Reklama
Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Shutterstock
Środowisko

Dwutlenek węgla – coraz bliżej szczytu

Rok 2025 będzie kolejnym, w którym ludzkości nie udało się ograniczyć emisji dwutlenku węgla. Przeciwnie – dociążyliśmy atmosferę kolejnymi dziesiątkami miliardów ton.

Jak co roku o tej porze, naukowcy z międzynarodowej inicjatywy Global Carbon Project – grupa ta liczy kilkudziesięciu badaczy z całego świata – opublikowali prognozę emisji gazów cieplarnianych. W czwartek przedstawili wstępną ocenę roku 2025. Z ich wyliczeń wynika, że ziemską atmosferę zanieczyścimy w tym roku 38,1 mld ton CO2 pochodzącego głównie ze spalania węgla kamiennego, ropy naftowej i gazu ziemnego. Udział tych trzech surowców w emisjach będzie wynosił odpowiednio 15,9 mld ton, 12,6 mld ton i 8,1 mld ton; resztę wynoszącą 1,5 mld t wyemitują cementownie.

Złe wiadomości

„Nie widać wyraźnych oznak redukowania naszego uzależnienia od paliw kopalnych. Szczyt emisji gazów cieplarnianych jest wciąż przed nami i nie sposób przewidzieć, kiedy go osiągniemy” – komentują autorzy analizy opublikowanej w czasopiśmie „Earth Systems Science Data”, który ją opublikował (zespołem od lat kieruje Pierre Friedlingstein, chemik atmosfery z University of Exeter).

Przeciwnie – wykonane przez naukowców modelowania wskazują, że w porównaniu z zeszłym rokiem emisje gazów cieplarnianych tegoroczne wzrosną o około 1,1 proc., podczas gdy średnia dla ostatnich dziesięciu lat wynosi 0,8 proc. „W tym roku ludzkość wyemituje o 10 proc. więcej związków węgla niż w roku 2015, kiedy zostało podpisane Porozumienie Paryskie” – zauważa Friedlingstein.

Dobre wiadomości

Naukowcy podkreślają, że w bilansie emisji trzeba uwzględnić także te związki węgla, które w 2025 r. powędrują do atmosfery w wyniku zmian w użytkowaniu ziemi, głównie związanych z wylesieniami, ekspansją rolnictwa oraz powiększaniem się powierzchni obszarów zabudowanych.

I tu pojawia się pierwsza dobra wiadomość, albowiem ujemny bilans tych emisji zmniejsza się systematycznie od lat i w tym roku powinien wynieść 4,1 mld ton CO2, co jest wartością najmniejszą od co najmniej dekady. „Po zsumowaniu emisji pochodzących ze spalania związków węgla oraz tych związanych z użytkowaniem ziemi otrzymujemy wartość 42,2 mld CO2. Jest ona nieco niższa niż w zeszłym roku, gdy wyniosła 42,4 mld ton. Zmniejszenie tempa wycinania lasów i zarazem zwiększenie skali zalesień rekompensuje wzrost emisji wynikający z konsumpcji paliw kopalnych. Dzięki temu łączne emisje gazów cieplarnianych utrzymują się od pewnego czasu na zbliżonym poziomie” – podkreślają badacze.

Pozostałe wiadomości

Nawet jednak, gdyby uznać, że dzięki mniej destrukcyjnemu dla klimatu użytkowaniu ziemi ludzkość właśnie zbliża się do szczytu emisji, to góra, na którą się wdrapaliśmy, jest bardzo wysoka. Autorzy raportu – jak zawsze publikuje go czasopismo „Earth System Science Data” – twierdzą, że przekroczenie progu 1,5°C wzrostu średniej temperatury globalnej (licząc od początku epoki przemysłowej) nastąpi po wyczerpaniu przez nas całego budżetu węglowego, który został przez nich oszacowany na około 170 mld ton CO2. Przy obecnej skali emisji dojdzie do tego jeszcze w tej dekadzie, zapewne w 2029 r. „To już praktycznie przesądzone” – stwierdza raport.

O szybkim zbliżaniu się do pierwszego klimatycznego progu bezpieczeństwa, zdaniem naukowców, świadczy też to, że nasza planeta coraz gorzej sobie radzi z pochłanianiem antropogenicznych nadwyżek związków węgla. Do tej pory było tak, że mniej więcej połowę naszych emisji przejmowały oceany i lasy. Im więcej emitowaliśmy, tym one więcej odbierały z atmosfery. Dzięki temu stężenie dwutlenku węgla rosło wolniej. Jednakże od pewnego czasu te oceaniczne i leśne magazyny odmawiają odbierania zwiększonych dawek gazów cieplarnianych.

Friedlingstein ze współpracownikami uważają, że w ten sposób ziemska przyroda reaguje na zmiany klimatyczne. „Wzrost temperatury globalnej zredukował zdolność lasów i oceanów do pochłaniania coraz większych dawek gazów cieplarnianych. W przypadku oceanów ta redukcja wyniosła 7 proc., w przypadku lądowych ekosystemów aż 25 proc.” – oceniają badacze w drugiej publikacji, która również dziś ukazuje się w „Nature”.

W praktyce może to oznaczać, że poziom CO2 w atmosferze może rosnąć jeszcze przez jakiś czas nawet wtedy, gdy emisje zaczną spadać – po prostu w cieplejszym klimacie oceany i rośliny będą mniej chętnie odciążały atmosferę od antropogenicznego balastu.

Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną