Tam, gdzie wodą jest piasek. Niezwykłe miejsce w Australii
Nasz klimat się ociepla, co w konsekwencji prowadzi do stepowienia lub pustynnienia niektórych obszarów. Tereny, gdzie jeszcze do niedawna można było siać czy sadzić rośliny, dziś bez sztucznego nawodnienia nie nadają się pod uprawę. Idealnym przykładem na powiększanie się terenów suchych jest Australia – większość jej powierzchni zajmują pustynie. Brytyjczycy, którzy zasiedlali ten kontynent, próbowali przenieść tam swój styl tworzenia ogrodów trawiastych obsadzonych różami i bluszczem. Zacieniali skrawki terenu i zużywali do nawadniania spore ilości wody. Niestety, w gorącym i suchym klimacie interioru większość roślin znana z wilgotnych Wysp szybko marniała. Szczyt syzyfowej pracy osiągnięto w tej dziedzinie w mieście Alice Springs, położonym w samym sercu Australii i uznawanym na świecie za najsuchsze i najgorętsze. Niestety, większość wody nie była pochłaniana przez rośliny, lecz parowała, więc dochodziło do niewspółmiernie wielkiego jej zużycia na jednego mieszkańca (miasto zajęło pod tym względem w całej Australii niechlubne pierwsze miejsce). W końcu gdy wody zaczęło brakować, władze musiały korzystać z coraz głębszych i dalszych źródeł, a do obywateli wystosowały apel, by zaniechali podlewania ogródków, a zamiast róż i europejskich drzew zaczęli sadzić przy domach nie mniej atrakcyjne gatunki, którym nie przeszkadza suchy klimat. Oczywiście nie chodzi tu o wszystkim znane amerykańskie kaktusy czy eurazjatyckie sukulenty. Władze promują sadzenie rodzimych gatunków, idealnie przystosowanych do miejscowego klimatu. Poza tym odpowiedni ich dobór i pielęgnacja gwarantują atrakcyjność ogrodu przez cały rok przy o wiele mniejszym zużyciu wody.
Australijska edukacja na temat ochrony przyrody zakłada, że mieszkańcy antypodów powinni otaczać się tylko miejscowymi okazami fauny i flory oraz w miarę możliwości eliminować gatunki sprowadzone na kontynent. Zatem coraz częściej sięga się do sztuki i pożywienia Aborygenów, a w ogrodach pojawiają się eukaliptusy. Trzeba przyznać, że tamtejsze pojęcie ochrony przyrody znacznie odbiega od europejskiego. Przeprowadza się bowiem siłową eksterminację (trucie, wyłapywanie, odstrzał) zwierząt zawleczonych na kontynent, a także stawia różnego rodzaju zapory i ogrodzenia. Na liście gatunków inwazyjnych znajdziemy np. zdziczałe koty, psy czy nawet konie. Podobnie jak ze zwierzętami rząd Australii walczy z inwazyjnymi gatunkami obcych roślin.
Ogród botaniczny w Alice Springs założono u stóp wzgórza Annie Myers, przy brzegu sezonowej rzeki Todd. Ten ekstremalnie pozbawiony wody teren jest największym na kontynencie pustynnym parkiem, mającym pokazywać piękno sucholubnych roślin w ciekawych kompozycjach. W kilku sekcjach prezentowane są rośliny preferujące gleby słone, piaszczyste czy gliniaste. Zasadzono tu także sporą kolekcję eukaliptusów, akacji, palm, a także roślin szczególnie lubianych przez ptaki. Z kolei na kamienistym wzgórzu zgromadzono niemałą reprezentację roślin skalnych, w tym liczne gatunki pustynnych kwiatów. W centralnej części znajduje się niewielki obszar wysypany naturalnym kruszywem w różnych kolorach – rośliny są tu tylko dodatkiem. Tabliczki informacyjne przy poszczególnych okazach wyszczególniają ich przydatność do obsadzania ogrodów przydomowych. Zwraca się uwagę nie tylko na wielkość rośliny i jej preferencje, ale także na ozdobne kwiaty, owoce, liście, jadalność oraz właściwości lecznicze. Ponadto w ogrodzie nie praktykuje się podlewania roślin.
W 1940 r. australijska antropolog Olive Pink, którą zafascynowało życie rdzennych mieszkańców kontynentu, postanowiła przenieść się z Sydney do Alice Springs. Aborygeni traktowani tu byli przez ówczesny rząd jako osoby drugiej kategorii, a wszelkie obostrzenia prawne służyły głównie zastąpieniu ich przez Europejczyków. W 1942 r. Pink postanowiła, że w imię obrony praw rdzennej ludności przeniesie się na pustynię Tanami, zamieszka w namiocie i będzie wspierała plemię Warlpiri. Antropolożka stała się zatem adwokatem Aborygenów i próbowała uzmysłowić Europejczykom, że mają oni do Australii większe prawo niż biali najeźdźcy.
Żyjąc z Aborygenami, Pink spisała wiele ich opowieści oraz poznała rośliny, które były dla nich ważne. Wiedziała, z jakich drzew pozyskać jadalne owoce, wodę lub lekarstwa. Postanowiła upowszechniać tę wiedzę, gromadząc na jednym obszarze wiele okazów pożytecznych miejscowych roślin, które chciała prezentować europejskim osadnikom. Na miejsce zasadzenia kolekcji wybrała zdewastowany przez stada krów i kóz teren zalewowy przy sezonowej rzece Todd. Właśnie to posunięcie stało się przyczynkiem do stworzenia w 1956 r. Rezerwatu Rodzimych Roślin Australii, później przekształconego w Ogród Botaniczny im. Olive Pink. Działaczka postanowiła, że do obsługi miejsca zatrudni tylko osoby z ludu Warlpiri, które posiadały znaczną wiedzę na temat flory kontynentu. Europejscy osadnicy zaczęli doceniać wiedzę i doświadczenie Aborygenów. Dziś ogród jest chlubą miasta i jedną z najważniejszych światowych placówek prezentujących roślinność pustyni.
Założenia suchego ogrodu Australijczycy realizują jeszcze w Alice Springs Desert Park. Ten botaniczno-zoologiczny ogród zaprojektowano tak, aby zaprezentować odwiedzającym kilka biotopów z różnych pustyń kontynentu. W klatkach i na wybiegach żyją zwierzęta występujące naturalnie w centralnej Australii, w tym zeberki australijskie, dingo, emu i kangury. Zobaczymy suchorośla, kompleksy bagienne (słone, gipsowe i gliniaste), gęste zakrzaczenia nadbrzeżne, różne odmiany barwne traw, wydmy porośnięte twardymi trawami i niskimi kolczastymi krzewami. Desert Park realizuje specjalny program rządowy, mający na celu przywrócenie jednorocznych roślin kwitnących na pustyniach Australii. Dlatego zaraz obok wejścia widzimy sporą kolekcję takich gatunków, wydających kwiaty nawet raz na kilka lat, w zależności od opadów. Przy każdym stanowisku znajduje się tablica informacyjna pokazująca, jakie warunki glebowe znoszą dane rośliny cechujące się walorami ozdobnymi.