Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Shutterstock
Zdrowie

Marihuana i serce: miliony badanych, wniosków zbyt mało

Marihuana do oceny
Zdrowie

Marihuana do oceny

Najnowsze odkrycia dotyczące konopi

Regularne palenie konopi zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia nagłego zgonu sercowego nawet dwukrotnie. Czy również u konsumentów okazjonalnych? I co z marihuaną przyjmowaną w inhalacji lub w formie doustnej? [Artykuł także do słuchania]

Wokół marihuany krąży wiele mitów. Z jednej strony jest ona demonizowana – uznawana za „wstęp” do twardych narkotyków i wplatana do legend miejskich. Z drugiej, traktuje się ją jak panaceum – przypisuje się jej działania, których nie udowodniono w wiarygodnych testach klinicznych. Nie do końca jasny jest też profil bezpieczeństwa tej używki – zwłaszcza w odniesieniu do układu krążenia. Od lat mówi się o tym, że palenie konopi może zwiększać ryzyko udaru i nagłego zgonu sercowego. Wiele dotychczasowych doniesień, które wspierały tę tezę, było jednak nie najlepszej jakości i/lub bazowało na niewielkich grupach badanych. Uczeni z University of Toulouse postanowili rozprawić się z tym problemem: przeanalizowali ponad 1,5 tys. badań dotyczących związku między marihuaną a układem sercowo-naczyniowym i wybrali do swojej metaanalizy te, które dostarczały wiarygodnych dowodów.

Szkodliwość: stwierdzona, lecz z brakami

Wybrane przez badaczy doniesienia zbierały dane od ponad 400 mln osób w wieku 19–59 lat, które stosowały marihuanę zarówno rekreacyjnie, jak i ze wskazań medycznych. Tak ogromna liczba badanych wynika z tego, że uczeni korzystali m.in. z ogólnokrajowych rejestrów, obszernych szpitalnych baz danych i wieloletnich obserwacji populacyjnych. Analiza tych badań, opublikowana właśnie na łamach „Heart”, potwierdziła, że stosowanie suszu z konopi znacząco zwiększa ryzyko zdarzeń sercowo-naczyniowych, takich jak ostry zespół wieńcowy czy udar mózgu. U regularnych użytkowników szansa na wystąpienie nagłego zgonu sercowego (czyli śmierci spowodowanej zaburzeniem pracy układu krążenia) może być nawet dwa razy większa niż u reszty populacji.

Choć autorzy tych konkluzji bazowali na dużej ilości wiarygodnych danych, nie rozstrzygnęli wszystkich wątpliwości dotyczących wpływu marihuany na układ naczyniowy. Nie udało im się ustalić np. tego, czy ryzyko zdarzeń sercowych wzrasta u każdego „konsumenta” konopi, czy tylko u tych, którzy je palą. Nie można wykluczyć, że to droga podania (wdychanie dymu), a nie same substancje czynne mają tu decydujące znaczenie.

A przecież część użytkowników (zwłaszcza tych stosujących konopie ze wskazań medycznych) nie spala suszu, lecz podgrzewa go do bardzo wysokiej temperatury (ok. 200 st. C) w specjalnych waporyzatorach. W takiej sytuacji osoba nie wdycha toksycznych produktów spalania, lecz inhaluje się oparami zawierającymi substancję czynną. Tyle że w tej chwili brakuje solidnych dowodów na to, by inhalacja (marihuany czy tytoniu) rzeczywiście była znacznie zdrowszą alternatywą dla palenia. Owszem, opary zdają się zawierać mniej substancji rakotwórczych, ale za to mogą mieć w swoim składzie metale ciężkie z elementów grzewczych oraz substancje chemiczne, które działają drażniąco. W literaturze medycznej odnotowano już niemało przypadków ciężkich uszkodzeń płuc spowodowanych wapowaniem.

A co z innymi drogami podania substancji czynnych zawartych w marihuanie? Czy spożyte w kapsułkach, oleju, ciastkach czy żelkach również zwiększają ryzyko zdarzeń sercowo-naczyniowych? Tych kwestii metaanaliza z „Heart” również nie rozstrzygnęła. Podobnie jak tego, kiedy zaczyna się „regularne”, a kończy „okazjonalne” użytkowanie marihuany. „W tych wszystkich kwestiach potrzeba więcej badań” – komentują uczeni. Nie jest jednak łatwo takie badania przeprowadzić.

Dekryminalizacja: tak, lecz z zastrzeżeniami

Każda substancja, nawet sól kuchenna, przyjęta w pewnej dawce, może okazać się szkodliwa dla zdrowia. Dlatego, aby wiarygodnie badać wpływ związków chemicznych na organizm, trzeba mieć precyzyjne informacje na temat przyjętej dawki. Takich danych w badaniach nad marihuaną zwykle brakuje. Użytkownicy często nie znają całego składu stosowanych konopi. A nawet jeśli wiedzą, jaka jest dokładna zawartość THC czy CBD w suszu (bo taka informacja widnieje np. na ulotce produktu, który stosują), to często trudno jest im precyzyjnie ocenić, ile dokładnie tych substancji przyjęli. Porcjują bowiem produkt „na oko”, a później wdychają z przerwami, a nie w ciągłej inhalacji. Przez to nie wiadomo, ile oparów czy dymu ulotniło się w atmosferę, a ile trafiło do płuc.

Na polu badań nad konopiami jest więc jeszcze wiele do zrobienia. Już teraz jednak autorzy metaanalizy z „Heart” dochodzą do ważnej konkluzji. Ich zdaniem marihuana powinna zostać całkowicie zdekryminalizowana, a jej sytuacja – uregulowana. Należy zacząć ją traktować tak, jak wyroby tytoniowe – uważają. Czyli ostrzegać przed jej negatywnymi konsekwencjami zdrowotnymi, a także chronić osoby niepełnoletnie i „biernych użytkowników”.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną