Egzekucja Marii Stuart. Egzekucja Marii Stuart. domena publiczna
Człowiek

Marię Stuart na szafot zaprowadził kiepski szyfr

Odczytane właśnie nieznane listy Królowej Szkotów odsłaniają nieznane wcześniej fakty z jej tragicznego życia. I potwierdzają tezę, że nie ma skutecznej polityki bez solidnej kryptografii.

Dziś wieczorem, po kolacji, powiadomiono mnie o wyroku: mam zostać stracona jak pospolity przestępca o ósmej rano. Wiara katolicka oraz przez Boga nadane prawo do korony brytyjskiej są dwoma powodami, dla których mnie potępiono” – zapisała Maria I Stuart w swoim ostatnim, przedśmiertnym liście.

Sześć godzin później, tego samego 8 lutego 1587 roku, wyprowadzono ją na dziedziniec zamku Fotheringhay i ułożono na uprzednio przygotowanym podwyższeniu. Nie protestowała, zachowując się z godnością królowej. Kat dwa razy przymierzył się do uderzenia toporem, za trzecim razem uderzył.

Tak oto, w wieku beznadziejnie nieszczęśliwych 45 lat, skonała konkurentka królowej Elżbiety I. Większość jej ubrań spalono, żeby zapobiec powstawaniu i czczeniu relikwii.

Życie Marii, o której urodzie, postawie, poczuciu humoru, inteligencji, wykształceniu oraz szkockim akcencie mówiono w superlatywach, było pasmem udręki na każdym możliwym polu. Już będąc dzieckiem, stała się ofiarą konfliktów politycznych i religijnych między Anglią i Szkocją. W efekcie większą jego część spędziła na wygnaniu, w samotności, a połowę – w więzieniu.

Wyrok i śmierć były bezpośrednią konsekwencją ujawnienia spisku, którego celem było zamordowanie Elżbiety, uwolnienie Marii i osadzenie jej na tronie. Jego uczestników nakazano wypatroszyć i poćwiartować, czemu przyglądać się mieli oni aż do utraty świadomości. Marię potraktowano znacznie humanitarniej.

Być może ważniejszym powodem wkroczenia do akcji kata były jednak nie okoliczności polityczne, a marny szyfr, którego używała Maria. Chcąc komunikować sprawy istotne, lepiej jest bowiem wstrzymać się od jakiejkolwiek komunikacji niż stosować proste metody kryptograficznych.

Tajne wiadomości – jak otwarta księga

Na czele grupy spiskowców stał Anthony Babington. Ten obdarzony urodą, charyzmą, oraz inteligencją dwudziestoparoletni katolik pałał uzasadnioną względami rodzinnymi nienawiścią wobec protestanckiego aparatu rządowego Anglii, od lat już prześladującego innowierców.

Tak się jednak złożyło, że do swojej drużyny nieświadomie włączył Babington podwójnego agenta. Powiadamiał on ministrów Elżbiety o treści każdego z listów, które trafiały do Marii i które opuszczały miejsce jej odosobnienia. Wiadomości były oczywiście szyfrowane. Niestety Babington i królowa Szkotów używali nieskomplikowanej metody, będącej nieznacznie tylko ulepszoną wersją tzw. szyfru Cezara.

Ideowo był on bardzo prosty – zamiast zapisywać wiadomość zwykłym alfabetem, używano alfabetu przesuniętego w lewo lub prawo o kilka bądź kilkanaście znaków, tak że, na przykład, literze A odpowiadała B, B odpowiadała C, aż do Z, które zapętlało szereg i w szyfrogramie zapisywane było jako A. Juliusz Cezar, pierwszy odnotowany użytkownik tego szyfru podstawieniowego, z powodzeniem stosował go podczas Wojen Galijskich, prowadzonych w latach 50 pierwszego wieku p.n.e.

Tabela symboli używanych do szyfrowania korespondencji Marii Stuart.The National Archives/domena publicznaTabela symboli używanych do szyfrowania korespondencji Marii Stuart.

Maria Stuart i spiskowcy niektóre słowa zastępowali wprawdzie kodami, używali specjalnych, literopodobnych symboli, ale generalna idea szyfrowania pamiętała czasy wielkiego Juliusza. Niestety wszystkie ich listy trafiały w ręce Francisa Walsinghama, który uosabiał śmiertelnie skuteczną kombinację wysokiej inteligencji, oczytania, przebiegłości i nieludzkiego braku skrupułów.

Był Walsingham człowiekiem światowym – królewską siatkę szpiegowską rozpiął nad całą Europą, a w Anglii zorganizował nad wyraz sprawnie działający tzw. czarny gabinet, któremu przewodził Thomas Phelippes, jeden z najwybitniejszych ówczesnych analityków. Welsingham wiedział dobrze, a nie była to wiedza powszechna, że szyfry to nie magia, nie domena alchemików czy kabalistów, a twarda, do bólu racjonalna nauka.

Nie on był jednak ani geniuszem, ani wizjonerem. Importował na wyspy wiedzę z kontynentu. We Włoszech od lat stosowano już metody kryptoanalizy, wobec których szyfr Marii Stuart był jak otwarta księga.

Idiosynkrazje i rytmy – jak podpis autora

W XV stuleciu Włochy weszły w okres gwałtownego rozwoju. Bogate i wściekle współzawodniczące między sobą włoskie państwa-miasta miały się okazać idealnym środowiskiem dla rozwoju nauki i kultury, rozumianych jako narzędzia do zdobywania przewag na rozmaitych polach. Kwitły więc i splątane więzami rodzinnymi dziedziny kryptografii oraz kryptoanalizy, których dynamika miała odtąd stanowić wyznacznik tempa rozwoju cywilizacji.

Rosło natężenie informacji przesyłanych między władcami włoskimi, ich ambasadorami, między tajnymi emisariuszami, szpiegami – informacji, rzecz jasna, w dużej mierze sekretnych. Wiedziano już, że podstawienie jednego alfabetu w miejsce drugiego, tak że literze jednego zawsze odpowiadała jedna i ta sama litera drugiego, jak to miało miejsce w szyfrach Cezara, nie zapewniało wystarczającego bezpieczeństwa.

O szyfrze Cezara

Znana jest opowieść o tym, jak to zaszyfrowany list pióra Cezara przymocowano do włóczni, a tę posłano w sam środek oblężonego przez plemiona celtyckie obozu – dowodzonego przez Cycerona. Włócznię, która nie wbiła się w żadnego w adresatów, dostrzeżono dopiero trzeciego dnia. Zapisana tam mowa, odczytana następnie przez Marcusa Tulliusa, dodała pognębionym legionistom zapału koniecznego do dalszego poszerzania imperium.

Skuteczność szyfru Cezara wynikała z kontekstu socjologicznego – opierała się na niepiśmienności podbijanych ludów, braku solidnego wykształcenia własnych obywateli, oraz na tym, że ówczesna Europa była jeszcze umiarkowanie zaludniona, liczyła sobie zaledwie kilkadziesiąt milionów mieszkańców, i wydarzenia toczyły się w tempie wyznaczanym przez kondycję posłańców.

Cechy języka, jego idiosynkrazje, charakterystyczne rytmy są na tyle wyraziste, że pozostają widoczne nawet po zastosowaniu tradycyjnego szyfru. Najczęściej występująca w języku angielskim, hiszpańskim, duńskim czy niemieckim litera E będzie się rzucać w oczy kryptoanalityka, nawet jeśli występuje pod postacią innej litery szyfrogramu. W języku polskim, fińskim czy islandzkim uparcie będzie się wyróżniać A. Z częstościami występowania innych liter jest podobnie – te ukryte prawidłowości, dające w sumie niepowtarzalny znak wodny języka, można wyznaczyć z matematyczną precyzją i użyć do rozszyfrowania tajnej wiadomości.

Dla ścisłości – ta wiedza, której szyfrmajstrzy królowej Elżbiety użyli do zdemaskowania spisku Babingtona, nie należała wcale do Włochów, ale do kultury nieco dziś zapomnianej, a wyprzedzającej częściowo wtórny wobec niej europejski Renesans o blisko pół tysiąclecia. A konkretnie do żyjącego w IX wieku człowieka imieniem Abu Yūsuf Yaʻqūb ibn ʼIsḥāq aṣ-Ṣabbāḥ al-Kindī. To jednak rzecz zasługująca na osobną opowieść, bo przecież tematem dnia jest Maria.

Tematy, nazwiska, daty – jak z życia Marii wzięte

O jej życiu wiadomo wiele – ale dalece nie tyle, ile można by wiedzieć. Stąd żywe zainteresowanie publikacją, która ukazała się dziś w periodyku „Cryptologia”, a której autorami są George Lasry – spec od nauk komputerowych, Norbert Biermann – muzyk, oraz Satoshi Tomokiyo – fizyk. Łączy ich też inna pasja, kryptografia. Ten pierwszy jest ponadto uczestnikiem multidyscyplinarnego projektu DECRYPT, którego celem jest odnajdywanie i analiza dawanych szyfrów.

Portret Marii Stuart, powstały prawdopodobnie 50 lat po jej śmierci.WikipediaPortret Marii Stuart, powstały prawdopodobnie 50 lat po jej śmierci.

Na krynicę wiedzy o Marii Stuart trzej panowie trafili przypadkiem. Biła w jednym z cyfrowych archiwów gromadzących zaszyfrowane rękopisy. Z racji ich niejawności nie są znani ani ich autorzy, ani adresaci. Ani oczywiście treść. Dane takie tworzą bazę wiedzy – można powiedzieć – potencjalnej. Dzięki nowym technikom skanowania, analizy i deszyfracji tekstu potencjał ten ma szansę się zrealizować, otwierając dostęp do nieznanych szczegółów historii.

Lasry, Birmann i Tomokiyo przeglądali dział treści zaszyfrowanych należący do zasobów cyfrowych Bibliothèque nationale de France. Wybrali wyglądające obiecująco listy pisane pod koniec XVI wieku – jak się miało okazać między rokiem 1578 a 1584. Krok po kroku łamali ich kod.

Proces deszyfracji był wielostopniowy, ale – biorąc pod uwagę współczesne zaawansowanie kryptoanalizy, rodzaj szyfru i wspomaganie komputerowe – bardziej żmudny niż wyrafinowany. Na podstawie paru fragmentów odczytano zasadniczy fragment klucza kryptograficznego, a potem doprecyzowano pozostałe jego elementy, stosując analizę matematyczną, językową, kontekstową.

Najpierw okazało się, że epistoły spisane zostały przez kobietę. Potem – że zaskakująco często pojawia się w nich motyw uwięzienia. Wreszcie – że przewija się w owych listach nazwisko Francisa Walsinghama. Na tym etapie pracy nie było już więc wielkim zaskoczeniem, gdy autorką okazała się Maria Królowa Szkotów, adresatem zaś Michel de Castelnau Mauvissiere, ambasador Francji w Anglii, jej zwolennik.

Castelnau cieszył się statusem dyplomaty. Pakował zaszyfrowane wiadomości spisane przez nieszczęśliwą Szkotkę do walizki, z którą, nieniepokojony w portach nad kanałem La Manche, przemieszczał się swobodnie między Wyspami a Kontynentem – przekazując korespondencję docelowym czytelnikom. W owym czasie Maria z woli Elżbiety pozostawała bowiem stacjonarna, pod nadzorem George’a Talbota, szóstego hrabiego Shrewsbury.

Odkrycie stulecia – jak kronika ostatnich lat życia

Istnienie „la voye secrette”, tajnego kanału wymiany informacji podtrzymywanego przez Castelnau, nie jest dziś żadną niespodzianką. Nie było nią nawet za życia Marii. Anglicy doskonale o nim wiedzieli. Ponieważ jednak użytkownikom udało się zachować jego hermetyczność, wydawało się, że wraz z zaginięciem listów przepadła też treść. Dlatego odkrycie w Bibliothèque nationale de France zachwyca mariologów – i innych historyków.

To literacka i historyczna sensacja, wykrzykują. Najważniejsze odkrycie stulecia związane z Marią Stuart, dodają. Mowa bowiem o 50 tysiącach słów, kronice ośmiu lat życia, opowieści o dynamice sieci sprzymierzeńców rozrzuconych po Europie (zwłaszcza we Francji). Badacze zdążyli na razie opublikować tylko bardzo ogólnikowe streszczenia listów i pobieżne tłumaczenia paru z nich. Wszystkich jest całkiem sporo, bo 55.

Królowa żali się w nich, z jakim trudem przychodzi jej utrzymanie tajności korespondencji. Analizuje grafy animozji między nią a królową Elżbietą i jej sprzymierzeńcami. Daje wyraz bezsilności i desperacji na wieść o porwaniu jej syna Jamesa. Rozmyśla o warunkach ewentualnego objęcia tronu Szkocji, o kompromisach, na jakie skłonna by była pójść… Na nic się te refleksje zdały, bo nić jej życia została przecięta niedługo później – gdy knowania przeciwko Elżbiecie zostały za sprawą kryptograficznych talentów Walsinghama zdemaskowane.

Tamtego zimnego, lutowego ranka roku 1587 kat uczynił swą powinność nie bez przeszkód. Jak donosili kronikarze, opór stawiała pewna niesforna chrząstka. Kiedy go pokonał, uniósł głowę Marii. Tak, by mógł ją dojrzeć każdy z trzystu obecnych na zamku Fotheringhay widzów. Usta królowej Szkotów ponoć jeszcze przez kwadrans zdawały się coś szeptać. Co? Domysłom jeszcze nie będzie końca. Wiadomo bowiem, że Maria napisała znacznie więcej listów, niż do tej pory znaleziono.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną