Małpa z Arabii, czyli czy wszyscy jesteśmy Europejczykami
Gorąca, sucha, pozbawiona wody i roślinności. Przerażająca. Nawet mieszkańcy Półwyspu Arabskiego, przywykli do niegościnnych krajobrazów, nie zapuszczają się na nią. Wiedzą, że zabłądzenie grozi śmiercią. Z pragnienia, wyczerpania, przegrzania. Nazywają ją Rub’ al-Khali, czyli pustą ćwiartką. I obchodzą z daleka (z wyjątkiem robotników obsługujących szyby naftowe, skuszonych doskonałymi zarobkami).
Rub’ al-Khali zajmuje południową część półwyspu. Ma długość ponad 1 tys. km i szerokość ok. 500 km. Jest dwa razy większa od Polski i przykryta warstwą piasku grubości od kilkudziesięciu do ponad 200 m. Piasek pochodzi głównie z niszczenia lokalnych skał przez wiatry, część drobin została jednak przyniesiona z daleka. Dziełem wiatru są olbrzymie pola wydm podłużnych oraz półksiężycowatych barchanów. Rub’ al-Khali to największy erg (pustynia piaszczysta) świata, odludzie idealne, czarna dziura na zatłoczonych ziemskich lądach.
Temperatury w tej części świata osiągają 50 st. C, a roczna suma opadów deszczu nie przekracza kilku centymetrów. Podobne warunki panują na pustyni Wielki Nefud w północnej części półwyspu. Ona także jest ergiem zajmującym olbrzymią nieckę wielkości jednej trzeciej Polski. Deszcze w tym obniżeniu padają raz na kilka lat, a latem temperatury osiągają wartości równie zawrotne jak na Rub’ al-Khali.
Obie pustynie, wraz z łączącym je piaszczystym korytarzem zwanym Dahna długości tysiąca kilometrów, stanowią szkielet Półwyspu Arabskiego. Zajmuje on ponad 3 mln km kw. i jest największym półwyspem świata. Geolodzy mówią wręcz o subkontynencie arabskim, a to dlatego, że ten kawałek lądu leży na własnej płycie litosfery, która kilkanaście milionów lat temu oddzieliła się od Afryki (w miejscu pęknięcia powstało później Morze Czerwone) i zmierza powoli na północ, napierając na Eurazję.
To wielkie terytorium jest prawie niezamieszkane. W połowie XX w. żyło tu zaledwie kilka milionów ludzi, głównie koczowników. Dopiero w ostatnich dekadach liczba ludności szybko się zwiększyła za sprawą wysokiego przyrostu naturalnego i napływu imigrantów, co z kolei było konsekwencją odkrycia największych na globie złóż ropy naftowej. Dziś na półwyspie mieszka kilkadziesiąt milionów osób. Pozostał jednak niemal pustą krainą. Ludzie żyją w miastach i na wybrzeżu. Tutejsza surowa przyroda ma im do zaoferowania ropę, lecz brakuje jej tego, co najważniejsze: wody.
Azjatycki przyczółek
Nie zawsze tak było. Pustynie, choć wyglądają na wieczne, pojawiają się i znikają w zależności od humorów klimatu. Od paru tysięcy lat się powiększają. To dlatego, że na Ziemi zrobiło się bardziej sucho i chłodniej. Ta metamorfoza dotyczy także Półwyspu Arabskiego. Jeszcze 3 tys. lat temu funkcjonowały w jego wnętrzu liczne oazy. Później jednak opady deszczu stały się jeszcze bardziej skąpe, oazy wyschły, a porzucone siedziby zasypał piasek.
Woda była, jest i pozostanie dla nas kluczowym dobrem natury. Tam, gdzie jej nie ma, nie znajdziemy ludzkich osiedli. Pod tym względem nic się nie zmieniło od czasów, gdy 2 mln lat temu pierwsi przedstawiciele rodzaju Homo wyruszyli z Afryki na podbój globu. Antropolog Clive Finlayson, który jako dyrektor Gibraltar National Museum kierował przez trzy dekady badaniami w gibraltarskiej jaskini Gorham’s Cave, prawdopodobnie jednej z ostatnich ostoi neandertalczyków, w 2014 r. napisał książkę „The Improbable Primate: How Water Shaped Human Evolution”. Dowodził w niej konsekwentnie, że to konieczność poszukiwania wody, do której dostęp zmieniał się wraz z wahaniami klimatu, zmusił nas do wędrówek, a co za tym idzie – do ciągłego i intensywnego główkowania. Wędrówki po otwartych przestrzeniach w poszukiwaniu całorocznych zbiorników wodnych sprawiły, że nabraliśmy wprawy w migracjach. Przy okazji wyprostowaliśmy się, urośliśmy i zeszczupleliśmy. Słowem: chcesz zrozumieć ewolucję człowieka? – dodaj do równania wodę.
Z tą tezą korespondują nowe odkrycia archeologów, geologów i paleogeografów, prowadzących od około dekady badania na Półwyspie Arabskim. Rewolucjonizują one wiedzę o tym kawałku świata, a przy okazji także o nas, przesuwając o dziesiątki tysięcy lat wstecz moment opuszczenia Afryki przez Homo sapiens.
Wcześniej sądzono, że stało się to dopiero 50–60 tys. lat temu, ale według nowej teorii pierwsza migracja nastąpiła o wiele wcześniej: przed 130–125 tys. lat, gdy na Ziemi zapanował interglacjał eemski – zadziwiająco ciepła przerwa rozdzielająca dwa ostatnie zlodowacenia plejstoceńskie. Wraz z ciepłem przyszły opady deszczu, a Półwysep Arabski pokrył się zieloną sawanną, gęstą siecią rzek i tysiącami jezior. Nad brzegami tych dawnych zbiorników archeolodzy odnaleźli dziesiątki stanowisk z tysiącami narzędzi kamiennych. Uznano je za wytwory Homo sapiens, a zieloną Arabię z czasów eemskiego raju – za pierwszy azjatycki przyczółek naszego gatunku.
Do szczęścia brakowało tylko kości owych pionierów, ale ponieważ w tym czasie w jednej z jaskiń w Chinach odkryto 47 zębów sprzed co najmniej 80 tys. lat, jednoznacznie przypisanych Homo sapiens, hipoteza wczesnego afrykańskiego exodusu zyskała silne wsparcie, wzmocnione kolejnymi doniesieniami z pustyni Wielki Nefud: znalezieniem fragmentu palca Homo sapiens sprzed blisko 90 tys. lat oraz odcisków stóp ludzkich sprzed 120 tys. lat nad brzegiem nieistniejącego dziś jeziora. Autorzy tego ostatniego doniesienia doszli do wniosku, że eemscy mieszkańcy tego regionu pojawiali się nad jeziorem głównie w porze suchej – głównie po wodę. Gdzie ona, tam ludzie, jak mówi Finlayson.
Wielka migracja
Nie jest to koniec intrygujących doniesień. Naukowcy dopiero się rozkręcają. Podczas kolejnych badań prowadzonych na Półwyspie Arabskim – od początku kieruje nimi archeolog Michael Petraglia – odkryto narzędzia kamienne sprzed 200, 300 oraz 400 tys. lat. Ludzie docierali tu zatem i wcześniej. Kim byli, nie wiadomo. Teoretycznie młodsze wyroby mogły wyjść spod ręki wczesnego homo sapiens, starsze – już raczej nie. Każda z tych fal osadnictwa trwała krótko. Następowała wtedy, gdy klimat na Ziemi na pewien czas się ocieplał i stawał bardziej wilgotny. Ludzie pojawiali się, gdy znikała pustynia, i znikali, gdy ta powracała wraz z kolejnym ochłodzeniem i ucieczką deszczów. Na uwagę zasługuje jednak konsekwencja, z jaką ludzie przychodzili i odchodzili. Najwyraźniej Półwysep Arabski musiał od dawna służyć naszym przodkom za dwukierunkowy korytarz migracyjny, łączący Azję i Afrykę.
Od jak dawna? Wraz z geologami, którzy parę tygodni temu opublikowali w „Nature Reviews Earth & Environment” obszerny artykuł na ten temat, przyjrzyjmy się zdarzeniu sprzed ok. 20 mln lat, które zasadniczo wpłynęło na dzieje tej grupy zwierząt, do której należymy, czyli małp człekokształtnych (hominoidea). Wędrująca na północ Afryka i towarzysząca jej Arabia zderzyły się wówczas z Eurazją. Jedną z konsekwencji tej kolizji było powstanie połączenia lądowego pomiędzy dwoma wielkimi kontynentami, pierwszego od 75 mln lat. Była to zasługa burzliwych procesów tektonicznych zachodzących w sztywnej skorupie ziemskiej i znajdującym się pod nią płaszczu planety wypełnionym magmą, wypychaną ku górze pod wschodnią Afryką i w konsekwencji naciskającą na lądy, zmuszane w ten sposób do wędrówki.
Zwierzęta wzięły przykład z płyt tektonicznych i także ruszyły w drogę. Gdy tylko Afryka i Arabia zetknęły się z Azją, rozpoczęła się wielka migracja fauny trwająca wiele milionów lat. Z mostu lądowego skorzystały też małpy człekokształtne. Z Afryki, która była ich ojczyzną, przedostały się na inne lądy, pojawiły się w środkowej i południowej Europie, później dotarły też do Azji. Ich ekspansji sprzyjał gorący klimat pierwszej połowy epoki miocenu. W wilgotnych tropikalnych lasach Starego Świata odnalazły fantastyczne warunki do życia.
Przez blisko 10 mln lat Ziemia była prawdziwą planetą człekokształtnych osobników – pozbawionych ogona, za to obdarzonych dużym ciałem, proporcjonalnie dużym mózgiem i skłonnością do stawania, a nawet przemieszczania się, na tylnych kończynach. Do tej pory doliczono się skamieniałości przynajmniej stu gatunków tych naszych zwierzęcych przodków, zamieszkujących mioceńskie puszcze. Jednym z pierwszych znanych afrykańskich imigrantów był Heliopithecus, który 17 mln lat temu zameldował się w Arabii. Mógł być bliskim krewnym Afropithecusa, który mniej więcej w tym samym czasie pomieszkiwał sobie nad jeziorem Turkana w północnej Kenii.
Podczas gdy jednych pognało w świat, inni nie wychylili nosa poza Czarny Ląd. Naukowcy od dawna zastanawiają się, którzy z nich dali początek hominidom, czyli nam, szympansom, gorylom i orangutanom wraz z ich wymarłymi poprzednikami? I gdzie – w Afryce czy też w Europie? – pojawił się jeszcze węższy, elitarny krąg homininów, obejmujący poza nami już tylko szympansy i goryle (plus gatunki kopalne)? Dzięki biologii molekularnej wiemy, jak znikomy dystans genetyczny dzieli nas od obu rodzajów małp.
Dwie kolebki
Debata – Europa czy Afryka? – trwa od ponad półtora wieku, a dokładnie od momentu, gdy w 1856 r. we francuskiej części Pirenejów odkryto szczątki małpy nazwanej Dryopithecus fontani, która miała rozmiary szympansa, a kształtem czaszki przypominała goryla. Żyła w Europie przed ok. 12 mln lat. Wkrótce nastąpiły kolejne odkrycia. W następnych dekadach XIX w., a potem przez cały XX i początek XXI w. paleontolodzy odnajdywali w różnych miejscach w Europie zęby, większe fragmenty szczęk, kawałki czaszek i rzadziej inne kości, należące do małp zaliczanych do rodziny hominidów. Osobnik z Pirenejów użyczył nazwy licznej grupie podobnych do niego małp człekokształtnych nazwanych driopitekami.
Europejskich znalezisk było na tyle dużo, że z czasem odważono się na postawienie jeszcze śmielszej tezy. Zaczęto się zastanawiać, czy to aby nie z europejskich driopiteków wyłonił się elitarny ród homininów. Tak m.in. uważa David R. Begun, paleontolog z Uniwersytetu w Toronto, znawca mioceńskich małp. On i jego zwolennicy sugerują, że homininy powróciły z Europy do Afryki przed 7–9 mln lat, wraz z całą masą innych ssaków wypychanych na południe przez ochładzający się klimat późnego miocenu. Na Czarnym Lądzie podzieliły się na goryle, szympansy i ludzi (oraz inne wymarłe linie ewolucyjne), choć nie jest wykluczone, że goryle odseparowały się już wcześniej, jeszcze w Europie lub na Bliskim Wschodzie, i na własną rękę dotarły do Afryki.
Pierwszym przystankiem na tej drodze na południe mogła być Anatolia. Stamtąd pochodzi najnowsze odkrycie Beguna. Przed dwoma laty on i turecka badaczka Ayla Sevim Erol, profesor Uniwersytetu w Ankarze, zaprezentowali światu liczącego 8,7 mln lat osobnika, którego nazwali Anadoluvius turkae, uznając go za hominina. Na jego szczątki, w postaci dobrze zachowanej twarzowej części czaszki, natrafiono na stanowisku paleontologicznym Çorakyerler, znajdującym się kilkadziesiąt kilometrów na północ od Ankary.
Erol prowadzi tam badania od dekad. Dokopała się do tysięcy kości późnomioceńskich zwierząt, a wspólnie z przyrodnikami zrekonstruowała też środowisko naturalne okolicy w tamtym okresie. Anadoluvius zamieszkiwał zatem suchy las tropikalny, w którym deszcze padały mniej więcej przez pół roku. Musiał być przystosowany do przetrwania długiej pory suchej, podczas której umiejętność odnajdywania źródeł wody i odporność na „okresowe braki w zaopatrzeniu w żywność” decydują o życiu lub śmierci. Potężne szczęki i duże zęby pokryte grubą warstwą szkliwa świadczą o tym, że pożywiał się także twardymi korzeniami i kłączami, które wygrzebywał z ziemi. Siły zapewne mu nie brakowało, był bowiem dużą małpą. Zdaniem naukowców ważył 50–60 kg, czyli tyle, co większy samiec szympansa. Wokół żyły m.in. żyrafy, nosorożce, antylopy, słonie, hieny i wielkie koty. Następcy jego lub innych homininów, o których istnieniu jeszcze nie mamy pojęcia, przemieścili się wraz z całą tą fauną na południe. Aż w końcu dotarli do Afryki.
Begun i podobnie do niego myślący badacze mogą jednak być w błędzie. Tak uważają zwolennicy tradycyjnego poglądu, wedle którego kolebką homininów jest Afryka. Tam wyewoluowały z wcześniejszych form lokalnych, np. takich jak znany z fragmentu potężnej żuchwy oraz kilkunastu olbrzymich zębów Nakalipithecus, który 10 mln lat temu żył w północnej Kenii. Według tej grupy badaczy europejskie hominidy nie mogły być przodkami wielkich małp afrykańskich (w tym nas), ponieważ wszystkie wcześniej wyginęły. Zabił je coraz bardziej suchy klimat, do którego nie zdołały się przystosować. Nie było więc żadnego masowego powrotu hominidów na Czarny Ląd. Nawiasem mówiąc, niewiele brakowało, aby zmiana klimatu pod koniec miocenu położyła kres wszystkim człekokształtnym. Z pewnością skończył się dla nich okres łatwego życia. Ich niedobitki przetrwały w Afryce oraz w Azji Południowej i Południowo-Wschodniej (traf chciał, że wiele milionów lat później, kiedy klimat na Ziemi stał się jeszcze chłodniejszy, jedna z tych „kryzysowych” małp podbiła świat).
Sekrety stalagmitów
Kto ma rację? I gdzie szukać rozwiązania zagadki? Obie strony nie kwestionują wielkiej migracji zwierząt opuszczających Eurazję przed 8–7 mln lat. Największa z nich trwała pół miliona lat i to jej Afryka zawdzięcza współczesną faunę. Wymusiły ją zmiany szaty roślinnej, które objęły olbrzymi pas lądu, ciągnący się od południowej Europy, przez Wyżynę Irańską, po południowe Chiny. Wilgotna puszcza ustąpiła najpierw suchym lasom tropikalnym, te przeobraziły się w sawannę, którą na koniec wyparła pustynia. Czy jednak w tej migracji wzięli udział jacyś nasi przodkowie z Europy? Przydałoby się odnalezienie skamieniałości hominidów sprzed 8–6 mln lat w tych lokalizacjach, które mogły stanowić tymczasowy azyl dla fauny wycofującej się z północy. Jednym z oczywistych regionów wydaje się Półwysep Arabski, który był wciąż mocno przyspawany do Afryki. Aż się prosi, aby zacząć tam kopać.
Jakby na zamówienie zespół Petraglii opublikował kilka tygodni temu w „Nature” wyniki badań paleoklimatycznych. Badacze dotarli do stalagmitów, które jakimś cudem przetrwały aż 7,5 mln lat w jaskiniach ukrytych pod piaskami pustyni Nefud. Sami byli zaskoczeni tym odkryciem, bo tak stare naturalne archiwa klimatyczne należą do rzadkości. Stalagmity ujawniły, że w tym długim okresie Arabia częściej była zielona niż zasypana piaskiem. Względnie wilgotno było tu również przed 7,5–6,5 mln lat, czyli podczas wielkiej migracji. W krajobrazie dominowała sawanna z bujną roślinnością trawiastą, lasami sawannowymi, strumieniami, rzekami i jeziorami. Było zatem to, co najważniejsze – woda. Przynosiły ją w dużych ilościach wiatry monsunowe docierające znad Oceanu Indyjskiego, a nawet znad odległego Atlantyku.
Wystarczyło wiedzieć, jak przetrwać porę suchą, no i dobrze się urządzić w takim miejscu, co ewentualnym następcom anadoluviusa nie powinno sprawić problemu. Zresztą, skoro sztukę tę opanowały krokodyle, hipopotamy i słonie (ich kości z tego okresu już znajdowano w tym regionie), dlaczego nie miałyby sobie poradzić homininy z wielkimi mózgami. Pod warunkiem, że dotarły tu na tyle wcześnie, by zdążyć przed suszą. „Dlaczego nie? Arabia znajdowała się na skrzyżowaniu głównych szlaków transkontynentalnych. Homininy mogły również z nich korzystać” – mówi Petraglia.