Shutterstock
Zdrowie

Zabójczy grzyb zagraża Ameryce?

Śledząc media można odnieść wrażenie, że wizja przedstawiona w serialu „The Last of Us” może się szybko spełnić. Zwłaszcza w Ameryce. Prawda o Candida auris jest jednak znacznie bardziej prozaiczna.

Mamy do czynienia z chorobotwórczym drożdżakiem, znanym od wielu lat. Młodym ludziom, których układ immunologiczny funkcjonuje bez zarzutu, nie powinien on sprawiać żadnych kłopotów zdrowotnych, ale może być transportowany na ich skórze i ubraniu. Ci, którzy się nim zakażą (jeśli zdoła przełamać zapory naturalnej odporności), będą odczuwać typowe objawy infekcji, czyli gorączkę i dreszcze.

Inna sprawa, że grzyb upodobał sobie środowisko szpitalne oraz domy opieki. Ponieważ uzyskał ogromną odporność na leki (właśnie dzięki temu, że bytuje w tych szpitalnych warunkach), więc zakażenie nim osób z nadwerężoną odpornością to ogromny problem – tak jak w przypadku lekoopornych bakterii, trudno go z organizmu wyrugować. A jest paskudnym drożdżakiem, ponieważ u tych najciężej chorych może atakować najróżniejsze narządy i układy: od uszu, przez oskrzela i płuca, krew, aż po centralny układ nerwowy. Dlatego szczególnie narażone są osoby starsze, z wieloma dodatkowymi chorobami, jak i przebywające na oddziałach intensywnej terapii.

Obecne wzmożenie związane z Candida auris wywołał artykuł naukowy opublikowany w „Annals of Internal Medicine”. Jest on podsumowaniem sytuacji związanej z tym drożdżakiem w Stanach Zjednoczonych do końca 2021 r. Słusznie założono, że trudny do wyrugowania klasycznymi metodami dezynfekcyjnymi grzyb, który pojawił się w USA po raz pierwszy prawdopodobnie w 2016 r. (wcześniej znany był w Azji), będzie mógł w warunkach pandemii szybko się rozwinąć. I rzeczywiście tak się stało. Od 2020 r. personel medyczny i służby odpowiedzialne za zwalczanie zakażeń szpitalnych całą uwagę skupiły na zabezpieczeniach przed Covid-19, a dużo mniejszy nacisk kładły na badania przesiewowe w kierunku Candida auris. Ponadto grzyb lubi przylegać do fartuchów medycznych, rękawiczek i innych środków ochrony osobistej. W idealnych warunkach powinny one być jednorazowe lub często zmieniane. Podczas pandemii wiele placówek medycznych w USA cierpiało jednak na ich niedobór, więc stosowano je „na okrągło” – często nie stosując wymaganej sterylizacji, skracając jej czas albo nie przeprowadzając ją tak, jak należy. Candida auris może również przyczepiać się do respiratorów lub innego sprzętu medycznego, a ponieważ oddziały były przepełnione – powstały warunki wymarzone dla tego typu drobnoustrojów i zakażania kolejnych chorych. W 2019 r. wykryto w USA 500 przypadków tej odmiany kandydozy, w 2021 r. – 1474, a w 2022 r. – już 2377.

Komentujący doniesienia amerykańscy lekarze cytowani przez „The New York Times” twierdzą, że obecne rozprzestrzenianie Candida auris jest niepokojące, ale nie zaskakujące. I dodają ważną rzecz na temat przypisywania mu potencjalnej śmiertelności: nie można jej jednoznacznie potwierdzić, ponieważ ludzie, którzy zmarli z wykrytą kandydozą mieli do czynienia z wieloma innymi wyzwaniami zdrowotnymi. Nie wiadomo więc, czy Candida auris była przyczyną ich śmierci, czy też czymś, co wraz z innymi czynnikami złego stanu zdrowia po prostu ją przyspieszyło.

I jeszcze jedna uspokajająca informacja: w 2016 r. Candida auris pojawił się w Stanach Zjednoczonych w Nowym Jorku i stanie Illinois, ale powstrzymano go dzięki rygorystycznym badaniom przesiewowym oraz kontroli zakażeń w placówkach opieki długoterminowej. Teraz lokalne ogniska wybuchają w zupełnie innych regionach: Kalifornii, Teksasie, Nevadzie i na Florydzie. Intensywne wysiłki, mogące powstrzymać rozprzestrzenianie zarazka, które 7 lat temu zakończyły się sukcesem, wystarczy więc powtórzyć.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną