Pulsar - wyjątkowy portal naukowy Pulsar - wyjątkowy portal naukowy Shutterstock
Środowisko

Bartosz Pirga: Z niedźwiedziami żyjmy w zgodzie, nie „regulujmy" ich populacji ołowiem

Zarejestrowałem ludzi wrzucających petardę do gawry. To czyste szaleństwo i rzecz niezmiernie szkodliwa przyrodniczo i społecznie – mówi dr Bartosz Pirga, biolog, badacz dużych drapieżników. [Artykuł także do słuchania]

Dr Bartosz Pirga.Patryk Ogorzałek/Agencja Wyborcza.plDr Bartosz Pirga.

Dr Bartosz Pirga – biolog, pracownik Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Zawodowo zajmuje się monitoringiem oraz badaniami zwierząt drapieżnych i kopytnych w naturalnym układzie przyrodniczym drapieżnik–ofiara. Szczególnie interesują go obserwacje interakcji międzygatunkowych oraz naturalnego behawioru zwierząt, bez wpływu na ich zachowanie.

KRZYSZTOF POTACZAŁA: – Media donoszą, że w Bieszczadach żyje ok. 100–150 albo jeszcze więcej niedźwiedzi. Skąd te różnice?
BARTOSZ PIRGA: – Cykliczne badania i wyniki monitoringu sugerują, że różnice są niewielkie – wskazują pewien zakres liczebności. Prawdziwe niezgodności dotyczą tzw. oszacowań w konfrontacji z wiedzą naukową i najczęściej wynikają z sumowania obserwacji podawanych np. przez nadleśnictwa. Zagęszczenia niedźwiedzi wskazywane w 2000 r. w trzech bieszczadzkich nadleśnictwach to 9,1–15,4 osobnika na 100 km kw., podczas gdy zagęszczenie rzędu 6 na 100 km kw. charakteryzuje wysoko produktywne ekosystemy na wybrzeżach Alaski i Syberii.

Co kuriozalne, w listopadzie 2021 r. na stronie GUS w Rzeszowie znalazła się informacja o 311 niedźwiedziach, co przy określonym metodami naukowymi zasięgu występowania gatunku wskazywałoby na zagęszczenie 11,51 osobnika na 100 km kw. Obecnie GUS podaje już liczbę 322 niedźwiedzi!

W jaki sposób są liczone?
Najbardziej wiarygodne są analizy genetyczne, tropienie na śniegu oraz wieloletni monitoring populacji w ostojach i miejscach gawrowania. Jedna gawra to nie jeden niedźwiedź. Przyroda jest dynamiczna, niedźwiedzie często zmieniają kryjówki, a czas gawrowania bądź jego brak zależy od wielu czynników.

W 1982 r. z kwestionariusza opracowanego przez prof. Zbigniewa Jakubca wynikało, że w Bieszczadach żyje 70–75 niedźwiedzi. Kolejne dane z lat 2005–10, na podstawie analiz dr. Wojciecha Śmietany wykazały obecność średnio 83 osobników na całkowitym obszarze występowania gatunku wynoszącym 3150 km kw. W latach 2014–17 Instytut Ochrony Przyrody PAN przeprowadził kolejne genetyczne analizy w powiązaniu z rozmieszczeniem przestrzennym niedźwiedzi powodujących tzw. szkody, głównie w gospodarce pasiecznej. Analizy wskazały na liczebność średnio 72 osobników. Z kolei najnowsze badania z lat 2022–23 mówią o 104. Liczba gawrujących i przebywających w terenie do końca maja niedźwiedzi jest porównywalną sezonowo miarą liczebności – nie liczymy parokrotnie tych samych zwierząt. Realizowany przez Bieszczadzki Park Narodowy monitoring ostoi gawrowania wskazuje, że zimą w obrębie oraz w bezpośrednim otoczeniu BdPN żyje ok. 15–20 dorosłych niedźwiedzi. Kiedy te liczby odniesiemy do ciągłego obszaru występowania gatunku na Podkarpaciu (ok. 2,7 tys. km kw.), otrzymamy średnią liczebność ok. 83 osobników.

Badania genetyczne dostarczają też wiedzy np. o diecie niedźwiedzi i związanych z nią szkodach wyrządzanych poza lasami.
Te występują głównie w tzw. hot spotach – miejscach częstszego pojawiania się tych zwierząt. Analizy 146 próbek niedźwiedzich w odniesieniu do 209 przypadków wyrządzanych przez nie szkód w latach 2014–17 wykazały, że jedna trzecia całej populacji z polskich Karpat Wschodnich włamuje się do pasiek. Jednak tylko 33 proc. z tych zwierząt jest recydywistami, a wielokrotny proceder niszczenia pasiek dotyczył niewielkiej części populacji.

W polskiej części żyje teraz zaledwie ok. 1 proc. karpackich niedźwiedzi brunatnych. Jak było dawniej?
Regularne zabijanie trwało jeszcze do pierwszej połowy XX w. Pozostałe przy życiu osobniki w Polsce zamieszkiwały jedynie w obrębie niewielkiej izolowanej populacji w Karpatach. Tam również zasięg ich występowania nadal spadał. Po drugiej wojnie światowej populacja zaczęła się odradzać. Do końca lat 60. przebiegała powoli i ograniczała się głównie do Bieszczadów i Beskidu Śląskiego. W latach 1946–82 odnotowano wzrost liczebności oraz poszerzenie zasięgu występowania gatunku w granicach czterech głównych stałych ostoi: w Beskidzie Żywieckim i Wysokim, Tatrach, Beskidzie Sądeckim i Bieszczadach. Osobniki osiadłe spotykane były jednak wyłącznie w Bieszczadach i Tatrach. W obrębie łuku Karpat wciąż istnieje łączność populacji, chociaż człowiek robi wiele, żeby ją przerwać. Mam na myśli np. rozbudowę dróg, np. S19, która już teraz jest sporą barierą dla dzikich zwierząt.

Jaka jest kondycja naszych niedźwiedzi?
Pozornie stabilna, jednak z uwagi na mnogość czynników antropogenicznych jest to stabilność krucha. Zwierzęta o wysokich wymaganiach siedliskowych żyją na niewielkiej przestrzeni, intensywnie używanej i szybko zmienianej przez człowieka. Stąd potrzeba ciągłej ochrony popartej rzetelną wiedzą naukową.

Ochrona jest obowiązkiem państwa wynikającym wprost z art. 12 dyrektywy siedliskowej. To nie wystarczy?
Powinna być również świadomym działaniem i wyborem dobrze wyedukowanego i wrażliwego przyrodniczo społeczeństwa. Obszar występowania wszystkich drapieżników, których interakcje można wciąż obserwować w Bieszczadach, to unikat. Analiza warunków bytowania niedźwiedzi grizzly w Parku Narodowym Yellowstone wykazała, że najmniejszą populacją, mającą 95-procentową szansę przeżycia stu lat, jest liczebność 50–90 osobników przy najmniejszym jej areale określonym na 1000–13 500 km kw. Żadna z ostoi niedźwiedzia w polskiej części Karpat nie spełnia tych warunków. Trzeba więc dokładać starań, aby zwiększyć szansę przyszłych pokoleń na spotkanie naszych największych drapieżników w terenie, a nie w zoo.

Łatwo zachwiać nieliczną populacją.
Tak, np. duży wpływ na nią mają krytyczne zdarzenia w obrębie naturalnych siedlisk oraz miejsc rozrodu. W Instytucie Biologii Ssaków PAN przeprowadzono analizę przestrzenną w celu zidentyfikowania w polskich Karpatach dużych obszarów o małej dostępności dla ludzi i potencjalnie wolnych od zakłóceń z ich strony. Do identyfikacji takich siedlisk zostało użyte kryterium „bezdrożności”, czyli terenów bez dróg i szlaków turystycznych. Na ponad 20 tys. km kw. powierzchni Karpat polskich to kryterium spełniło tylko ok. 103 km kw. w 14 bezdrożnych obszarach. 12 z nich zlokalizowano w Bieszczadach, a 2 w Tatrach, co odpowiada dwóm głównym centrom rozrodu niedźwiedzi w polskiej części Karpat. W takich strefach potwierdzałem później obecność gawr oraz ich unikatowych zgrupowań.

Dlaczego wiele młodych nie przeżywa pierwszych miesięcy?
To konsekwencja choćby wzrostu dostępu ludzi do obszarów gawrowiskowych. Podczas monitoringu wielokrotnie natrafiano na zręby zlokalizowane w bezpośrednim otoczeniu drzew mieszczących gawry. Czasami wejścia do nich były niszczone podczas zrywki drewna, gdy obok ciągnięto kłody. Gospodarka leśna na terenach gawrowania może zmniejszać ilość pokarmu dla niedźwiedzic prowadzących młode, które mają ograniczoną możliwość przemieszczania się w pierwszych miesiącach życia. Zmniejsza się również dostępność martwego drzewa i żyjących w nim larw i owadów, chętnie jedzonych przez niedźwiedzie. Wycinka lasu to także zmiana warunków mikroklimatycznych w samych kryjówkach. Schronienia zimowe niedźwiedzi, w szczególności miejsca, gdzie matki rodzą młode, muszą być suche i dobrze izolowane, aby utrzymać ciepło samic rodzących, a później samych młodych.

W bieszczadzkich nadleśnictwach widać ostatnio trend do zachowywania części drzew o wymiarach pomnikowych, w tym mieszczących we wnętrzach gawry.
Pozostawianie pojedynczych starych okazów zwiększa ich podatność na czynniki atmosferyczne, powoduje wyłamywanie przy silnych wiatrach. Na wielu obszarach starolasy zamieniają się w młodniki. Ktoś powie, że „tamto to był las i to też jest i będzie las”. Badania rumuńskie wykazały, że o ile 70 proc. badanych gawr znajdowało się na terenach leśnych, o tyle w pobliżu miejsc związanych z działalnością ludzką takie obszary nie były preferowane. Kiedy niszczymy ich naturalne siedliska, spychamy te zwierzęta jeszcze bliżej siedzib ludzkich – w młodniki porastające obszary niżej położone, gęste, trudno dostępne dla człowieka, ale zlokalizowane w bezpośrednim otoczeniu osad.

Kiedy wiosną niedźwiedzie opuszczają schronienia, intensywnie żerują. Co jedzą, kiedy nie ma jeszcze borówek czy jabłek w zdziczałych sadach owocowych?
Te drapieżniki są oportunistami pokarmowymi. Tropią wilki w poszukiwaniu upolowanej przez nie zdobyczy, rozgrzebują pniaki, szukając larw, odwiedzają też nęciska łowieckie. Same rzadko zabijają, częściej korzystają z ofiar innych zwierząt.

W Bieszczadach są mocno uzależnione od pokarmu antropogenicznego?
Na pewno często odwiedzają miejsca dokarmiania, szczególnie zimą, kontrolując je, nawet jeśli nie ma w nich pokarmu. Tropione osobniki, w tym matki prowadzące młode i podrostki, poruszając się siecią dróg leśnych, w sposób systemowy odwiedzają takie punkty, rozlokowane m.in. w bezpośrednim otoczeniu BdPN. Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że od najmłodszych lat uczą młode korzystania z tego łatwo dostępnego i wysokokalorycznego pożywienia, mogą poruszać się szybko i efektywnie pomiędzy karmiskami. Dodatkowo bliska obecność człowieka na drogach powoduje przyzwyczajanie się niedźwiedzi do ludzi.

Jak temu zapobiegać, skoro leśnicy wykładają karmę dla żubrów, z której tak chętnie korzystają niedźwiedzie?
Przestać ją wykładać lub maksymalnie ograniczyć. Żubr w Karpatach nie jest zależny od zimowego dokarmiania. Wyżywi się sam.

Niedźwiedzie żerują na śmieciach wyrzucanych zwłaszcza w rejonach turystycznych. Na fot. słowacka Tatrzańska Łomnica.Marek Podmokły/Agencja Wyborcza.plNiedźwiedzie żerują na śmieciach wyrzucanych zwłaszcza w rejonach turystycznych. Na fot. słowacka Tatrzańska Łomnica.

Niedźwiedzice pilnują teraz urodzonego zimą potomstwa. Na co spacerowicze powinni zwracać uwagę, jak się zachowywać?
Nie powinni się niczego obawiać. W BdPN mamy rocznie ok. 700 tys. wejść bez żadnych krytycznych zdarzeń z udziałem niedźwiedzi. W odróżnieniu od spacerowiczów osoby penetrujące i przeczesujące las robią to na własną odpowiedzialność. Całkiem niedawno w mediach społecznościowych można było obejrzeć filmik, na którym mężczyzna nagrywa piszczące w gawrze niedźwiadki. To czyste szaleństwo i rzecz niezmiernie szkodliwa przyrodniczo i społecznie. W zeszłym roku zarejestrowałem ludzi wrzucających petardę do gawry niedźwiedzia w ogromnej ponaddwustuletniej jodle. Czasem takie filmiki różnych gierojów są upubliczniane, a kolejne media chętnie je kopiują, bo to strategia clickbaitowa.

Coraz częściej niedźwiedzie podchodzą do ludzkich osiedli. Płoszenie i odstraszanie hukiem nie przynosi efektów. Jakie działania należałoby podjąć, żeby zwierzęta zostały w swoich matecznikach?
Na pewno wszelkie takie sytuacje są punktowane przez portale społecznościowe, media szukające sensacji bądź środowiska, którym zależy na „regulowaniu” populacji ołowiem. Pewien, najczęściej okresowy, problem oczywiście istnieje. Wyrzucamy coraz więcej śmieci, na których mogą żerować niedźwiedzie – zwłaszcza w rejonach turystycznych – a kontenery bywają przepełnione. Żeby brunatne drapieżniki zostały w lesie, wystarczy ich nie dokarmiać i nadmiernie nie płoszyć.

W kwietniu po ataku niedźwiedzia na człowieka rząd Słowacji zezwolił na zabicie aż 350 tych zwierząt. Liczba może szokować.
Odstrzał jednej trzeciej szacowanej liczebności populacji to właściwie eksterminacja o trudnych do przewidzenia skutkach w kontekście lokalnym i transgranicznym. Polska mało liczna populacja niedźwiedzi też może na tym poważnie ucierpieć. Strzelanie do takiej liczby zwierząt może też spowodować zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego (znacznie poważniejsze niż ten jednostkowy śmiertelny przypadek), gdyż mogą się pojawić osobniki postrzelone, o trudnym do przewidzenia zachowaniu. Słowem to paranoiczny plan złożenia w ofierze niewinnych zwierząt w imię zadośćuczynienia za statystycznie możliwy, wynikający z proporcji liczebności, pojedynczy przypadek krytyczny.

Pojawiają się głosy, że niektóre tereny w Bieszczadach powinny być dla dobra niedźwiedzi wyłączone z gospodarki leśnej. Podziela pan tę opinię?
Tak, w szczególności i koniecznie w obrębie jeszcze zachowanych zgrupowań gawr otoczonych fragmentem siedliska o wysokim stopniu naturalności. Dla zachowania populacji oraz przeciwdziałania postępującej synantropizacji, czyli przystosowania się zwierząt do życia w bezpośrednim sąsiedztwie człowieka, powinny być wyłączane niewielkie obszary kilku-, kilkunastohektarowe. To ułamek powierzchni nadleśnictw bieszczadzkich, bo rejonów spełniających te kryteria jest już bardzo mało. A miejsca takie używane są często rodzinnie przez matkę i podrośnięte młode, które już nie mieszczą się razem w jednej gawrze, więc żyją w bezpośrednim otoczeniu. Oczywiście teren pod nieobecność niedźwiedzi wykorzystywany jest przez całą gamę innych gatunków, często drapieżnych, wykorzystujących je cyklicznie również do rozrodu. Dzieje się tam naprawdę wiele, to źródło fascynujących obserwacji behawioralnych.

Wyłączenie z gospodarki takiej niewielkiej lokalizacji to praktycznie żadna strata ekonomiczna, a dla przyrody, szczególnie w tak różnorodnym siedlisku, wielka korzyść. Niedawno rozpocząłem projekt będący w istocie kontynuacją wieloletniego badania ostoi niedźwiedzi. Do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie i Nadleśnictwa Lutowiska został złożony pierwszy wniosek o wyłączenie niewielkiego (ok. 5 ha), supercennego dla niedźwiedzi terenu, skupiającego kilka czynnych gawr. Propozycja spotkała się z akceptacją. Jest więc dobra wiadomość oznaczająca konkretne działanie ochronne.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną