Czy jesteśmy doskonali?
Mamy siatkówkę skierowaną do tyłu, pozostałości po ogonie i zbyt dużo kości w nadgarstku. Musimy dbać, żeby w naszej diecie były np. odpowiednie witaminy, które organizmy zwierzęce spokojnie wytwarzają na własne potrzeby. Występują u nas dziwacznie przebiegające nerwy, nieprzytwierdzone do niczego mięśnie oraz węzły chłonne, które powodują więcej szkody niż pożytku. Nasz genom pełen jest niedziałających genów, chromosomów, które się psują, oraz pozostałości wirusów po dawnych zakażeniach.
Ludzkie oko jest dobrym przykładem działania ewolucji, która potrafi stworzyć niezgrabny projekt, pozostający jednakowoż sprawnie działającą strukturą anatomiczną. W jego budowie odnajdujemy zapis powolnego, stopniowego rozwoju zmysłu wzroku u zwierząt. W naszej siatkówce, jak i innych kręgowców, począwszy od ryb, a skończywszy na ssakach, komórki światłoczułe wydają się osadzone tyłem do przodu – wiązki ich „przewodów” zwrócone są ku światłu, a fotoreceptory skierowane w głąb, od światła. Fotony, zanim dosięgną fotoreceptorów, muszą zatem przebić się przez cienką warstwę tkanki i naczyń krwionośnych. Wygląda to na ewolucyjny wypadek przy pracy, który się utrzymał, bo jego poprawienie okazało się zbyt trudne dla sporadycznej mutacji, będącej ewolucyjnym narzędziem. Co ciekawe, siatkówka głowonogów – ośmiornic i kałamarnic – nie jest wywinięta na lewą stronę. Oczy głowonogów i kręgowców ewoluowały bowiem niezależnie od siebie.
Warto wspomnieć o jeszcze jednym wybryku anatomii ludzkiego oka. Na samym środku siatkówki znajduje się plamka ślepa, czyli miejsce, gdzie aksony milionów komórek światłoczułych zbiegają się, tworząc nerw wzrokowy. Nie ma tu receptorów, więc w każdym oku występuje martwe pole. Nie zauważamy go, ponieważ mamy parę oczu i możliwość kompensacji tego zjawiska. Mózg wypełnia nam brakujące fragmenty obrazu.
Innym przykładem ewidentnego błędu ewolucji są zatoki przynosowe. Ich błona śluzowa stale produkuje lepki śluz, a jego nadmiar jest usuwany przez rzęski. Śluz spływa do przełyku, a potem do żołądka. Ujścia zatok, jeśli działają należycie, pozwalają na ciągły przepływ śluzu i pozbycie się mikroorganizmów. System ten czasami się zapycha, co prowadzi do zapalenia zatok. Schorzenie takie jest u zwierząt możliwe, lecz rzadkie (choć u naczelnych występuje nieco częściej niż u innych ssaków). My jesteśmy na nie podatni, bo część zatok przynosowych posiada odprowadzenie ku górze i ich rzęski mają znacznie więcej pracy. To dlatego chorzy odczuwają chwilową ulgę w pozycji leżącej. Gdy rzęski nie muszą się zmagać z grawitacją, są w stanie szybciej przetransportować część gęstego śluzu ku odpływowi, co trochę zmniejsza ucisk. Dlaczego system odprowadzania śluzu trafił do górnej, a nie do dolnej części zatok? Odpowiedzi udziela historia ewolucji ludzkiej twarzy. Gdy z wcześniejszych ssaków wyłoniły się naczelne, nos przeszedł radykalną zmianę zarówno pod względem budowy, jak i funkcji. Nasi przodkowie coraz mniej polegali na zmyśle powonienia, coraz bardziej na widzeniu, dotyku i zdolnościach poznawczych. Pysk się skrócił, a zatoki zostały stłoczone w znacznie mniejszej twarzy.
Z kolei wadą naszej szyi jest to, że mniej więcej do połowy przebiega przez nią tylko jedna rurka, którą muszą dzielić układy pokarmowy i oddechowy – przez gardło przechodzą zarówno pożywienie, jak i powietrze. Dlatego największym zagrożeniem związanym z budową ludzkiego gardła jest zadławienie. W zupełnie w innej sytuacji znajdują się walenie – wieloryby i delfiny – które posiadają otwory nosowe na czubku głowy. Ta wspaniała innowacja zapewnia odrębną drogę dla powietrza. Wiele ptaków i gadów też jest lepiej przystosowanych do oddychania od nas dzięki temu, że z ich nozdrzy powietrze trafia bezpośrednio do płuc, z pominięciem gardła. To dlatego tak wiele gatunków ptaków i węży może oddychać nawet wtedy, gdy powoli przełykają ogromny posiłek.
Więcej na ten temat w książce Nathana H. Lentsa „Człowiek i błędy ewolucji”, Rebis, Poznań 2018.