Reklama
Shutterstock
Środowisko

Dinozaury nie czekały na Europejczyków

Genetyczna mapa chorób i zaburzeń psychicznych wymaga przerysowania
Zdrowie

Genetyczna mapa chorób i zaburzeń psychicznych wymaga przerysowania

Analiza DNA ponad miliona ludzi ujawniła, że obecne granice diagnostyczne w psychiatrii niekoniecznie odzwierciedlają biologię mózgu.

Zanim paleontologia zaczęła mówić po łacinie, skamieniałości miały już swoje imiona, historie i znaczenie. Tyle że nie w podręcznikach.

Zazwyczaj historia odkryć w Lesotho opowiadana jest następująco: zachodni naukowiec przyjeżdża w góry, wpatruje się w klify, wertuje mapy, po czym ogłasza „nowe odkrycie paleontologiczne”. Taka narracja jest jednak niepełna. Ludy rdzenne – Basotho i San – od pokoleń wiedziały, gdzie znajdują się kości i ślady pradawnych zwierząt. Rozpoznawały je, nazywały i włączały w sieć opowieści oraz znaczeń związanych z krajobrazem, w którym żyły.

Tę właśnie, często zapominaną przez zachodnią geologię, historię odsłaniają archiwa Paula Ellenbergera – misjonarza i paleontologa, który dzieciństwo spędził w Lesotho. Zanim pojawiły się pojęcia „trias” czy „jura” rdzenni mieszkańcy „Himalajów Południa”, jak metaforycznie określa się wysokie płaskowyże Lesotho, mieli własne sposoby interpretowania skamieniałości. Dla Basotho ogromne trójpalczaste odciski oraz kości tkwiące w litej skale stanowiły materialną obecność Kholumolumo – potwora zdolnego połknąć cały naród. Ten geomit nie był naiwną próbą wyjaśniania świata, lecz kulturowym zapisem czegoś, co budziło respekt: pozostałości istot większych niż jakiekolwiek znane współczesne zwierzę.

W Maphutseng to miejscowy nauczyciel Samuel Motsoane natrafił na gigantyczne kości, zanim zainteresowali się nimi badacze. Prasa z lat 50. XX w. dokumentuje, że Basotho od dawna znali te „skamieniałe stworzenia”, choć nie opisywali ich w kategoriach nauki Zachodu.

San, słynący z wyjątkowej umiejętności śledzenia zwierząt i interpretowania śladów ich obecności, także uważnie patrzyli na skamieniałości. Ich sztuka naskalna, często odczytywana wyłącznie w kluczu duchowym, bywa zaskakująco bliska paleontologii.

W jaskini Mokhali Cave zachowały się rysunki przypominające odciski dinozaura oraz trzy wysokie, dwunożne sylwetki o długich szyjach. San sportretowali dinozaury (prawdopodobnie) na długo przed tym, zanim zachodnia nauka dopuściła myśl, że mogły poruszać się na dwóch nogach.

Jeszcze starszym świadectwem są tzw. manuporty – naturalne przedmioty przeniesione przez ludzi do jaskiń lub obozowisk. W schronisku Bolahla odnaleziono paliczek dinozaura, który trafił tam między XII a XVIII w. Ktoś musiał go znaleźć, uznać za niezwykły i nadać mu znaczenie wykraczające poza czystą ciekawostkę.

Co uznajemy za odkrycie

Pytanie, które się narzuca, jest niewygodne: czy Zachód ma prawo przypisywać sobie odkrycia dokonane przed pojawieniem się w regionie naukowców z wykształceniem akademickim? By odpowiedzieć na nie uczciwie, warto najpierw zastanowić się, co właściwie uznajemy za odkrycie i w jakim języku je opisujemy.

Samo słowo paleontologia wywodzi się z greckich pojęć palaios – „dawny”, ontos – „byt, istota” oraz lógos – „nauka, opis, rozumowanie”. Oznacza więc naukę o dawnych istotach. Trzymając się tej definicji bez uprzedzeń, trudno zaprzeczyć, że Basotho i San spełniali jej podstawowe kryteria: odnajdywali szczątki wymarłych zwierząt, rozpoznawali ich niezwykłość, odróżniali je od kości współczesnych gatunków i próbowali wyjaśnić ich pochodzenie. Robili to w ramach własnych systemów wiedzy, opartych na uważnej obserwacji środowiska, pamięci miejsca i opowieściach przekazywanych z pokolenia na pokolenie.

Mimo to taka forma poznania rzadko była uznawana za paleontologię. Nie dlatego, że była mniej wnikliwa, lecz dlatego, że nie posługiwała się językiem Zachodu: nie tworzyła łacińskich nazw, nie funkcjonowała w czasopismach naukowych, nie operowała przekrojami stratygraficznymi. Zamiast tego nadawała sens poprzez mity i narracje o potworach, które pozostawiły ślady w skale.

Co robi nauka zachodnia

Na ironię zakrawa fakt, że jeden z najważniejszych dinozaurów z Lesotho otrzymał nazwę Kholumolumo ellenbergorum. Jej pierwsza część pochodzi z mitologii Basotho, druga upamiętnia europejskiego badacza. To gest elegancki, ale zarazem symboliczny: rdzenna kultura dostarcza znaczenia, Zachód – nazwę i miejsce w katalogu „własnej” nauki. Mit zostaje usankcjonowany dopiero wtedy, gdy przejdzie przez filtr łacińskiej nomenklatury.

W efekcie w podręcznikach pojawiają się niemal wyłącznie europejskie nazwiska, a rdzenni odkrywcy znikają z głównego nurtu narracji. Basotho i San trafiają co najwyżej do przypisów, choć to oni wskazywali badaczom miejsca występowania kości i tropów, prowadzili ich w teren i uczyli, gdzie patrzeć. Zachodnia nauka przejęła więc nie tylko obiekty badań, lecz także prawo do ich „pierwszego odkrycia”, redefiniując je w taki sposób, by wcześniejsze formy poznania stały się niewidzialne.

Problem nie polega na tym, że paleontologia narodziła się w Europie. Polega na tym, że za naukowo istotny uznano tylko jeden sposób myślenia o przeszłym życiu. Wszystkie pozostałe – choć opierały się na obserwacji, rozpoznaniu i interpretacji – zepchnięto do kategorii folkloru. A przecież skamieniałości nie zaczęły istnieć w chwili, gdy nadano im łacińskie nazwy.

Reklama