Podkast 157. Monika Supruniuk: Degradacja bywa plastyczna i piękna
Pleśń, grzyby, wilgoć, przesuszenie, postępujące zniszczenie – oto codzienność obiektów sztuki. Czas pastwi się nad nimi jak nad wszystkimi innymi przedmiotami. One jednak zasługują na nieco więcej uwagi – i szczęśliwie ją dostają. Choćby ze strony rozmówczyni pulsara, absolwentki Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, która specjalizuje się w opiece nad papierem, fotografią oraz filmem. Z jej pomocy korzystała lub korzysta większość znaczących polskich instytucji kultury mających takie obiekty w swoich zasobach.
Supruniuk opowiada o dylematach, przed jakimi obiekty sztuki stawiają społeczność konserwatorską: z jakim rodzajem stresu i odpowiedzialności muszą się mierzyć – i dlaczego. Choćby z tym, że muszą – jak mówi – „mierzyć się z własnym progiem tolerancji na brak konsekwencji”.
Przede wszystkim jednak Supruniuk zdaje relację z arcyciekawej ewolucji podejścia do zjawiska degradacji. Dawniej ingerencje konserwatorskie były posunięte daleko. Dziś nie walczy się już ze zmianami, jakie czas pozostawia w obiekcie sztuki, a raczej je akceptuje (rzecz jasna starając się, by nie postępowały dramatycznie szybko). I godzi się z tym, że jedynym skutecznym, trwałym sposobem na powstrzymanie degradacji jest zamrożenie obiektu sztuki: zamknięcie go na cztery spusty, z dala od wpływu świata zewnętrznego – i oczu oglądających. Nie o to jednak przecież chodzi.
– Nie mówimy więc już „zachować”. Mówimy „przedłużyć życie” – wyjaśnia Supruniuk.