O czym szumią myszy? O niczym, bo (podobno) bardzo wyraźnie myślą
„O czym szumią myszy” to żartobliwie-sarkastyczna seria tekstów, która jest naszą reakcją na zalew doniesień naukowych dotyczących tych laboratoryjnych gryzoni. Mamy świadomość, że badania z udziałem zwierząt modelowych mogą znacząco poszerzyć wiedzę na temat zjawisk fizjologicznych lub patogenezy chorób. Szanujemy badaczy, którzy prowadzą tego typu projekty i zdajemy sobie sprawę z tego, że ich analizy są często jedynie wstępem do dalszych, często bardzo ważnych odkryć. Nie podważamy sensowności testów przedklinicznych lub badań na myszach, szczurach czy błotniarkach. Naszą złośliwość wywołują zazwyczaj uproszczenia interpretacyjne (także te medialne) czy zbyt daleko idące wnioski. A czasami po prostu bawimy się formą. Przypominamy jednocześnie, że mysz to nie jest mały człowiek i że mniej niż 1 na 10 badań z udziałem gryzoni przekłada się bezpośrednio na kliniczne wnioski dotyczące ludzkiego pacjenta.
W materiałach dołączonych do tej publikacji można znaleźć budzące jeszcze większą grozę komentarze autorów projektu: „nawet najbardziej prywatne przemyślenia mogą się stać otwartą księgą”, „zwyczajne nagranie twojego zachowania może ujawnić rzeczy, których wolałbyś nie wyciągać na światło dzienne” itp. Człowiek aż się boi przeczytać oryginalną publikację. Niesłusznie, bo pokazuje ona zupełnie inne oblicze omawianych badań.
Na czym tak naprawdę one polegały? Upraszczając: badacze wsadzali myszy na ruchomą bieżnię i pozwalali im samodzielnie decydować, czy chcą poruszać się po taśmie, czy też stać. Gryzonie szły lub stały, a badacze nagrywali ekspresję ich pyszczków i „karmili” tymi nagraniami systemy uczenia maszynowego. Zgromadziwszy odpowiednią ilość danych, poprosili algorytmy, by na podstawie samej mysiej mimiki zgadły, czy zwierzę będzie się zaraz poruszało, czy pozostanie nieruchome. Okazało się, że trafność ich odpowiedzi była wysoka. I to by było na tyle, jeśli chodzi o przełom. W tym momencie powinna opaść kurtyna.
Sięgnij do źródeł
Badania naukowe: Facial expressions in mice reveal latent cognitive variables and their neural correlates
Odkrycie jest oczywiście interesujące, a badania – przeprowadzone z ogromną starannością i należy to docenić. Wnioski dotyczące „czytania w myślach” i odnoszące się do ludzkich realiów są bardzo na wyrost.
Etologia wyróżnia w zwierzęcej komunikacji dwa rodzaje sygnałów: tzw. uczciwe (honest signal) i nieuczciwe (disonest signal). Pierwsze odzwierciedlają prawdziwy stan fizjologiczny zwierzęcia. Na przykład, pomarańczowy dziób łabędzia przekazuje informację o tym, że jest on w dobrej kondycji. Pisk psa po zranieniu się w łapę komunikuje prawdziwy ból. Feromony płciowe informują o gotowości do seksu.
Drugi rodzaj sygnałów rozwija się wtedy, gdy opłaca się oszukać odbiorcę przekazu. Na przykład: wysokie podskoki gazeli mają przekonać drapieżnika, że upatrzony przez niego osobnik jest w znakomitej formie, więc nie warto na niego polować. Zaatakowany opos wydziela woń padliny, by przekonać intruza, że jest już w stanie zaawansowanego rozkładu i lepiej go nie jeść. Sieweczka udaje ranną, by odciągnąć zagrożenie od gniazda.
Teraz wróćmy do myszy umieszczonych na ruchomej bieżni. Ich mowa ciała (zapewne nie tylko mimika, ale też ułożenie kończyn, napięcie ogona, kształt grzbietu itp.) to przykład komunikacji uczciwej. Dlatego zdradza, czy gryzoń, boi się, czy relaksuje, ukrywa, czy eksploruje, pozostanie w miejscu, czy też ruszy przed siebie. Wystarczy te zmienne z odpowiednią precyzją pomierzyć i ocenić, by dowiedzieć się, jaki jest obecny stan zwierzęcia i jakie są jego najbliższe „plany”. Tak też zrobiono w omawianym eksperymencie.
W przypadku człowieka sytuacja jest zgoła inna. Po pierwsze, zazwyczaj myśli on o rzeczach nieco bardziej złożonych, niż tylko „iść czy nie iść” (chyba że akurat nuci w myślach utwór The Clash „Should I Stay or Should I Go”). Po drugie, setki tysięcy lat ewolucji społecznej sprawiły, że za pomocą twarzy ludzie potrafią nie tylko przekazywać informacje, lecz także je ukrywać. Dlatego można siedzieć z kilkudziesięcioma osobami w jednym autobusie i nie mieć pojęcia, czy współpasażerowie układają właśnie w myślach listę zakupów, ćwiczą rozmowę o podwyżce, czy odtwarzają wczorajszą kłótnię z partnerem.
Z jednej strony, to miło, że uczeni „czytający w myślach” myszy mówią o wątpliwościach etycznych już teraz, zanim technologia stanie się bardziej zaawansowana. Z drugiej, popularyzacja nauki bazująca na strachu nie jest zbyt dobrym pomysłem. Tym bardziej że ten strach jest jeszcze nieuzasadniony.