie odłowiona, a następnie przewieziona w inne regiony. Zdaniem przyrodników gad wykradziony z doliny Sanu i wypuszczony w obcym środowisku, gdzieś w lasach centralnej czy północnej Polski, ma niewielkie szanse na przeżycie. Dlatego pseudoekolodzy są tak samo szkodliwi jak handlarze.

Wąż Eskulapa

(Zamenis longissimus) – największy i najrzadszy gad żyjący w Polsce. Długość dorosłych osobników może przekraczać 2 m. Żyje w lasach liściastych, wśród skał i na obrzeżach łąk. Poluje głównie na gryzonie, płazy i ptaki. Ofiary dusi splotami ciała. Zasypia zazwyczaj we wrześniu, budzi się w kwietniu. Gody odbywa w maju, samica składa od 5 do 8 jaj. Młode wylęgają się w sierpniu. Występuje też m.in. w Czechach, Słowacji, Rumunii, na Bałkanach, w zachodniej Azji. Gatunek zagrożony wyginięciem, od ponad 70 lat w Polsce chroniony. Nazwę zawdzięcza greckiemu bogu Asklepiosowi (Eskulapowi). Wizerunek węża owiniętego wokół jego laski to symbol sztuki lekarskiej.

Warunki dobre, ale groźne

Z myślą o ochronie eskulapa w 1983 r. utworzono w Bieszczadach rezerwat leśny Hulskie im. Stefana Myczkowskiego o powierzchni 190 ha, a w 1991 r. rezerwat krajobrazowy Krywe (ponad 500 ha). W 1999 r. z grantu przyznanego przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska Nadleśnictwo Lutowiska rozpoczęło realizację programu ratowania węża w dolinie Sanu. Pieniędzy wystarczyło na dwa lata. Następny wniosek nadleśnictwa odrzucono, na szczęście później znowu udało się z różnych źródeł uzyskać fundusze na ochronę stanowisk dusiciela. Wtedy projekt rozszerzono na budowę kopców z trocin, stert gałęzi, pniaków i kamieni. Te „domki” zostały uznane za najważniejsze mikrosiedliska dla utrzymania populacji eskulapa. Gady się w nich rozmnażają i zimują. Są one także doskonałą kryjówką w czasie dużych wahań temperatur między dniem a nocą. Od wiosny do jesieni temperatura utrzymuje się w nich na poziomie 20 st. C, podczas gdy w majowe czy sierpniowe noce temperatura powietrza może spaść do kilku stopni, za dnia zaś osiągnąć nawet 30 st.

Drugim ważnym siedliskiem dla węża Eskulapa są mało dostępne okolice Zalewu Solińskiego. To między innymi tam badania prowadzi dr Katarzyna Kurek z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie, autorka wielu opracowań dotyczących Zamenis longissimus. – Występowanie eskulapa w sąsiedztwie sztucznego jeziora może być szersze, niż sądzimy, ale z uwagi na skalne urwiste brzegi i brak dróg dojazdowych prowadzenie inwentaryzacji jest utrudnione – tłumaczy. – Z pewnością pojedyncze osobniki lub grupy tego gatunku zasiedlają też drewniane domki rozsiane nad akwenem.

Te obiekty służą letnikom, ale też np. wędkarzom. Niektóre od dawna nie są użytkowane, popadają w ruinę, i tam węże znajdują doskonałe warunki do życia. Biorąc jednak pod uwagę, że część zabudowy, nierzadko nielegalnej, jest rozbierana, jednocześnie niechcący mogą być likwidowane również kolonie eskulapa. – To o tyle niebezpieczne – podkreśla dr Kurek – że nasze dusiciele lubią zasiedlać te same miejsca i nie są chętne do migracji.

Stan lepszy, ale krytyczny

Współcześnie eskulapy znów coraz częściej żyją w symbiozie z mieszkańcami wsi położonych w dolinie Sanu. Nawet gdy któryś osiedli się na strychu domu bądź stodoły, nikt na niego nie poluje i nie próbuje stamtąd wyrzucić. – W mojej letniej chacie wąż zagnieździł się w szczelinie pod dachem – opowiada Maria Brózda. – Często wygrzewał się na dachu, ale lubił też „zejść” do kuchni czy pokoju. Owijał się wokół nogi stołu i tak sobie siedział. A później znowu przemieszczał się do swojego lokum.

Miejscowi mają szacunek do dusiciela. Rozumieją, jak jest pożyteczny i łagodny. Ta wiedza jest efektem wieloletniej akcji edukacyjnej prowadzonej w tej części Bieszczadów przez leśników i naukowców. Biorą w niej udział dorośli mieszkańcy, a także dzieci i młodzież szkolna. W czynną ochronę węża Eskulapa włączone są nadleśnictwa Lutowiska, Ustrzyki Dolne, Stuposiany, Baligród, Komańcza, Lesko i Cisna. Wszędzie tam zaobserwowano jego obecność, choć zwykle były to stanowiska pojedyncze. Jedynie w Nadleśnictwie Ustrzyki Dolne zlokalizowano ich nieco więcej, choć nie tak wiele, jak w dolinie Sanu.

Leśnicy regularnie monitorują podległe sobie obszary i informują IOP PAN o zaobserwowanych wężach lub pozostawionych przez nie śladach, np. wylinkach. Znajdowano je chociażby w tartakach, gdzie nie brakuje ulubionych przez jajorodne węże stert trocin, które są idealnym miejscem dla rozrodu. W 1985 r. w pobliżu rezerwatu Hulskie natrafiono na najdłuższą jak dotąd wylinkę – mierzyła 215,8 m. Można sobie tylko wyobrazić, jak dorodnie wyglądał żywy wąż. Ale podobnie dużych okazów było i jest w Bieszczadach więcej.

Gdyby przed laty nie podjęto projektów badawczych i przemyślanej ochrony najmniej poznanego (obok gniewosza plamistego) z rodzimych gadów, dziś zapewne byłby on na granicy wyginięcia. Żeby ograniczyć jego bezmyślne tępienie, w siedmiu bieszczadzkich nadleśnictwach ustawiono tablice informacyjno-edukacyjne o ochronie, biologii i występowaniu wszystkich gatunków węży w Bieszczadach. Lata pracy nie poszły na marne – liczebność eskulapa na tym obszarze wzrosła w minionych dwóch dekadach do ok. 250 osobników, ale wciąż jest to stan krytyczny. Ponadto – jak zaznacza dr Katarzyna Kurek – rosnącym zagrożeniem dla populacji węża jest nieustanny proceder jego wyłapywania i przenoszenia, jak również wywożenie z tartaków trocin. Jeśli wygnane z takich ciepłych przystani węże nie znajdą odpowiedniego lokum do przetrwania jesieni i zimy, najpewniej zginą.

Niezbędne jest systematyczne kontrolowanie populacji Zamenis longissimus – zaznacza badaczka. – W IOP PAN jeszcze w 2014 r. powstał dokument „Rekomendacje dla ochrony węża Eskulapa w Bieszczadach Zachodnich”. Wciąż obowiązuje. Jest w nim m.in. mowa o konieczności pozostawiania fragmentów starej buczyny i olszyny do naturalnej sukcesji czy też zachowania otwartych i półotwartych przestrzeni, bardzo lubianych przez tego gada.

Gdy eskulap ma zamkniętą bądź tylko lekko rozwartą paszczę, wygląda na zadowolonego. Dlatego nazywa się go uśmiechniętym wężem. Jeżeli pozostawimy go bez stałej, choć dyskretnej opieki, powoli zniknie. Nie jak Kot z Cheshire. Ostatecznie.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną