Pulsar - najciekawsze informacje naukowe. Pulsar - najciekawsze informacje naukowe. Ilustracja Islenia Milien
Człowiek

Szepty z otchłani czasu mówią o ciele opisującym świat

Podkast

Podkast 35. Justyna Olko: Byliśmy bardzo kolonialni

Jak ratuje się zagrożone języki? Jak diagnozuje ich kondycję? Na czym polegają represje, którym poddawane są mniejszości etniczne? I wreszcie – dlaczego i w jakim tempie języki umierają? Rozmowa z prof. Justyną Olko, historyczką, socjolingwistką i etnolożką, dyrektorką Centrum Zaangażowanych Badań nad Ciągłością Kulturową działającym na wydziale „Artes Liberales” UW, która bada zjawiska związane z kulturami rdzennymi i językami mniejszościowymi, aktywnie działając na rzecz ratowania i rewitalizowania tych, które są zagrożone.

Justyna Olko: Różnorodność językowa to skarb
Człowiek

Justyna Olko: Różnorodność językowa to skarb

– Zohydzanie ludziom ich rdzennego języka oznacza ich krzywdę. Wciąż się to jednak robi – mówi prof. Justyna Olko.

Tak jak archeolog bardzo uważnie rozkopuje pradawny kopiec, by warstwa po warstwie zrekonstruować dzieje miasta, tak lingwista odseparowuje kolejne warstwy języka, by odtworzyć kolejne stadia jego ewolucji.

Pewnego grudniowego poranka 2004 roku starsi i dzieci przechadzali się brzegiem wyspy Strait Island w Zatoce Bengalskiej, gdy jedna z osób zauważyła osobliwą rzecz. Morze opadło, a na jego powierzchni unosiły się dziwacznie wyglądające stworzenia, które normalnie zamieszkują głębiny morskie. „Sare ukkuburuko!” –morze wywróciło się do góry dnem! – zawołał Nao Junior. Jeden z ostatnich spadkobierców tradycji i wiedzy przekazywanej w jego ojczystej mowie z pokolenia na pokolenie od tysięcy lat, wiedział, czego zapowiedzą jest to niecodzienne zjawisko. Inni rdzenni mieszkańcy Andamanów również to wiedzieli. Wszyscy odwrócili się od morza i pędem pobiegli na wzgórza dalej od brzegu. Dzięki temu uratowali życie. Kilka minut później w brzeg uderzyła olbrzymia fala tsunami, która przetoczyła się przez cały Ocean Indyjski, zabijając około 225 tys. ludzi.

Kiedy pierwszy raz spotkałam Nao jr. na przełomie tysiącleci, miał czterdzieści parę lat i był jednym z zaledwie dziewięciu członków rdzennej społeczności Wielkich Andamanów, którzy posługiwali się językiem swoich przodków; młodsi preferowali hindi. Jako lingwistka, której pasją jest dekodowanie struktur językowych, prowadziłam badania nad ponad 80 językami indyjskimi z pięciu różnych rodzin: indoeuropejskiej (do której należy hindi), drawidyjskiej, austroazjatyckiej, tybeto-birmańskiej oraz Tai-Kadai. Na Andamany pojechałam, aby nagrać osoby mówiące miejscowymi językami, zanim zmienią się one w ledwie słyszalny szept. Dokumentacja, którą za pierwszym razem zebrałam, była bardzo skąpa, dlatego powracałam na archipelag wielokrotnie, by poznać strukturę i zasady gramatyczne rdzennych języków Wielkiego Andamanu.

Mowa, którą posługiwali się moi nauczyciele: Nao jr oraz kobieta imieniem Licho, była słabym odzwierciedleniem języków, których w połowie XIX wieku używało około 5 tys. osób. Współczesne słownictwo było bardzo zróżnicowane i wywodziło się z kilku języków, którymi kiedyś mówiono na Andamanie Północnym. Absolutną zagadkę stanowiła dla mnie gramatyka – nigdy wcześniej z czymś takim się nie zetknęłam.

Język odzwierciedla naszą wizję świata i – tak jak cywilizacja – zmienia się i nawarstwia. Słowa i frazy, które są często używane, ulegają przeobrażeniu w formy gramatyczne bardziej abstrakcyjne i skondensowane. Na przykład przyrostek „-ed” oznaczający czas przeszły w języku angielskim, pochodzi od „did” (na przykład „did use” stało się „used”). Staroangielskie in steed oraz on gemong przeobraziło się odpowiednio w „instead” i „among”. Tego rodzaju transformacje powodują, że lingwistyka historyczna przypomina trochę archeologię. Tak jak archeolog bardzo uważnie rozkopuje pradawny kopiec, by warstwa po warstwie zrekonstruować dzieje miasta, tak lingwista odseparowuje kolejne warstwy języka, by odtworzyć kolejne stadia jego ewolucji. Przez wiele lat Nao jr i Licho musieli cierpliwie znosić moje przesłuchania, nim w końcu dogrzebałam się do fundamentów ich języka.

Wielkoandamańskie języki okazały się wyjątkowe wśród języków świata pod względem swojego antropocentryzmu. Sięgają po kategorie znaczeń dotyczących ludzkiego ciała, aby za ich pomocą opisać takie abstrakcyjne koncepty, jak orientacja przestrzenna czy też relacje pomiędzy obiektami. Oczywiście w angielskim też znajdziemy takie formy, na przykład „the room faces the bay”, „the chair leg broke” albo „she heads the firm”. Jednak w wielkoandamańskich językach takie kategorie przybierają ekstremalną formę zbudowaną z morfemów, czyli najmniejszych znaczeniowych jednostek mowy, w których nazwy rozmaitych części ciała są dołączane do rzeczowników, czasowników, przymiotników i przysłówków – w gruncie rzeczy do wszystkich części mowy – w celu uzyskania nowych znaczeń. Ponieważ żaden znany język nie ma gramatyki opartej na ludzkim ciele ani też w żadnym nie występują wspólne znaczeniowo albo podobnie wymawiane wyrażenia pokrewne, wielkoandamańskie mowy tworzą swoją własną rodzinę.

Najtrwalszym elementem języka, który może przetrwać tysiące lat, jest jego struktura. Z moich badań wynika, że mieszkańcy Wielkiego Andamanu przez tysiąclecia żyli w izolacji, podczas której ich języki ewoluowały bez dającego się zauważyć wpływu innych kultur. Analizy genetyczne potwierdzają tę hipotezę. Wskazują, że rdzenni mieszkańcy archipelagu są potomkami jednej z pierwszych grup ludzi, która opuściła Afrykę. Podążając wzdłuż wybrzeża subkontynentu indyjskiego dotarli do Andamanów około 50 tys. lat temu i od tego czasu żyli tu w niemal kompletnej izolacji od świata. Kluczowe zasady ich języków pokazują, że ci wcześni migranci opisywali świat poprzez swoje ciała.

Języki mieszkańców Andamanów.Mapa Dolly HolmesJęzyki mieszkańców Andamanów.

Elementy puzzli

Gdy w 2001 roku przyjechałam do Port Blair, stolicy regionu, aby przeprowadzić wstępne badania rdzennych języków, skierowano mnie do Adi Basera – domu, który został udostępniony przez rząd Indii na potrzeby rdzennych mieszkańców Wielkiego Andamanu przybywających do tego miasta. Był to walący się budynek pokryty farbą odchodzącą ze ścian zewnętrznych z brudnymi pomieszczeniami; dzieci i dorośli wylegiwali się z obojętnymi minami na dziedzińcu. Ktoś przyniósł dla mnie plastikowe krzesło. Wyjaśniłam w hindi powód mojej wizyty.

„Po co tu przyszłaś? – zapytała mnie starsza kobieta nazywająca się seniorka Boro. – Nie pamiętamy już swojego języka. Nie mówimy nim i go nie rozumiemy”. Okazało się, że wszyscy członkowie tej społeczności porozumiewają się w hindi – języku niezbędnym, by normalnie funkcjonować w społeczeństwie indyjskim, i jedynym znanym dzieciom. Podczas rozmowy, która się wywiązała, Nao jr przyznał, że zna język Jero, ale ponieważ nie ma z kim rozmawiać, stopniowo go zapomina. Boro sen. okazała się ostatnim człowiekiem pamiętającym Khora, a Licho, która wówczas miała niecałe czterdzieści lat, była ostatnią osobą znającą Sare, język swojej babki. Osoby te, kiedy rozmawiały ze sobą, posługiwały się współczesną wersją języka wielkoandamańskiego (nazwałam go w skrócie PGA), która była mieszanką Jero, Sare, Bo i Khora – czterech języków wywodzących się z Andamanu Północnego.

Kiedy w 1858 roku Brytyjczycy zakładali kolonię karną w Port Blair, lasy deszczowe Wielkiego Andamanu – składającego się z Andamanu Północnego, Środkowego i Południowego oraz kilku mniejszych wysp – zamieszkiwało 10 plemion łowców i zbieraczy, które kulturowo były do siebie zbliżone. Mieszkańcy Wielkiego Andamanu stawili opór najeźdźcom, ale ich łuki i strzały nie miały szans z karabinami, a w jednym przypadku – z działami okrętowymi. Jeszcze bardziej zabójcze okazały się zarazki przywleczone przez obcych, na które mieszkańcy wysp nie byli uodpornieni. Gdy w latach 60. Andamany stały się częścią Indii, żyło tam jedynie 19 przedstawicieli plemienia Wielkich Andamanów. Mieszkali w lasach Andamanu Północnego. Władze indyjskie przeniosły ich na małą wyspę Strait Island.

Kiedy plemię Wielkich Andamańczyków znikło, inna społeczność zbieracko-łowiecka Jarawa, zamieszkująca do tej pory Andaman Południowy, przeniosła się na opustoszałe terytoria Andamanu Środkowego. Jarawa nie kontaktowali się z przybyszami – i ich zarazkami – aż do 1998 roku. Obecnie grupa ta liczy około 450 osób. Ich kultura ma bliskie związki z kulturą grupy Onge, która zamieszkiwała Mały Andaman, ale w latach 80. XIX wieku została ujarzmiona przez Brytyjczyków. Z plemieniem Jarawa spokrewnieni są też rdzeni mieszkańcy wyspy Północny Sentinel. Wciąż izolują się od świata, a w 2018 roku zabili amerykańskiego misjonarza, który do nich przyjechał.

Moje wstępne badania wykazały, że języki Wielkich Andamańczyków nie były spokrewnione z językami Jarawa i Onge, które mogą tworzyć swoją własną rodzinę. Zdałam sobie sprawę, że muszę udokumentować wielkoandamański, zanim umilknie, i w 2005 roku powróciłam na archipelag ze studentami. Było to niedługo po tsunami i władze ewakuowały wszystkich Wielkich Andamańczyków do ośrodka tymczasowego obok Adi Basera. Oni sami przeżyli, ale ich domy zostały zalane, a mienie przepadło. W ośrodku panowała atmosfera smutku i rozpaczy. W tych dramatycznych okolicznościach Licho urodziła chłopca imieniem Barebe, który był dla wszystkich źródłem radości. Dowiedziałam się, że imiona nadawano dzieciom, zanim jeszcze przyszły na świat. Zostawały przy dziecku niezależnie od jego płci, ponieważ są neutralne genderowo.

W obozie spotkałam osiemdziesięciolatkę, seniorkę Boa, ostatnią osobę mówiącą w języku Bo. Znała wiele starych pieśni. Młodsze pokolenia Wielkich Andamańczyków w reakcji na pogardliwe traktowanie rdzennej ludności przez Hindusów odwracały się od swojej tradycji. Boa sen. często brała mnie za rękę i nie pozwalała odejść, bo było przekonana, że moja obecność – osoby obcej, która interesuje się jej mową – zmotywuje młodszych do używania wielkoandamańskiego. Najwięcej jednak nauczyłam się od Nao jr. i Licho, którzy zainteresowali się swoimi językami, widząc moje zainteresowanie. Okazało się, że Nao jr ma sporą wiedzę na temat lokalnej przyrody, a Licho na temat etymologii – często potrafiła powiedzieć, z jakiego języka pochodzi dane słowo. Spędziłam z nimi wiele czasu w Adi Basera oraz na Strait Island, towarzysząc w ich codziennych czynnościach – łowieniu ryb na plaży, wędrówce po dżungli czy też wylegiwaniu się przed chatą. Im bardziej starali się odpowiedzieć na moje pytania, tym więcej wiedzy wyławiali z głębin swojej pamięci. Dzięki temu udało nam się zebrać ponad 150 wielkoandamańskich nazw gatunków ryb i 109 nazw ptaków.

Brytyjczycy zauważyli, że andamańskie języki tworzą rodzaj łańcucha – członkowie sąsiadujących ze sobą plemion z Wielkiego Andamanu rozumieją siebie nawzajem, ale ci z plemion, które zamieszkują przeciwne końce regionu, czyli Andaman Północny i Południowy, nie potrafili się już porozumieć. W 1887 roku brytyjski administrator wojskowy Maurice Vidal Portman opublikował leksykon porównawczy czterech języków, a także kilka zdań przetłumaczonych przez niego na angielski. A około 1920 roku Edward Horace Man stworzył wyczerpujący słownik południowoandamańskiego języka Bea. Były to istotne osiągnięcia, ale zagadka gramatyki wciąż pozostawała nierozwiązana.

Ja też nie mogłam jej rozwiązać. Moje doświadczenia z pięcioma językami Indii nie pomagały. Pewnego dnia zapytałam Nao jr., jak brzmi słowo „krew”. Spojrzał na mnie, jakbym była niespełna rozumu, i nic nie powiedział. Gdy nalegałam, odparł: „Powiedz mi, skąd to przychodzi”. Odpowiedziałam: „Znikąd”. Zirytowany powtórzył: „Gdzie to widziałaś?”. Musiałam coś szybko wymyślić, więc powiedziałam: „Na palcu”. Tym razem zareagował błyskawicznie – „ongtei!”, a potem wyrzucił z siebie kilka słów określających krew wypływającą z różnych części ciała. Gdy pojawiała się na stopie lub nodze, nazywała się „otei”; wewnętrzne krwawienie miało nazwę „etei”, strup na skórze – „ertei”. Rzeczownik zmieniał się w zależności od tego, jakiej części ciała dotyczył.

Gdy tylko miałam przerwę w moich zajęciach dydaktycznych i innych obowiązkach, wracałam na Andamany – na parę tygodni lub miesięcy. Mniej więcej po roku ujrzałam zarys systemu – wtedy poszczególne elementy puzzli zaczęły powoli układać się w całość. Podekscytowana postanowiłam przetestować swoje umiejętności. Choć wtedy akurat przebywałam w Instytucie Antropologii Ewolucyjnej im. Maksa Plancka w Lipsku, zadzwoniłam do Licho i powiedziałam do niej: „a Joe-engio eole be”. Licho była zachwycona i skomplementowała mnie: „Nauczyłaś się naszego języka, madam!”.

Moje zdanie było proste: „Joe cię widzi”. Joe był młodym Wielkim Andamańczykiem, a -engio znaczyło „tylko ty”. Odkryłam, że przedrostek e-, który oryginalnie pochodził od nieznanego słowa oznaczającego wewnętrzną część ciała, w ciągu tysięcy lat przeobraził się w znak oznaczający wewnętrzny atrybut, proces lub aktywność. Zatem czynność widzenia ole jako wewnętrzna aktywność danej osoby musiała się zmienić w eole. Ten sam przedrostek można było połączyć z bungoi, czyli „piękny”, uzyskując słowo ebungoi oznaczające wewnętrzne piękno lub po prostu bycie miłym i uprzejmym; na tej samej zasadzie słowo sare, czyli „morze”, zmieniało się w esare, czyli „słony”, a więc w cechę wewnętrzną. Z podstawy słowotwórczej -biinye – „myślenie” utworzono słowo ebiinye – „myśleć”.

Strefy ciała człowieka.Ilustracja Mesa SchumacherStrefy ciała człowieka.

Kod ciała

Gramatyka, którą składałam w całość, bazowała głównie na języku Jero, ale lektura książek Portmana i Mana przekonała mnie, że języki wielkoandamańskie z południa archipelagu mają podobną strukturę. Leksykon składał się z dwóch klas słów: wolnych i pochodnych. Wolne słowa są rzeczownikami odnoszącymi się do środowiska naturalnego i jego mieszkańców, na przykład ra to „świnia”. Mogą one występować same. Słowa pochodne to rzeczowniki, czasowniki, przymiotniki i przysłówki, które mają dołączony znacznik wskazujący ich relację z innymi obiektami, wydarzeniami lub stanami. Te znaczniki (a-, er-, ong-, ot- lub ut-, e- lub i-, ara- oraz o- ) pochodziły od siedmiu stref ciała i zostały doczepione do podstawy słowotwórczej, zazwyczaj jako przedrostek. Na przykład morfem er-, który odnosił się do wszystkiego, co ma związek z zewnętrznymi częściami ciała, po dołączeniu do -cho tworzył słowo ercho oznaczające „głowę”. Głowa świni nazywała się raercho.

Nie zawsze ta konceptualna zależność wiązała się z zależnością fizyczną. Jeśli na przykład głowa świni została odcięta z zamiarem jej upieczenia, do przedrostka er- dołączany był znacznik t- oznaczający obiekt nieżywy. W efekcie powstał wyraz ratercho; wciąż była to głowa świni, ale już nieżywej. Z kolei przyrostek -icho wskazywał, że coś należy do kogoś. Na przykład Boa-icho julu znaczyło „ubrania Boa”.

Tak jak głowa, czyli rzeczownik, nie może jako koncept istnieć samodzielnie, tak samo sposób i skutek działania nie może istnieć niezależnie od czasownika opisującego to działanie. Wielcy Andamańczycy nie mieli słów odnoszących się do rolnictwa lub uprawy ziemi, za to bardzo wiele słów związanych z polowaniem i łowieniem ryb, głównie za pomocą łuku i strzał. W efekcie podstawa słowotwórcza shile znacząca „celować” występowała w wielu wersjach: utshile, czyli celować z góry (na przykład w rybę), arashile – „celować z daleka” (na przykład w dziką świnię), albo eshile – „celować, by coś przebić”.

Również przymiotniki i przysłówki występowały wyłącznie z przedrostkami związanymi z jakąś częścią ciała. Na przykład przedrostek er- oznaczający strefę zewnętrzną ciała pozwalał utworzyć takie słowa, jak erbungoi, czyli „piękny”, albo eranye znaczące „złożyć coś w całość”, czy też erchek – „szybki”. Przedrostek ong- zarezerwowany dla kończyn, dawał takie słowa jak ongcho, czyli „zszywać”, czynność wykonywaną palcami, albo wyraz ongkochil znaczący „pośpiesznie” – najwyraźniej został połączony z szybkimi ruchami kończyn. Ważny był też morfem a- związany z ustami, a szerzej z początkiem czegoś. Znajdziemy go w rzeczownikach aphong – „jama ustna”, oraz Aka-Jero, czyli „język należący do Jero”, w przymiotnikach: ajom – „skąpy”, i amu – „niemy”; w czasownikach: atekho – „mówić” i aathitul – „być cicho” oraz w przysłówku aulu – „wcześniej od”.

Dzięki tym badaniom ustaliłam, że dziesięć pierwotnych języków używanych na Wielkim Andamanie należało do tej samej rodziny. Była to rodzina unikalna, której system gramatyczny bazował na częściach ciała praktycznie na każdym poziomie strukturalnym. Niektóre języki rdzennej ludności, na przykład Papantla Totonac w Meksyku czy Matsés pochodzący z pogranicza Peru i Brazylii, również odwołują się do części ciała, formując słowa. Ale określenia te nie przeobraziły się w abstrakcyjne morfemy ani też nie rozpowszechniły się na wszystkie części mowy.

Jeszcze ciekawsze jest to, że ta rodzina językowa może być bardzo archaiczna. W wyniku wieloetapowego procesu ewolucji słowa opisujące różne części ciała zmieniły się w morfemy przypisane różnym strefom i stopiły z rzeczownikami, tworząc nowe znaczenia. Wraz z dowodami genetycznymi, które wskazują, że Wielcy Andamanie przeżyli w izolacji dziesiątki tysięcy lat, gramatyka ich języków wskazuje, że powstały one bardzo dawno temu – w czasach, gdy ludzie, opisując świat, w którym żyli, bazowali na częściach ciała. Poprzez tę strukturę możemy się zetknąć z pradawną wizją świata, w której makrokosmos jest odbiciem mikrokosmosu, a wszystko, co istnieje lub się wydarza, jest połączone ze sobą nierozerwalnymi więzami.

Słowa na bazie części ciała.Słowa na bazie części ciała.

Przodkowie, ptaki

Pewnego ranka na Strait Island usłyszałam, jak Boa sen., mówi do ptaków, które karmiła. Przez dłuższą chwilę przysłuchiwałam się jej, ukryta za drzwiami, a potem spytałam, dlaczego do nich mówi.

„One jedyne mnie rozumieją” – odpowiedziała.

„Jak to?” – zdziwiłam się.

„Nie wiesz, że to nasi przodkowie?”

Próbowałam powstrzymać uśmiech, ale Boa go zauważyła. „Tak, to są nasi przodkowie – potwierdziła. – Dlatego ich nie zabijamy nie polujemy na nie. Zapytaj Nao jr., powinien znać tę historię.”

Nao nie mógł jej sobie przypomnieć, ale kilka dni później usłyszałam od niego opowieść o chłopcu imieniem Mithe, który poszedł łowić ryby. Złapał kałamarnicę. Kiedy czyścił ją na plaży, połknęła go wielka ryba Bol. Jego przyjaciel i rodzina poszli go szukać i zorientowali się, że Mithe został połknięty przez Bol. Wtedy Phatka, najbystrzejszy z wszystkich młodych, odnalazł trop pozostawiony przez rybę i po tym śladzie do niej dotarł. Bol leżała w płytkiej wodzie z głową na piasku. Była olbrzymia, więc Phatka, Benge i inni zawołali Kaulo, który był najsilniejszy. Przybył szybko i zabił rybę.

Mithe wyłonił się żywy z martwej Bol, ale nie miał czucia w nogach. Rozpalili więc ogień na plaży i ogrzali go, a gdy doszedł do siebie, postanowili zjeść rybę. Położyli ją na ogniu, by ją upiec. Zapomnieli jednak dobrze ją oczyścić i ryba eksplodowała, zamieniając wszystkich w ptaki. Od tego czasu Wielcy Andamańczycy otaczają szacunkiem ptaki. Jest wśród nich Mithe, czyli kasztanówka rudogłowa, Phatka, czyli wrona hinduska, Benge, czyli wężojad andamański, Kaulo, czyli rybożer białobrzuchy, Celene, czyli krobożer, i wiele innych.

Według Wielkich Andamańczyków natura dzieli się na dwie podstawowe kategorie: tajio – świat żywy i eleo – świat nieożywiony. Żywe organizmy dzielą się na tajio-tut-bech – „istoty z piórami”, czyli powietrzne, tajio-tot chor – „istoty z łuskami”, czyli wodne, oraz tajio-chola – „istoty żyjące na lądzie”. Do istot lądowych należą ishongo – ludzie i zwierzęta oraz tong – rośliny i drzewa. Te kategorie razem z rozmaitymi charakterystykami wyglądu, ruchu i zachowań tworzą rozległy system klasyfikacji i nazewnictwa, które udało mi się udokumentować, szczególnie w przypadku ptaków. Czasami etymologia nazw wielkoandamańskich przypomina trochę angielską. Na przykład dla Celene podstawę słowotwórczą stanowią słowa znaczące „krab” i „kolec”, a nazwa wzięła się stąd, że ptak rozbija swoim twardym, szpiczastym dziobem pancerzyki krabów, które stanowią jego pożywienie.

Bardzo szczegółowa wiedza na temat środowiska naturalnego, którą mają Wielcy Andamańczycy – Nao jr wyróżniał sześć typów wybrzeża morskiego oraz ponad 18 rodzajów woni – wskazuje na kulturę, która naturę obserwowała z miłością i zaangażowaniem. Postrzegając przyrodę jako jedność, starano się jak najlepiej poznać siły składające się na tę całość. Przestrzeń była kulturowym konstruktem wypełnionym duchami, zwierzętami i ludźmi. Wszystkie te byty poruszały się wzdłuż horyzontalnych i wertykalnych osi. Dla Wielkich Andamańczyków przestrzeń i wszystkie jej naturalne elementy – Słońce, Księżyc, pływy morskie, wiatry, lądy i lasy – razem tworzyły kosmos. W tej holistycznej wizji świata ptaki, inne stworzenia i duchy były ze sobą powiązane i stanowiły integralny element przestrzeni.

Także czas był relatywny, powiązany z wieloma naturalnymi zjawiskami i cyklami, takimi jak kwitnienie kwiatów sezonowych, dostępność miodu, pozycja Słońca i Księżyca, kierunek wiatru, obfitość żywności, okresy najlepszych połowów i polowań. Tak więc kiedy zakwita koroiny auro, żółwie i ryby stają się tłuste, gdy zakwita bop taulo, wtedy w morzu jest najwięcej ryb bikhir, liot i bere; zakwitanie loto taulo to najlepszy czas na poławianie phiku i nyuri; a gdy kwieciem obsypuje się chokhoro taulo, wtedy dzikie świnie są tłuste – to najlepsza pora, by na nie zapolować.

Nawet „ranek” i „wieczór” były względne i uzależnione od tego, kto ich doświadczał. Gdy ktoś mówił „Odwiedzę cię jutro”, używał słowa ngambikhir oznaczającego „twoje jutro”. Ale gdy chciał powiedzieć: „Dokończę to jutro”, właściwym słowem było thambikhir, czyli „moje jutro”. Czas był określany z perspektywy tego, kto go opisywał.

Mity Wielkich Andamańczyków mówiły, że ich najwcześniejsi przodkowie zamieszkali w niebie, jak w tej historii, którą opowiedział mi Nao jr. Pierwszy człowiek wyłonił się z dziury w bambusie i odnalazł wodę, bulwy, dobrej jakości glinę oraz żywicę. Z gliny ulepił garnek, dzięki żywicy rozpalił ogień, ugotował bulwy w garnku i zjadł pożywny obiad. Potem z gliny ulepił figurkę, którą umieścił nad ogniem. Ku jego zaskoczeniu i radości, figurka zmieniła się w kobietę. Wspólnie mieli wiele dzieci i byli szczęśliwi. Po długim czasie przebywania na Ziemi, przenieśli się do miejsca ponad chmurami, zrywając wszystkie więzy z tym światem.

Po policzkach Nao jr. płynęły łzy, gdy kończył swoją opowieść o wszystkich podstawowych elementach życia: wodzie, ogniu, ziemi, przestrzeni i powietrzu. Dla tego samotnego człowieka – żona dawno temu porzuciła go dla innego mężczyzny – stworzenie sobie partnera życiowego wedle własnych życzeń było pożądanym uwieńczeniem romantycznej opowieści. Kiedy po raz pierwszy zapytałam go o te historie, odpowiedział, że od 40 lat nie słyszał żadnej i nic nie pamięta. Ale podczas wielu spędzonych razem wieczorów, z cykaniem świerszczy i rechotaniem żab w tle, usłyszałam od niego 10 bezcennych historii, których nikt od dawna nie słyszał w mowie zagrożonej wymarciem. Może dlatego zbliżyliśmy się do siebie, że oboje byliśmy raupuch – osobami, które straciły rodzeństwo. Nao jr był zszokowany, gdy się dowiedział, że ani w języku angielskim, ani w żadnym języku Indii nie ma podobnego określenia. „Dlaczego? Nie kochacie swoich braci i sióstr” – zapytał.

Nao jr opuścił przedwcześnie ten świat w lutym 2009 roku. Zabrał ze sobą na zawsze skarb w postaci wiedzy, której nigdy nie da się wskrzesić, i pozostawił mnie na zawsze raupuch. Boro sen. odeszła w listopadzie tego samego roku, a Boa sen. zgasła w styczniu 2010. Pozostał po niej głos, którym zaśpiewała kilka pieśni. Licho zmarła w grudniu 2020. Obecnie tylko trzy osoby – Peje, Golat i Noe – mówią językiem należącym do rodziny wielkoandamańskiej; w ich przypadku jest to Jero. Wszyscy mają powyżej 50 lat i cierpią na rozmaite dolegliwości. Cała rodzina języków jest na granicy wymarcia.

Spośród około 7 tys. języków, jakimi posługuje się dziś ludzkość, połowa zniknie do końca tego stulecia. Rdzenne społeczności, aby przetrwać w erze globalizacji, urbanizacji i zmian klimatycznych, zostają zmuszone do porzucenia tradycyjnego stylu życia oraz swoich języków i zastępowania ich tymi, którymi posługuje się dominująca społeczność. Gdy starsze pokolenie nie może już nauczyć młodszego swojej mowy, jej dni są policzone. Wraz z każdym znikającym językiem, tracimy jakąś część wiedzy na temat ludzkiej egzystencji, percepcji, relacji z naturą i sposobów przetrwania.

Na koniec przytoczę słowa Boa sen.: „Wszystko odeszło, nic nie pozostało – nasze lasy, nasza woda, nasi ludzie i nasz język. Nie pozwólcie, by wasza mowa odeszła! Dbajcie o nią!”.

Świat Nauki 8.2023 (300384) z dnia 01.08.2023; Lingwistyka; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Szepty z otchłani czasu"

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną