Miecz wręczony Tadeuszowi Rydzykowi, redemptoryście, założycielowi Radia Maryja oraz Telewizji Trwam. Widoczne budzące wątpliwości inkrustacje w zbroczu, czyli zagłębieniu głowni. Miecz wręczony Tadeuszowi Rydzykowi, redemptoryście, założycielowi Radia Maryja oraz Telewizji Trwam. Widoczne budzące wątpliwości inkrustacje w zbroczu, czyli zagłębieniu głowni. Fundacja Enea / Twitter
Człowiek

Ostre fałszowanie, czyli krótka opowieść o mieczach z historią i bez niej

Miecz bez przeszłości, czyli jaki prezent dostał Tadeusz Rydzyk
Człowiek

Miecz bez przeszłości, czyli jaki prezent dostał Tadeusz Rydzyk

Wiadomo, kto kupił „zabytek” z X/XI w. i za ile. Szkoda tylko, że nie wiadomo czy obiekt jest autentyczny.

Czy prezent dla Rydzyka naprawdę ma tysiąc lat? Jak odróżnić oryginał od repliki? Dlaczego muszą to robić specjaliści? Tłumaczą prof. Marian Głosek i dr hab. Marcin Biborski.
Marian GłosekAgencja Wyborcza.plMarian Głosek

Prof. Marian Głosek jest pracownikiem Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego i największym w Polsce znawcą mieczy średniowiecznych oraz twórcą ich typologii.

Marcin BiborskiPAPMarcin Biborski

Dr hab. Marcin Biborski jest bronioznawcą i konserwatorem z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmował się badaniami wielu mieczy średniowiecznych, w tym słynnego Szczerbca.

Agnieszka Krzemińska: Miecz „z czasów Mieszka I” podarowany Tadeuszowi Rydzykowi przez Jacka Sasina wzbudza emocje, bo wygląda mocno podejrzanie. Co prawda Fundacja Enea, która sfinansowała zakup, zapewnia, że są ekspertyzy „opracowane przez niezależnych specjalistów”, ale nie wiadomo, kim oni byli. Na podstawie zdjęć trudno stwierdzić, czy to oryginał, czy falsyfikat, ale czy nie wygląda on na zbyt dobrze zachowany?

Marcin Biborski: Powiedzieć, że jest to fałszywka, mógłbym dopiero po wzięciu do ręki, ale zdecydowanie jest za ładny. Tak stare przedmioty metalowe najlepiej zachowują się w wodzie lub torfie o odczynie alkalicznym. Pokrywają się wówczas szlachetną, chroniącą je patyną z wodorotlenku żelaza. Takie idealne warunki panują jednak rzadko, np. w Danii. Badałem kiedyś miecz z XI w. z Dunajca. Chociaż woda jest tam czysta, ma on dużo wżer, które zresztą potwierdzają, że jest to oryginał. W przypadku miecza dla Rydzyka najbardziej podejrzane jest co innego – inkrustacje w zbroczu czyli zagłębieniu wzdłuż jego osi. Ich w X w. po prostu nie powinno być.

To złota ryba, krzyże i skrzydło.

Marian Głosek: Tym bardziej jest to dziwne. We wczesnym średniowieczu zdobienia, jeśli w ogóle występowały, to na głowicy i jelcu czyli poprzeczce między rękojeścią a głownią. Na tej ostatniej pojawiały się jedynie napisy wykonane żelazem w żelazie i były to imiona nadreńskich mieczowników, takie jak Ulberth czy Ingerii. Co prawda w muzeum w Kijowie jest miecz z XI w. z napisem cyrylicą „Ljudosza-kowal”, ale broń produkowana w zbrojowniach w innych częściach Europy nie była sygnowana.

Czy ławo odróżnić oryginał od podróbki?

M.G.: Gdy nowy miecz potrzyma się w occie, szybko pojawi się korozja, ale nie będzie głęboka i natychmiast to zauważymy. Do niedawna do tworzenia replik wykorzystywało się resory z samochodu marki „Warszawa”, ale i to łatwo było dostrzec. Gdy pracownicy muzeum nie są pewni, czy mają do czynienia z oryginałami, proszą nas o ekspertyzę.

Tak było, gdy 10 lat temu antykwariusz zaproponował Muzeum Archeologicznemu w Gdańsku bardzo dobrą podróbkę trzynastowiecznego miecza księcia wschodniopomorskiego Mściwoja. Jednak gdy wziąłem go do ręki, od razu było dla mnie jasne, że nie jest to oryginał, co po­twier­dził epigrafik badający jego imię na głowni MESTWIN. Podobnie było kilka lat temu w Olsztynie, gdzie wypłynęło kilkanaście rzekomo średniowiecznych mieczy, które kolekcjoner nabył za wschodnią granicą. Na to, że są to podróbki, wskazywały zbyt cienki trzpień do rękojeści oraz głownia i głowica z innych epok. Zaciekawiło mnie, skąd może pochodzić ten zbiór, bo nie był współczesny. Odkryłem, że były to atrapy wykonane do krużganków zamku w Królewcu, których Niemcy w czasie wojny nie zabezpieczyli, bo wiedzieli, że są to kopie.

W XIX w. panowała moda na średniowiecze, stąd masowe restauracje starych i budowa nowych zamków jak Neuschwanstein w Bawarii czy Moszna na Opolszczyźnie. Każdy chciał, by wisiał w nich oręż z epoki.

M.B.: Wtedy w Charlottenburgu pod Berlinem powstała wytwórnia wszelkiej broni białej, która tworzyła świetne repliki, głównie dla zamożnych fabrykantów, którzy aspirowali do bycia arystokracją. Zbroje i oręża były kute ręcznie, więc mają znamiona rękodzieła, a w dodatku postarzano je, trzymając jakiś czas w pobliskim stawie. O tym, że nie są to oryginały, świadczy m.in. idealnie równa patyna oraz pewne subtelności, które może wyłapać tylko sprawne oko specjalisty.

Miecz dla Tadeusza Rydzyka został kupiony – jak stwierdza Enea – w „polskim antykwariacie”, jego pochodzenie nie zostało ujawnione. Gdzie najczęściej znajdują się miecze z tego okresu?

M.G.: Najwięcej jest ich w Skandynawii, co wiąże się z panującym tam obrządkiem pogrzebowym, który polegał na tym, że każdego wojownika chowano z mieczem. W X i XI w. w Polsce zwyczaj ten nie był rozpowszechniony, ale drużynnicy Mieszka i Chrobrego sprowadzali cieszący się zasłużoną sławą oręż z krajów nordyckich i Nadrenii, dzięki czemu na terenie ziem polskich znaleziono ok. 200 takich mieczy. Najczęściej znajdujemy je na dnach rzek i jezior granicznych, jak Dunajec czy Jezioro Zbąszyńskie oraz rzeka Obra koło Międzyrzecza. Trafiały tam w trakcie starć z marchią brandenburską. 5 z 6 mieczy wydobytych z Jeziora Lednickiego można wiązać z bitwą o Ostrów Lednicki w trakcie najazdu Brzetysława w 1038 r.

Czy były znajdowane w trakcie regularnych badań prowadzonych przez archeologów?

M.G.: Też, ale najczęściej były to przypadkowe znaleziska.

Teraz pewnie będą trafiać na nie głównie detektoryści. Nowa ustawa, o której pisaliśmy tydzień temu, pozwoli im wyławiać miecze z wód i wydobywać z ziemi. Pomysłodawcy twierdzą, że tak trzeba, bo teraz niszczeją. Czy mają rację?

M.B.: Każdy przedmiot ma swój życiowy kres, ale proces niszczenia zabytku zalegającego w ziemi setki lat jest ustabilizowany i bywa ograniczony, a w sprzyjających warunkach nawet zatrzymany. Najniebezpieczniejsze jest niefachowe wydobycie metalowego przedmiotu przez osoby, które nie poddadzą go natychmiastowej konserwacji. Dla każdego artefaktu to rodzaj szoku. Dlatego tak ważne są badania miejsca, z którego wydobyto miecz, bo zanim zacznie się go czyścić, trzeba wiedzieć, czy leżał w środowisku kwaśnym czy zasadowym. Nie można też usuwać z przepalonych mieczy dobroczynnej ogniowej patyny, bo może to skutkować korozją wtórną. Wszelkiego rodzaju zabytkowe przedmioty zawsze powinny być wydobywane przez specjalistów w trakcie wykopalisk.

Mieszko I, władca Polski z dynastii Piastów z II poł. X w. Portret rysowany ołówkiem przez Jana Matejkę, pokolorowany po śmierci malarza.ForumMieszko I, władca Polski z dynastii Piastów z II poł. X w. Portret rysowany ołówkiem przez Jana Matejkę, pokolorowany po śmierci malarza.

Tym bardziej że dziś każdy zabytkowy przedmiot z metalu może jeszcze dodatkowo zostać przebadany przez metaloznawcę.

M.G.: I są to bardzo przydatne badania, bo poznajemy rodzaj i skład chemiczny patyny, strukturę i skład chemiczny metalu. Co więcej, dziś są to badania niemal bezinwazyjne.

M.B.: Doskonale się sprawdziły w przypadku wawelskiego Szczerbca. W 2008 r. wraz z zespołem metalurgów i historyków mieliśmy odpowiedzieć, czy jest on oryginałem czy repliką zamówioną przez Jana III Sobieskiego dla syna. Tak bowiem przypuszczali Rosjanie, którzy weszli w jego posiadanie. Badania – m.in. struktury stali – dowiodły, że miecz nie jest XVII-wieczny, ale też nie ma tysiąca lat. Pochodzi z XIII w. Ta datacja jeszcze raz obala legendę, według której szczerba na głowni powstała, gdy Bolesław Chrobry uderzył mieczem w kijowską Złotą Bramę. Ubytek jest po prostu efektem korozji, bo miecz przechowywano w pochwie, w wilgotnym pomieszczeniu. Inne ślady na nim wskazują, że gdy wyciągano go na kolejne koronacje, czyszczono go brutalnie – nawet piaskiem i sproszkowaną cegłą, stopniowo niszcząc powierzchnię.

Innym mieczem, który ma równie długą i udokumentowaną historię, jest miecz św. Piotra, formą zbliżony do tasaka. Tradycyjnie uważa się, że należał do apostoła i trafił do Polski w X w. Pan stwierdził jednak jeszcze w latach 70. XX w., że ma ok. 700 lat. Tymczasem badania laboratoryjne wykazały, że metal ma 2 tys. lat.

M.G.: Metaloznawcy stwierdzili, że metal, z jakiego wykonany jest miecz, znano już 2 tys. lat temu i stosowano aż do XV w. W ocenie wieku trzeba jednak połączyć dwie rzeczy – badanie metalu i typologię, a ta wskazuje na XIII/XIV w.

Czy znane są panom inne miecze, które można wiązać z konkretnymi władcami?

M.G.: Nie wykluczam tego w przypadku miecza z Jeziora Orchowskiego, dziś znajdującego się w Muzeum w Lesznie. Na głowni ma inkrustację wykonaną żółtym metalem, w postaci głowy mężczyzny w koronie i napis inicjujący ze skrótem DIC – Dominus Iesus Christus, sporządzonym w sposób typowy dla drugiej połowy XIII w. Ponieważ miecze z takim napisem znajdowane są w Polsce zachodniej i byłym NRD, zasugerowałem, że należał on do króla Przemysła II (1257–96), bo w tym czasie w Niemczech panowało bezkrólewie. Jak na razie moja teoria nie spotkała się ze sprzeciwem.

Miecze pełniły też funkcje symboliczno-reprezentacyjne, dlatego doczekały się rozbudowanej symboliki. W niektórych kulturach twierdzono, że mają duszę, nadawano im imiona i chowano wraz z właścicielami i przy okazji intencjonalnie niszczono, jak to robili Celtowie i Germanie.

M.B.: Nie tylko oni. Gdy zmarł król Zygmunt August, jego miecz złamano na znak, że wygasła królewska linia Jagiellończyków. W średniowieczu broń ta była już nie tylko symbolem wojownika czy władzy, ale i wiary chrześcijańskiej – ze względu na jego kształt dopatrywano się w niej symboliki krzyża.

Nie przez przypadek Tadeuszowi Rydzykowi wręczono broń z takimi, a nie innymi znakami.

M.B.: Zapewne. Wracając zaś do jego wieku: niewykluczone, że miecz ten może pochodzić z warsztatów w Charlottenburgu, ale może też być współczesną repliką, odpowiednio spatynowaną i sztucznie postarzoną w specjalnych urządzeniach. Najlepiej byłoby powołać zespół specjalistów i zbadać go nawet nie po to, by dopiec posłowi Sasinowi czy komukolwiek innemu, ale dociec prawdy o jego prawdziwym pochodzeniu, zwłaszcza że w przyszłości ma zawisnąć w muzeum [Pamięci i Tożsamości im. Jana Pawła II w Toruniu – przyp. red.]. Nie może być tak, że zwiedzający będą mieli przed oczami replikę opisaną jako oryginał pochodzący z czasów Mieszka.

Warto rozwikłać zagadkę proweniencji miecza też dlatego, że kosztował 250 tys. zł. To dużo, bo oryginały w niezłym stanie można na oficjalnych aukcjach kupić za kilkanaście tysięcy euro. Myślą panowie, że się ktoś zgłosi jeszcze do panów z prośbą o ekspertyzę?

M.G.: Nikt nie zgłosił się dotychczas, więc raczej wątpię.

M.B.: Nie sądzę, ale byłoby to wielce interesujące. Chętnie wziąłbym udział w takim przedsięwzięciu.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną