Yelena Belova (Florence Pugh). Yelena Belova (Florence Pugh). IMDB
Struktura

Biologie fantastyczne. „Thunderbolts*”: studium samotności

Samotność i choroby: co jest skutkiem, co przyczyną
Zdrowie

Samotność i choroby: co jest skutkiem, co przyczyną

Poczucie izolacji negatywnie wpływa na zdrowie psychiczne i fizyczne. A może jest odwrotnie – wskazują autorzy publikacji w „Nature Human Behaviour”.

„Thunderbolts*” to przełamanie dotychczasowej konwencji kina superbohaterskiego. Choć na ekranie spotykają się tu złoczyńcy i wojownicy o nadprzyrodzonych zdolnościach, ich największym przeciwnikiem okazuje się samotność i poczucie izolacji. [Artykuł także do słuchania]

Najnowszy film wyprodukowany przez Marvel Studio znacząco różni się od typowej produkcji MCU (Marvel Cinematic Universe – filmowego uniwersum Marvela). Zbiera bardzo dobre recenzje: ma 88 proc. pozytywnych opinii na Rotten Tomatoes, ocenę 7,6 na IMDB, a na Filmwebie: 7,0 (krytycy) oraz 7,3 (pozostali widzowie). Jest chwalony przede wszystkim za głębię emocjonalną. Rzeczywiście, fabuła tego obrazu koncentruje się na charakterach i wewnętrznych przeżyciach bohaterów. Czy raczej antybohaterów, bo mamy tu do czynienia choćby z Yeleną Belovą (Florence Pugh), czyli zabójczynią szkoloną w rosyjskim programie „Czarna Wdowa” – tym samym, w którym brała udział nieżyjąca już Natasha, znana m.in. z filmu z 2021 r. Pojawia się tu też U.S. Agent (Wyatt Russell), który w przeszłości sprawował bardzo krótką kadencję jako Kapitan Ameryka, a także Red Guardian (David Harbour), czyli tęskniący za zimną wojną rosyjski superbohater czy Ghost (Hannah John-Kamen) – złoczyńczyni i antagonistka Ant-Mana z filmu „Ant-Man i Osa” (2018).

Sama ta wyliczanka bohaterów oraz odwołań do poprzednich produkcji jest męcząca (a to tylko część postaci i poruszonych wątków). Czy zatem możliwe jest, by taki film był interesujący i świeży? Cóż, tak. Po części dlatego, że równolegle z fabułą prowadzona jest auto/metakrytyka całej konwencji.

Twórcy „Thunderbolts*” mieli ambicję, by produkcja ta była bardziej introspektywna od typowego kina superbohaterskiego i ten pomysł wypalił. Każda z postaci toczy tu inne walki z własnymi demonami (z poczuciem krzywdy, stratą bliskiej osoby, mroczną przeszłością, nieudanym poszukiwaniem własnego „ja”), ale na plan pierwszy wysuwają się problemy centralnej, choć wcale nie głównej, postaci: Boba Reynoldsa (Lewis Pullman), czyli Sentry’ego, a jako mroczne alter ego – Voida. Dzieciństwo pełne przemocy, depresja, schizofrenia. Błędne koło jego zaburzeń napędzane jest poczuciem osamotnienia. Izolacja społeczna nakręca również traumy pozostałych bohaterów: pogarsza ich stan i zmniejsza szansę na wyjście z impasu. Prońkowym „lekiem na całe zło” okazują się relacje, przyjaźń, ragtag team, chosen family, anti-hero squad.

Kogo dotyka?

Nic dziwnego, że to właśnie motyw samotności i jej wpływu na samopoczucie jest eksplorowany w tej produkcji, kierowanej przecież przede wszystkim do ludzi młodych. W 2018 r. badacze z University of Manchester, University of Exeter i Brunel London University przeprowadzili tzw. BBC Loneliness Experiment, w którym wzięło udział ponad 55 tys. badanych. Wynikało z niego, że grupą, która czuje się najbardziej osamotniona, są ludzie w wieku 16–24 lat. Aż 40 proc. z nich ma poczucie izolacji. Problem ten dotyka również osób starszych, ale w mniejszym stopniu. „Tylko” 27 proc. ludzi powyżej 75 roku życia czuje się samotnych.

A przecież w powszechnym mniemaniu to właśnie seniorzy cierpią najbardziej z powodu braku towarzystwa. Rzeczywiście, z danych Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że globalnie 5–15 proc. seniorów żyje w społecznej izolacji. Trzeba jednak pamiętać, że bycie w pojedynkę nie zawsze wiąże się z doświadczaniem osamotnienia. Ta zależność działa też w drugą stronę: poczucia izolacji można doświadczać nawet wtedy, gdy wokół są inni ludzie. To właśnie dlatego – wynika z BBC Loneliness Experiment – samotni czują się przede wszystkim ci, którzy mają wrażenie, że z różnych powodów „nie pasują” do reszty, są wykluczani. Dotyczy to np. osób z mniejszości etnicznych lub seksualnych.

Potrzeba bycia wśród ludzi jest najsilniejsza u osób młodych, bo na podstawie swojego miejsca w jakiejś grupie budują tożsamość. Starsi potrzebują mniej powierzchownych relacji, a więcej tych głębokich, podtrzymywanych regularnie z tymi samymi osobami.

Z badań, które ukazały się w maju na łamach „PLOS One”, wynika, że te zależności są następstwem biologicznych, neurologicznych przemian, jakie zachodzą w mózgu wraz z wiekiem. Autorzy tego projektu poddali analizie ok. 200 osób w wieku od 20 do 77 lat. U każdego z uczestników mierzono poziom towarzyskości (za pomocą wyskalowanego Trait Emotional Intelligence Questionnaire). Następnie wykonywano u nich obrazowanie mózgu za pomocą rsfMRI, czyli funkcjonalnego rezonansu magnetycznego wykonywanego w stanie spoczynkowym. Uzyskane w ten sposób dane były później analizowane z wykorzystaniem metod tzw. statystyki sieciowej (Network-Based Statistic, NBS), czyli narzędzia umożliwiającego zidentyfikowanie aktywnych sieci i połączeń w mózgu.

Okazało się, że wraz z wiekiem zmieniała się łączność pomiędzy poszczególnymi obszarami, które – według autorów badania – są kluczowe do nawiązywania relacji: m.in. między siecią trybu domyślnego (DMN – Default Mode Network) a obszarami czołowo-ciemieniowymi i podkorowo-ciemieniowymi.

Skąd się wzięła?

O samotności często mówi się jako o epidemii czy wręcz „pladze” współczesności. Ma ona dotykać przede wszystkim nowoczesnych społeczeństw: wysoce rozwiniętych, zindustrializowanych, źle zintegrowanych – wynika z książki „Loneliness: Human Nature and the Need for Social Connection”, napisanej w 2008 r. przez neuronaukowca Johna Cacioppo i specjalizującego się w tematyce psychologicznej pisarza Williama Patricka.

Bob Reynolds (Lewis Pullman).IMDBBob Reynolds (Lewis Pullman).

Potwierdzać to zdaje się metaanaliza opublikowana w 2010 r. na łamach „PLOS Medicine”. Wykazała ona, że zarówno ilość, jak i jakość relacji społecznych jest w krajach zachodnich niższa niż przed laty. Poszerzone rodziny (dziadkowie, wujkowie, kuzyni) nie mieszkają już blisko siebie, znajomi rzadziej odwiedzają się w domach. Z raportu „Making Caring Common Project”, wydanego przez Harvard University, wynika, że pandemiczna izolacja związana z Covid-19 tylko pogorszyła tę sytuację, zwłaszcza wśród młodych. Takich samych wyników dostarczają badania przeprowadzone w 2021 r. przez Wspólne Centrum Badawcze, czyli jedną z Dyrekcji Generalnych Komisji Europejskiej.

Analiza, która ukazała się w 2020 r. na łamach „Personality and Individual Differences”, wskazuje, że epidemia osamotnienia (która, według przytoczonych źródeł, zaczęła się jeszcze przed Covid-19) wynika z tego, że w krajach zachodnich dominuje indywidualizm, a nie kolektywizm. Ten pierwszy kładzie nacisk na perspektywę jednostki, drugi – na dobro wspólnoty.

W każdym uproszczonym wyjaśnieniu – również powyższym – może się jednak kryć wiele pułapek. Po pierwsze, choć wiele wyników świadczy o tym, że jesteśmy obecnie bardziej samotni, niż w przeszłości, nie można mieć pewności, że są to dane bardzo wiarygodne. Trudno jest rozstrzygająco oceniać, jak czuli się ludzie żyjący kilka dekad czy stuleci temu, zwłaszcza w sytuacji, gdy analizuje się zmienne subiektywne. Po drugie, wyciąganie pochopnych wniosków z porównań międzykulturowych jest ryzykowne. Na przykład, z pracy, która ukazała się w 2021 r. na łamach „Journal of Social and Personal Relationships”, wynika, że mieszkańcy kolektywistycznych społeczności, zwłaszcza żyjących razem na niewielkich obszarach (wyspy, odizolowane wioski itp.) mogą nawiązywać wiele relacji, ale nadal czuć osamotnienie. W tradycyjnych, niewielkich wspólnotach doświadczają bowiem mniejszej swobody wyboru co do tego, z kim chcą spędzać czas, przyjaźnić się czy wchodzić w związek. Mają też mniej możliwości, by zakończyć te relacje, które są dla nich niekorzystne i/lub niesatysfakcjonujące.

Co jest jej przyczyną?

Poczucie samotności jest tak bardzo zsubiektywizowane, że część naukowców zastanawiała się nad tym, czy predyspozycje do tego uczucia nie leżą przypadkiem w genach. Mogłoby to działać na podobnej zasadzie, jak skłonność do tycia czy chudnięcia: dwie osoby żywią się tak samo, ale jedna ma szybszy metabolizm, a druga – wolniejszy, dlatego różnią się masą ciała, mimo że warunki środowiskowe mogą być takie same.

Badania oceniające, czy geny zwiększają lub zmniejszają ryzyko samotności, a jeśli tak, to w jakim stopniu, prowadzono w latach 90. XX w. Wykazywano, że poczucie osamotnienia w dzieciństwie wynika w aż 50 proc. z genów. Czyli o tym, czy dziecko odczuwa przykre konsekwencje braku towarzystwa, decyduje w połowie środowisko, w jakim żyje, a w połowie – czynniki dziedziczne, na które nie ma wpływu.

Wkrótce jednak te dane zweryfikowano. W projekcie, którego wyniki ukazały się w 2005 r. na łamach „Behavior Genetics”, przeanalizowano geny ponad 8 tys. osób. Najpierw okazało się, że wpływ DNA na poczucie osamotnienia spada wraz z wiekiem. U dorosłych wynosi już nie 50, lecz 37–48 proc. To może oznaczać, że w miarę dojrzewania człowiek nabywa pewnych umiejętności i uczy się strategii, które pozwalają mu się nieco lepiej dostosować, nawet jeśli otrzymał niekorzystny pakiet genetyczny. Kilkadziesiąt procent to wciąż jednak bardzo dużo. Nawet choroby warunkowane genetycznie, takie jak niektóre nowotwory czy schorzenia metaboliczne rzadko cechują się aż tak dużym stopniem zależności od genów. Byłoby więc dziwne, gdyby tak złożona cecha fenotypowa, jak osamotnienie, zależała w tak dużym stopniu od DNA.

I rzeczywiście – nowsze oraz bardziej skrupulatne badania przeprowadzone w 2016 r. na 10,7 tys. osób wykazały, że poczucie osamotnienia jest zależne od genów jedynie w 14–27 proc. O reszcie decyduje środowisko, sposób wychowania, nabyte umiejętności aktywnego przeciwdziałania izolacji itp.

Jak w przypadku wielu cech (od wzrostu po skłonność do cukrzycy), tak i tu nauka przeszła pewien proces dojrzewania. Od ślepej wiary w to, że wszystko da się wytłumaczyć genetyką i poszukiwania „genu szczęścia”, „genu autyzmu”, „genu długowieczności” po pokorę w obliczu złożoności biologii. Nowsze badania nad dziedzicznością osamotnienia podkreślają już funkcję nie pojedynczych fragmentów DNA, lecz tzw. poligenowej architektury różnych schorzeń i stanów – zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych.

W pracy, która ukazała się w 2021 r. na łamach „Neuropsychopharmacology”, wykazano, że genetyka decyduje o pewnych predyspozycjach psychologicznych i społecznych jednostki, ale sieć zależności prowadząca od DNA do fenotypu jest tak złożona, że trudno ją jednoznacznie podsumować w syntetycznym wniosku. Autorzy dowiedli, że pewne geny korelują z towarzyskością (sociability). W jaki dokładnie sposób? Tego wciąż nie wiadomo. Z analizy wynikło, że niski poziom towarzyskości może doprowadzić zarówno do poczucia osamotnienia (subiektywny niedobór ludzi), jak i do lęku społecznego (subiektywny nadmiar ludzi). Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Trzeba chyba po prostu uznać, że geny mają jakieś znaczenie, ale z pewnością nie decydujące.

Czym skutkuje?

Przewlekłe poczucie osamotnienia wpływa negatywnie na organizm i nie chodzi tu tylko o zdrowie psychiczne. W 2022 r. na łamach „Nature Human Behaviour” ukazała się publikacja bazująca na danych 42 tys. osób, u których przeanalizowano niemal 3 tys. białek ustrojowych. Okazało się, że u badanych uskarżających się na poczucie izolacji, proteom, czyli profil białek, wyglądał inaczej, niż u oceniających swoje życie społeczne pozytywnie. U osób samotnych wykazano zwiększone ryzyko chorób układu krążenia, cukrzycy i udaru. Co więcej, w 14-letnim okresie obserwacji, którą objęto wszystkich uczestników projektu, wykazano, że badani mający poczucie izolacji cechowali się wyższą ogólną śmiertelnością, niż pozostali.

Te badania potwierdziły i uszczegółowiły wcześniejsze doniesienia na temat związków między samotnością a chorowitością. Na przykład, w 2005 r. przeanalizowano część danych pochodzących z tzw. Framingham Heart Study, czyli z rozpoczętego w 1948 r. – i trwającego nadal – projektu, dotyczącego wpływu różnych czynników na zdrowie układu krążenia. Wykazano wtedy, że osamotnienie zwiększa poziom interleukiny 6, czyli związku kojarzonego ze stanem zapalnym i z chorobami serca. Wkrótce dowiedziono też, że izolacja społeczna podnosi u osób po pięćdziesiątce ciśnienie krwi: przeciętnie o 30 punktów w porównaniu z ludźmi optymalnie zsocjalizowanymi.

Badania z 2013 r. opublikowane w „Psychoneuroendocrinology” wykazały natomiast, że przewlekłe osamotnienie przyczynia się do rozregulowania układu odpornościowego i z tego powodu może zwiększać ryzyko ciężkiego przebiegu infekcji wirusowych, a także nawrotów chorób zakaźnych. Ten sam, immunologiczny mechanizm zdaje się przynajmniej częściowo odpowiedzialny za to, że osoby samotne są bardziej podatne na negatywne, zapalne konsekwencje przewlekłego stresu. Ich ciała odpowiadają nadreaktywnością na każdy stresor i aktywują wszystkie systemy obronne nawet tam, gdzie nie jest to potrzebne. W efekcie poszczególne układy szybciej się wyczerpują, gorzej działają i wolniej się regenerują. Na przykład z badań opublikowanych w 2013 r. w „Psychological Science” wynika, że pacjentki, które przeszły terapię onkologiczną w związku z rakiem piersi, dłużej wracają do zdrowia, jeśli są osamotnione.

Tyle że nie każdy związek ma charakter przyczynowo-skutkowy. A nawet kiedy tak jest, istnieje wiele zmiennych, które mogą wpływać na ostateczny wynik. Na przykład, pozbawione wsparcia kobiety z rakiem piersi mogły dłużej wracać do zdrowia nie tylko dlatego, że czuły się samotne. Możliwe, że brakowało im też fizycznej pomocy – np. przy przygotowywaniu posiłków, czynnościach higienicznych, codziennych obowiązkach. Jeśli nie otrzymywały odpowiedniego wsparcia, gorzej się żywiły, słabiej sobie radziły, były bardziej obciążone, a przez to – wolniej się regenerowały.

Podobne uwagi dotyczą innych związków pomiędzy samotnością a stanem zdrowia. Nie zawsze musi być tak, że to izolacja społeczna jest przyczyną stanów patologicznych. Osoby bardziej schorowane mogą mieć mniej okazji do nawiązywania relacji społecznych. Jeśli np. częściej spędzają czas w domu, bo źle się czują, rzadziej spotykają się z innymi ludźmi, a tym samym – nie nawiązują z nimi satysfakcjonujących kontaktów.

Inny przykład: w pracy, która ukazała się w 2010 r. na łamach „Annals of Behavioral Medicine”, zauważono, że nadwaga oraz otyłość silnie korelują z izolacją społeczną i często jej towarzyszą. To częściowo by wyjaśniało, dlaczego u osób uskarżających się na osamotnienie obserwuje się zwiększone ryzyko chorób naczyniowych, a także podwyższone wartości profilu lipidowego, „złego” cholesterolu czy ciśnienia. Przyczyną tych objawów może być nie sama izolacja, lecz zbyt wysoka masa ciała. Tym bardziej że – jak zauważyli autorzy pracy z 2010 r. – zarówno u osób samotnych, jak i tych z otyłością obserwuje się niski poziom aktywności fizycznej. W ostatnich latach wielokrotnie wykazywano, że ruch ma bardzo silny wpływ na zdrowie psychiczne, o fizycznym nie wspominając. Jeśli więc ktoś za mało się rusza, jest też bardziej chorowity.

Te oraz podobne wątpliwości sprawiają, że wielu uczonych (np. autorzy obszernej pracy przeglądowej z 2017 r.) podkreśla: na temat związków między samotnością a zdrowiem wiemy coraz więcej, ale to dopiero początek naszej naukowej drogi. Niezależnie od tych luk informacyjnych, pewne jest, że zdrowotne skutki izolacji mogą być poważne i długofalowe. Dlatego konieczne jest tu nie tylko poszerzanie wiedzy naukowej, ale też społeczne upowszechnianie tematu. Choćby dlatego, że – jak wynika z badań przeprowadzonych w 2022 r. przez Mental Health Foundation – aż jedna czwarta ludzi swojej samotności się wstydzi.

Popularyzowanie tego tematu w przestrzeni publicznej i popkulturze może pomóc. I tu wracamy do filmu „Thunderbolts*”, który pokazuje, że relacje międzyludzkie nie są czymś, co się po prostu zdarza, lecz raczej czymś, co się aktywnie buduje. Często wbrew własnemu cynizmowi czy poczuciu niedoskonałości. Ten wątek ma szansę celnie trafić w potrzeby emocjonalne współczesnych widzów i pokazać im, jak dziwaczne, a mimo to satysfakcjonujące, mogą być związki z innymi ludźmi.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną