Ket z Żywego trupa
Nie rzuca szamańskich zaklęć w przestrzeni Hilberta, nie chce się zamknąć i rachować, szuka piękna. Także w sztuce. „Nauka i sztuka to jest dokładnie to samo. Nie widzę żadnych różnic”. Posłuchaj podkastu – spotkania z autorem opowiadania.
Pędzimy na południe autostradą Ayer Raja Express w krwistoczerwonym ferrari Aperta. Drapacze chmur singapurskiej dzielnicy finansowej wyglądają jak kartonowe pudła z otworami i żarówką w środku. Światła terminalu kontenerowego lśnią w wodach Morza Południowochińskiego. Demon kopci Churchilla i udusilibyśmy się, gdyby nie zwinął dachu.
– Ale kabriolet zakosiłem, co nie?
– Trochę wulgarny – odpowiadam. Jeśli dopadnie nas policja, to powiem, że zostałem porwany.
– Sugerujesz, że sułtan Brunei nie ma gustu?
Demon wciska gaz, samochód ryczy, żołądek przykleja mi się do kręgosłupa i dawaj, grzejemy dwieście na godzinę w kraju z ograniczeniem do setki. Skończymy w więzieniu albo na cmentarzu Kopi Hill.
– Komu w drogę, temu czas! – ryczy Demon.
Zbliżamy się do rozwidlenia. Na lewo – zjazd do Fort Road. Na prawo – tunel zalany światłem neonów. Demon puszcza do mnie oko i wyciska ostatnie soki z diabelskiej maszyny, jadąc prosto w barierę rozdzielającą jezdnie. Na ułamek sekundy przed zderzeniem mrugam, wyobrażając sobie części samochodu rozrywające mnie na strzępy...
Ale kiedy otwieram oczy, Demon, cygaro, ferrari i ja, wciąż w jednym kawałku, pędzimy tunelem, jak gdyby nic się nie stało. No, niezupełnie. Bo przez ścianę tunelu widzę kopię mnie i Demona, jadących wzdłuż Fort Road. Dziwne. Przysiągłbym, że jest na odwrót – to nasze kopie są w tunelu, a my jedziemy Fort Road. Szaleństwo! Czyżbyśmy byli w dwóch miejscach na raz?!
Budzę się w łóżku zlany potem. Jeden z najbardziej pokręconych snów, jaki kiedykolwiek miałem. Okej, może całowanie Fidela Castro na niedźwiedzia było bardziej ekstrawaganckie. Chociaż z drugiej strony...
Dzwoni komórka.
– Skumałeś w końcu ten interferometr Macha-Zehndera? – głos Demona trzeszczy w słuchawce.
– Człowieku, jest trzecia nad ranem...
– Czekam na dole.
***
Jest już czwarta, a my siedzimy w „Żywym trupie”, barze w Chinatown, słuchając jak Miles gra „It Ain't Necessarily So” Gershwina.
– Musisz kupić lepszy samochód. Toyota jest dla mięczaków – oznajmia Demon i nalewa mi whisky.
– Następnym razem weź taksówkę.
Demon szkicuje na serwetce interferometr Macha-Zehndera: dwa lustra półprzepuszczalne i dwa zwykle oraz dwa detektory kwantowe 1 i 2, zdolne do wykrycia pojedynczych fotonów. Wreszcie dorysowuje falująca linię zakończoną strzałką, zmierzającą w kierunku pierwszego lustra półprzepuszczalnego.
– Tutaj nadlatuje pojedynczy foton i...
– … już mi to mówiłeś. Każdy foton wlatujący do interferometru trafia w detektor 1, nigdy w 2. – Ten z pozoru niewinny fakt spędzał mi sen z powiek przez ostatni tydzień.
– Każdy! Jak to możliwe? – pyta z uśmiechem Mony Lisy.
– Powiedziałeś mi także, że lustro półprzepuszczalne losowo kieruje foton w górę albo w dół.
– To jest fakt laboratoryjny. Nie ma dyskusji.
– Okej. Powiedzmy, że foton idzie w górę, odbija się od lustra i dociera do drugiego, półprzepuszczalnego. Dzieje się tak w połowie przypadków – mówię i rysuję opisaną trajektorię fotonu.
– I? – Demon czerpie przyjemność z tego, że zaraz zaplączę się we własną logikę, ponieważ nie wiem tego, co wie tylko on.
– Foton idzie w dół w połowie przypadków. Połowa połowy to 25 procent i to właśnie jest prawdopodobieństwo, że foton trafi do detektora 2.
– Ale w laboratorium fotony zawsze trafiają do detektora 1 – przypomina mi.
– Czy właśnie zapaliłeś cygaro iskrą z palca?
– Ach, takie tam.
Muszę przyznać, że te jego sztuczki magiczne są całkiem niezłe.
– Rachunek prawdopodobieństwa jasno mówi – kontynuuję – że połowa fotonów musi skończyć w detektorze 2, więc wnioskuje, że albo natura jest szalona, albo...
– … albo co? – przerywa mi Demon, wpatrując się we mnie jakby oczekiwał jakiejś złotej myśli.
– Jeśli założę, że każdy foton wie, ile luster półprzepuszczalnych spotka na swojej drodze, to wiem jak to wytłumaczyć. – Usta Demona wykrzywiają się w grymasie dezaprobaty, ale mnie to nie rusza. – Jeśli foton wie – powtarzam z naciskiem – że nie ma drugiego półprzepuszczalnego lustra, to wyleci w górę albo w dół z jednakowym prawdopodobieństwem. Jeśli wie o drugim lustrze, to wybierze odpowiednią trajektorię i wyląduje w detektorze 1…
Przerywam. Cholera, to jednak nie ma najmniejszego sensu. Przecież zawsze można wstawić drugie lustro półprzepuszczalne na moment przed przybyciem fotonu. Foton tego nie może wiedzieć, bo przyszłość nie istnieje, zanim nie nadejdzie. Wygląda na to, że fotony wiedzą o wszystkich lustrach we Wszechświecie i dostosowują do nich swoje zachowanie. Żyjemy w kosmicznym...
– ... domu wariatów! – kończy moją myśl Demon i opróżnia swój kieliszek. – Ale mechanicy kwantowi łykają to bez problemu.
– Czyli?
– Używają dziwaczny ketów, które reprezentują informacje o fotonie. Jak foton idzie do góry, to piszą |góra>, a jak w dół, to |dół> – podtyka mi pod nos serwetkę, na której bazgrał.
Wlepiam gały w jego koślawe pismo i muszę wyglądać na zdesperowanego, bo Demon napełnia mój kieliszek.
– Foton opisywany ketem |góra> zamienia się w ket |góra> + |dół> po przejściu przez pierwsze lustro półprzepuszczalne. Ominąłem pewne liczby, które mnożą te kety, bo nie mają one teraz znaczenia.
– Co to znaczy ten góra plus dół? – Nie ukrywam podenerwowania.
– Cierpliwości. Drugie lustro półprzepuszczalne zamienia |góra> tak jak poprzednio, ale teraz |dół> idzie w |góra> - |dół>.
– I?
– To proste. |góra> przechodzi w |góra> + |dół>, potem w (|góra> + |dół>) + (|góra> - |dół>). Teraz, po przetasowaniu mamy (|góra> + |góra>) + (|dół> - |dół>) tak jakbyś dodawał cygara. I patrz: |dół> - |dół> daje zero, czyli się kasuje. Voila!
– No okej, zostaje tylko |góra>, jak powinno. Sprytne, ale co jeśli usunę drugie lustro półprzepuszczalne? Wtedy zostaje to dziwne coś |góra> + |dół> co obiecałeś wyjaśnić.
– Trudno to wyjaśnić...
– Wiedziałem, że będziesz się wił, bo sam nic z tego nie rozumiesz.
– Hej! – wykrzykuje udając oburzenie. – Wszyscy wiedzą, że fizycy kwantowi to lunatycy, więc czego się po mnie spodziewasz? Oni pewnie sami tego nie rozumieją – Macha mi przed oczami palcem wskazującym i kciukiem, tworzącym okrąg. – Capeesh?
Naoglądał się filmów o mafii sycylijskiej – myślę. Ale zaczynam podejrzewać, że jednak wie coś więcej o tym góra plus dół. – Lunatycy czy nie, na pewno mają jakieś intuicyjne wyjaśnienie – podpuszczam go.
Demon patrzy mi w oczy i szybko wypija jednego, później drugiego.
– Mówią, że suma dwóch ketów góra i dół, którą nazywają kwantową superpozycją – tym razem bierze łyk prosto z butelki – mówią, że... no wiesz, to oni tak mówią, a nie ja...
– … co, do cholery, mówią?!
Demon bierze głęboki wdech.
– Że to opisuje foton, który jest jednocześnie na górze i na dole.
– Jednocześnie?
– To nie wszystko. Jeśli sprawdzisz, gdzie jest foton, to on losowo wybierze górę albo dół, a jeśli nie, to będzie tu i tam, jak gdyby nigdy nic. Tak jakby wiedział czy go obserwujesz, czy nie. – Demon przerywa i oboje patrzymy na serwetkę i kety, które wyjaśniają coś niepojętego, lecz jak najbardziej rzeczywistego.
– Nalewaj – mówię.
***
Wsiadam do taksówki, zostawiając Demona w „Żywym trupie” z nową butelką Yamazaki i długonogą Tajką w czerwonym cheongsam, fałszującego „Dziwny jest ten świat” Niemena. Zasypiam niemal natychmiast.
No i oczywiście znów pędzę w ferrari ku rozwidleniu w kierunku Toa Payoh. Czy ten koszmar się kiedyś skończy?
– Dobra zabawa nigdy się nie kończy! – wrzeszczy Demon i kieruje samochód na rampę do Toa Payoh. Przez ścianę tunelu widzę kopię nas, jadących po równoległej ulicy w naszym kierunku. Czy nastąpi poprawna interferencja kwantowa, kiedy się zderzymy? Czy te kety działają dla obiektów większych od fotonów? Co, jeśli coś pójdzie nie tak i będzie |Demon> + |Ja>?
– Nieee! – Budzę się. Taksiarz zerka na mnie w lusterku.
– 疯狂的世界 – mruczy i wciska gaz.
Pierwsze opowiadanie Dagomira Kaszlikowskiego „Cohiba od Fidela” znajdziesz tutaj, trzecie „Teleportacja à la Che” – tutaj.