Shutterstock
Książki

Wielki Brat w małym telefonie. Recenzja książki: „Pegasus”

„Kto nas uchroni przed tym ogólnoświatowym orwellowskim koszmarem?” – pytają przerażeni Laurent Richard i Sandrine Rigaud. No, kto? Niestety, nikt.

Lista robi wrażenie. Dziesięciu premierów, trzech prezydentów i jeden król. Poza tym, 65 dyrektorów korporacji, 85 działaczy na rzecz praw człowieka, 189 dziennikarzy oraz ponad 600 polityków i urzędników państwowych – ministrów, dyplomatów, wojskowych i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Wszyscy mieli w swoich telefonach to „coś”.

„Permanentna inwigilacja, nie wytrzymam”

Za sprawą dwójki francuskich dziennikarzy otrzymujemy drobiazgowy zapis śledztwa. Śledztwa „od kuchni”. Żmudnego, wielowątkowego, rozpisanego na duży zespół ludzi. Konsorcjum „Projekt Pegasus” utworzyło bowiem w 2021 r. aż szesnaście mediów. Zaangażowani w przedsięwzięcie dziennikarze postanowili zbadać światowy zasięg oprogramowania szpiegowskiego klasy wojskowej, licencjonowanego przez izraelską firmę NSO Group. Dlaczego akurat tego? Bo – jak to się zwykło mówić – „weszli w posiadanie” (ciekawe jak?) listy telefonów „wybranych do namierzenia” przez klientów NSO. Z listy tej udało im się zidentyfikować ponad tysiąc osób w ponad pięćdziesięciu krajach. W książce mowa jest o Arabii Saudyjskiej, Azerbejdżanie, Bahrajnie, Indiach, Kazachstanie, Meksyku, Maroko, Rwandzie, Togo i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. O Polsce nic nie ma, zatem spokojnie: nie będziemy mieć z tego kolejnej maczugi w kampanii wyborczej. Właściwie nie ma też nic o Europie, chociaż nie, przepraszam, pojawia się tu jeden kraj (jeszcze?) europejski: Węgry.

„Pegasusem” szpiegowano węgierskiego dziennikarza Panyi’ego Szabolcsa, który opublikował artykuł na temat „niebezpiecznych związków” Węgier z Chinami. Teza? Forsowana przez Viktora Orbána polityka „wschodniego otwarcia” okazała się kompletną klapą. Kolejny zły wybór naszych bratanków. Chiny mamiły, czarowały, obiecywały gruszki na wierzbie: inwestycje, pożyczki, kredyty. Prawie nic z tego nie wyszło, za to Pekinowi udało się zbudować nad Dunajem sieć nieformalnej agentury spośród tysięcy węgierskich obywateli. I tak oto Chińczycy zdobyli cenny przyczółek w UE. No, chłopie, wsadziłeś kij w mrowisko. Książka ma jeszcze kilku innych podobnych bohaterów, „niewygodnych dziennikarzy”. Omar Radi z Maroka, Chadidża Ismaiłowa z Azerbejdżanu, wreszcie skutecznie „uciszony” Dżamal Chaszukdżi z Arabii Saudyjskiej.

Owszem, śledztwo wywołało tu i ówdzie szok. A ściślej rzecz biorąc rytualne tańce publicznego oburzenia, podczas których szamani opinii powtarzają rytmicznie mantry o „zagrożeniu dla demokracji”. Tańce te zmusiły władze amerykańskie do wpisania NSO Group na czarną listę. W efekcie sprzedaż licencji na używanie Pegasusa spadła niemal do zera, a agencja ratingowa Moody’s ogłosiła, że NSO Group grozi niewypłacalność. Duża przykrość dla Izraela, wszak technologie tego typu to tam niemal przedmiot dumy narodowej. Odkuł się za to natychmiast Apple, którego inżynierowie rzucili się do łatania luk w firmowym oprogramowaniu, przez które przenikała wyrafinowana broń cyfrowa Pegasusa.

Wpadli jedni, będą drudzy?

Tylko co z tego? Branża spyware ma się wciąż całkiem dobrze. Nie będą ci, będą inni. Żadne błyskotliwe śledztwo, wstrząsająca książka czy głośna kampania nie zlikwidują rynku na tego typu usługi. Popyt na nie był, jest i będzie, a rządy i służby będą dalej za nasze podatki kupować takich małych, niewidzialnych szpiegów. W Grecji skorzystano np. niedawno z oprogramowania Predator firmy Cytrox, żeby się włamać do telefonów dziennikarza Thanasisa Koukakisa oraz lidera opozycji i członka Parlamentu Europejskiego Nikosa Androulakisa. Oprócz Grecji Predatora używają prawdopodobnie również w Armenii, Wybrzeżu Kości Słoniowej, Egipcie, Indonezji, Madagaskarze, Serbii i uwaga: w Hiszpanii. Tak, proszę Państwa, rządy demokratyczne wcale nie chcą się tak do końca pozbawiać możliwości korzystania z technologii cyberwłamań. Pomimo stosunkowo surowych przepisów regulujących eksport i sprzedaż oprogramowania szpiegowskiego w UE, wiele firm z tej szemranej branży ma siedzibę w krajach europejskich i handluje stąd z całym światem. Poza Cytroxem prym wiodą włoskie Tykelab/RCS Lab, szwedzkie MSAB i austriackie DSIRF. Czy teraz któraś z tych firm wypełni lukę po izraelskim konkurencie?

Bo na tym rynku tak już jest. Co jakiś czas komuś się powinie noga i wskakują inni. Przed wpadką Pegasusa (ciekawe swoją drogą kto za nią stał?) na rynku brylowało niemieckie FinFisher i włoskie Hacking Team. W 2015 r. Włosi mieli klientów aż w czterdziestu jeden krajach. 400-gigabajtowy wyciek danych zrobił jednak swoje. W tym biznesie zaufanie buduje się długo, traci – szybko. Firma już się po tym wszystkim nie pozbierała. I nie pomogła tu ani zmiana właściciela, ani rebranding. Jako Memento Labs włoscy hakerzy zdobyli już niewielu klientów. A Niemcy? Czymś podpadli swoim władzom. 6 marca 2022 r. FinFisher musiał zamknąć swoją działalność z powodu niewypłacalności finansowej. Naloty kontroli państwowych i nieprzyjemne dochodzenie okazały się dla firmy zabójcze. Kto wtedy zacierał rączki, złowrogo chichocząc?

No dobra, byli jedni, są drudzy, ale czy to znaczy, że nie należy w ogóle pisać o takich skandalach? Oczywiście, że należy. Ludzie z Projektu Pegasus wykonali naprawdę kawał dobrej i potrzebnej roboty. A dwójka Franuzów, autorów książki, a przez to – medialne twarze projektu – zasługują na szczególne uznanie. Dali w końcu swoje nazwiska wynikom śledztwa, które nie wszystkim muszą się podobać. Laurent Richard i Sandrine Rigaud to, zresztą, w ogóle para „dziennikarskich kozaków”. Współtworzą program Forbidden Stories – międzynarodowe biuro dziennikarzy śledczych, którzy badają dalej niewyjaśnione przez ich zamordowanych kolegów wątki. Czapki z głów! To dobrze, że polski czytelnik może zobaczyć ich w pracy.

A mi, sentymentalnemu głupcowi, od razu się przypomina stara dobra francuska ramota z 1979 r. „I… jak Ikar” i Yves Montand w roli starszego prokuratora Henriego Volneya, oświadczający skonsternowanej komisji „Bardzo mi przykro, panowie, ale ja nie mogę podpisać tego raportu”, po czym rozpoczyna od nowa własne śledztwo. Na swoją zgubę.

„Pegasus. Jak szpieg, którego nosisz w kieszeni, zagraża prywatności, godności i demokracji”
Laurent Richard, Sandrine Rigaud
tłumaczenie: Michał Strąkow
Wydawnictwo Insignis
496 str.
54,99 zł

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną