Houdini i Conan Doyle: Wielka kłótnia o duchy
„Brawo! Niewiarygodne!” – krzyczał tłum podekscytowanych gości w londyńskim teatrze Palladium po skończonym występie. Był kwiecień 1920 r., na scenie popisywał się sam Harry Houdini, światowej sławy magik i iluzjonista. Zaledwie kilka minut wcześniej publiczność ujrzała, jak asystenci zanurzają go zakutego w łańcuchy w przeszklonej skrzyni wypełnionej wodą i zamykają na cztery spusty. Nim upłynęło kilka chwil, oto stał przed nimi oswobodzony, drwiąc sobie z zagrożenia. „Panie i panowie, nazywam się Harry Houdini i jestem królem kajdanek. Dzisiejszego wieczoru udowodnię wam, że potrafię uwolnić się z każdego rodzaju więzów, pęt, dyb, kajdanek czy kaftanów bezpieczeństwa” – zapowiadał swój występ. I słowa dotrzymał. Widzowie byli pod wrażeniem słynnej „wodnej komory chińskich tortur”, sztuczek z kaftanami czy sztuczki z „przepiłowywaniem człowieka na pół”.
Wśród wiwatujących gości stał Arthur Conan Doyle z małżonką, pisarz i twórca postaci słynnego Sherlocka Holmesa. Niedługo po występie panowie poznali się osobiście i bardzo zaprzyjaźnili. W tym czasie obydwaj byli już mistrzami w swoich dziedzinach. Ale intelektualna fascynacja szybko przerodziła się w zażartą polemikę. Osią sporu stał się spirytualizm i wiara we wszelkiego rodzaju moce nadprzyrodzone. Okazało się, że twórca najbardziej racjonalnego detektywa w historii literatury prywatnie był wielkim orędownikiem parapsychologii. Houdini, czarujący widownię magicznymi sztuczkami, przeciwnie – był cynicznym niedowiarkiem. Konflikt obu panów fascynował media, obnażając różnice w podejściu do świata nadprzyrodzonego.
Epoka lewitujących stolików
Na przełomie XIX i XX w. świat ogarnęła prawdziwa gorączka spirytualizmu. W tym czasie nauka i technologia rozwijały się w zawrotnym tempie, przynosząc odkrycia i wynalazki, które pchnęły ludzkość na zupełnie nowy poziom rozwoju cywilizacyjnego. Wspomnijmy rewolucję przemysłową, rozwój kolei i maszyn parowych, wynalezienie żarówki, telefonu, opracowanie układu okresowego pierwiastków przez Mendelejewa czy niesamowity postęp w medycynie, związany choćby z odkryciem bakterii przez Roberta Kocha i rozwojem mikrobiologii. Jednocześnie na przekór rosnącemu racjonalizmowi ludzie zaczęli coraz bardziej interesować się niewidzialnym światem duchów i zjawiskami paranormalnymi.
W Stanach Zjednoczonych spirytualizm zyskał na popularności po wojnie secesyjnej (1861–1865), która przyniosła śmierć ponad 620 tys. żołnierzy oraz ogromną liczbę ofiar cywilnych. Zrozpaczone rodziny, pragnące kontaktu z utraconymi bliskimi, zwróciły się ku mediom, które obiecywały możliwość rozmowy ze zmarłymi. Pragnienie komunikacji z zaświatami było tak silne, że nawet prezydent Abraham Lincoln i jego żona Mary Todd Lincoln zorganizowali w 1862 r. serię seansów spirytystycznych w Białym Domu. Podobna moda na parapsychologię trwała w Europie.
Seanse spirytystyczne, podczas których medium komunikowało się z duchami, stały się popularnym sposobem spędzania czasu w salonach arystokracji i klasy średniej. Wiek XIX był okresem ożywienia religijnego i powstawania nowych ruchów duchowych. Wielu ludzi, rozczarowanych tradycyjnymi religiami, szukało innych dróg do duchowego oświecenia. Spirytualizm ze swoją obietnicą bezpośredniego kontaktu ze światem duchów idealnie wpisywał się w te poszukiwania. Kościoły spirytystyczne, seanse i media stawały się nowymi formami duchowej praktyki, często bardziej interaktywnymi i osobistymi niż tradycyjne nabożeństwa. Wiele osób było zafascynowanych zdolnościami mediów, które podczas seansów potrafiły poruszać stołami, dzwonić dzwonkami i manifestować inne paranormalne zjawiska. Chociaż były to umiejętnie zaaranżowane triki, nie przeszkadzało to ludziom wierzyć w ich autentyczność.
Według danych „New York Tribune” pod koniec XIX w. w Stanach Zjednoczonych ok. 11 mln ludzi przyznawało się do bycia spirytualistami. W kraju działały 742 Kościoły spirytualistyczne, a swe usługi oferowało blisko 30 tys. „wyszkolonych duchownych” – mediów, jasnowidzów, mesmerystów, joginów i okultystów. Wśród znanych postaci, które fascynowały się duchami i otwarcie manifestowały wiarę w zjawiska paranormalne, wystarczy wymienić Williama Crookesa, chemika i fizyka, odkrywcę talu, Olivera Lodge’a, fizyka, wynalazcę i pioniera radia, czy Camille’a Flammariona, francuskiego astronoma i pisarza, który poświęcił wiele swoich prac tematyce życia po śmierci i komunikacji ze zmarłymi.
Osobliwemu trendowi początkowo uległ sam Houdini, który wykorzystywał spirytualizm w trakcie swoich pierwszych występów. Na jednym z nich w Kansas City obiecał „zmaterializować stoły i instrumenty, które uniosą się w powietrzu, jeśli warunki okażą się sprzyjające”, jak również otrzymać i przekazać „wiadomość od zmarłych przyjaciół”. Później zapisał z satysfakcją w pamiętniku, że dzięki temu pobił rekord opłaconych wejść. Potem coraz mniej czasu poświęcał siłom nadprzyrodzonym, a prawdziwym zwrotem w jego życiu była śmierć ukochanej matki w lipcu 1913 r. Kilka osób próbowało skontaktować go z nią, był to jednak zwyczajny szwindel, który ostatecznie zniechęcił go do spirytualizmu.
Co innego Conan Doyle, mieszkający po drugiej stronie oceanu. Po zdobyciu wykształcenia lekarskiego przez kilka lat pracował w zawodzie. Do pisania zabierał się hobbystycznie i to na tyle, na ile pozwalał mu wolny czas. Minęło wiele lat, nim zrezygnował z leczenia ludzi, by zarabiać na życie powieściami. W zjawiska nadprzyrodzone nie wierzył do 1886 r., a więc do czasu, kiedy stworzył… Sherlocka Holmesa. Zwiedziony kilkoma przedstawieniami, zaczął uczęszczać na pokazy spirytualistyczne. „Po rozważeniu dowodów nie mogłem dłużej wątpić w istnienie tego zjawiska, tak samo jak nie mogłem wątpić w istnienie lwów w Afryce” – zanotował w swoim pamiętniku. W 1893 r. pisarz oficjalnie zgłosił chęć wstąpienia w szeregi brytyjskiego Towarzystwa Badań nad Parapsychologią. Część badaczy twierdzi, że w ramiona spirytystów popchnęła go śmierć ojca i diagnoza gruźlicy u żony, której dawano kilka miesięcy życia. Z całą pewnością wiemy, że tragedie, jakie spotkały go później, tylko pogłębiły wiarę w możliwość kontaktu ze zmarłymi (w czasie I wojny światowej Doyle stracił syna, brata, szwagra i siostrzeńca). W jaki sposób godził hiperracjonalność swojego literackiego bohatera z wiarą w parapsychologię? „Marionetka i jej twórca nigdy nie są identyczni” – stwierdził rozgniewany na tak zadane pytanie pewnemu dziennikarzowi.
Conan Doyle i Houdini szczerze podziwiali wzajemne osiągnięcia. Nim doszło do ich bezpośredniego spotkania, panowie wiedzieli o sobie całkiem sporo. Nie tylko dlatego, że wyprzedzała ich własna legenda, ale z powodu trwającej jakiś czas korespondencji, w której mężczyźni dzielili się swoimi przemyśleniami. Nie ukrywali, że imponowali sobie wzajemnie: Houdini dokonywał niebywałych wyczynów zręcznościowych, Conan Doyle gimnastykował umysł. Magik karmił swą próżność zainteresowaniem wielkiego pisarza (miał własne ambicje literackie), pisarz cenił go za dar hipnotyzowania publiczności. Panowie poznali się na żywo w kwietniu 1920 r., kilka dni po występie Houdiniego w londyńskim teatrze Palladium. Do stolicy Wielkiej Brytanii prestidigitator przyjechał w ramach europejskiego tournée. Doyle po występie odwiedził iluzjonistę w jego garderobie i zaprosił go do swojego domu. W trakcie obiadu Houdini zrobił ogromne wrażenie na rodzinie pisarza, ale wrócił do hotelu z mieszanymi uczuciami. W swoim pamiętniku napisał: „Poznałem lady Doyle i trójkę dzieci. Zjadłem z nimi lunch. Ślepo wierzą w spirytualizm. Sir Arthur powiedział mi, że sześć razy rozmawiał ze swoim zmarłym synem”. Houdini był zaskoczony, gdy Doyle wyraził przekonanie, że jego magiczne sztuczki są nadnaturalne. Mimo wyjaśnień, że to tylko iluzja i lata ciężkich ćwiczeń, Doyle zakończył rozmowę tajemniczym uśmiechem, mówiącym: „Przede mną nie musisz udawać”.
Siła argumentów
Polemika, która z czasem przerodziła się w zażarty spór, zaczęła się od drobnych uwag wymienianych w listach. Obydwaj autorzy starali się w nich przekonać nawzajem do swoich racji. Conan Doyle pisał do Houdiniego: „Mój Drogi Kumplu… po co jeździć po świecie w poszukiwaniu dowodów istnienia sił tajemnych, skoro zapewniasz mi je przez cały czas? Wybacz moją bezpośredniość, ale wiesz, że to wszystko jest dla mnie bardzo ważne”. Początkowo korespondencja obu panów była pełna uprzejmości. Houdini, nie chcąc urazić przyjaciela, wyjaśniał, że nie wierzy w kontakty ze zmarłymi, ale mógłby to zmienić, gdyby otrzymał wiarygodny dowód. Regularnie opisywał przypadki oszustw, których dokonywały osoby podające się za medium. Starał się w ten sposób uświadomić przyjacielowi techniczne aspekty trików, które mogły wyglądać na nadprzyrodzone. O spirytystach napisał: „Dzwonią dzwonkami, poruszają chusteczkami, trzęsą stolikami i wykonują inne bzdurne sztuczki”.
We wrześniu 1920 r. Houdini opublikował artykuł zatytułowany „Dlaczego jestem sceptykiem”, w którym stwierdził: doświadczenia z brytyjskimi spirytystami „bardziej niż kiedykolwiek oddalają mnie od wiary w prawdziwość demonstrowanych umiejętności”. Kiedy Conan Doyle przybył do Nowego Jorku, Houdini na prywatnym pokazie zaprezentował mu kilka „magicznych” sztuczek, mających na celu przekonanie pisarza, że są one wynikiem zręczności, a nie działania sił wyższych. Jak zanotował w swoim pamiętniku: „Nigdy nie poznał tajników magii, jest więc rzeczą najprostszą na świecie zdobyć jego zaufanie i go oszukać”. Houdini nie przewidział, że jego stanowcza racjonalność będzie kosztować go przyjaźń z brytyjskim pisarzem.
Różnice zdań między mężczyznami z czasem przekształciły się w szczerą i narastającą niechęć. Rywalizowali ze sobą do końca życia zarówno w prywatnych listach, jak i publicznie, na łamach prasy, w książkach oraz podczas licznych wykładów i spotkań autorskich. 19 lutego 1923 r. Conan Doyle napisał list do „London Evening Standard”, w którym stwierdził: „Pan Houdini ogłosił ostatnio, że potrafi zrobić wszystko to, co może każde medium. Gdybym miał ochotę wystawić tak absurdalne założenie na próbę, poprosiłbym go najpierw, by ukazał mi twarz mojej matki w obecności innych świadków, którzy ją znali. Potem poprosiłbym, żeby pozwolił mi przedyskutować prywatne sprawy rodzinne z moim zmarłym bratem, który własnym głosem wspominał pewną interesującą go osobę z Kopenhagi, o której nigdy nie słyszałem, a którą udało mi się odnaleźć. Następnie poprosiłbym o przekonujący wywiad z moim zmarłym synem…” – wyliczał Conan Doyle, twierdząc, że wszystkiego tego doświadczył dzięki spirytystom.
Spór na temat parapsychologii narastał. Conan Doyle pisał do Houdiniego: „Nie możesz zawzięcie i obraźliwie – a często także niesłusznie – atakować tematu i oczekiwać grzeczności od kogoś, kto ten temat darzy szacunkiem. To nierozsądne. Bardzo nie podobają mi się niektóre z twoich wypowiedzi i komentarzy prasowych”. Houdini nic sobie z tego nie robił. Otwarcie wyśmiewał ruch spirytualistyczny, w tym samego Conan Doyle’a. Koniec przyjaźni był przygnębiający. Houdini nazywał Brytyjczyka „zniedołężniałym” i „łatwo dającym się otumanić”. W październiku 1923 r. ogłosił wielkie „polowanie na widma”, oferując 5 tys. dol. nagrody dla medium, które udowodni, że może kontaktować się ze zmarłymi. Pieniędzy nigdy nikomu nie wypłacono. Korzystając z rosnącej sławy „pogromcy duchów”, Houdini zaczął ujawniać oszustwa wykorzystywane w trakcie seansów w towarzystwie reportera i oficera policji. Prawdopodobnie najsłynniejszym medium tak zdemaskowanym była Mina Crandon, znana też jako medium Margery z Bostonu. Houdini spisał swoje doświadczenia z demaskowaniem spirytystów w książce „A Magician Among the Spirits”.
Kłótnię przerwała dopiero śmierć Houdiniego 31 października 1926 r. Iluzjonista zmarł z powodu zapalenia otrzewnej po przechodzonym zapaleniu wyrostka robaczkowego. Conan Doyle mimo wcześniejszych konfliktów wyraził publicznie smutek: „To dla mnie wielki szok i zagadka” – powiedział „New York Timesowi”. „Bardzo go ceniłem i nie potrafię zrozumieć, jak ktoś tak młody mógł odejść. Byliśmy wielkimi przyjaciółmi”. Twórca postaci Sherlocka Holmesa zmarł cztery lata później, 7 lipca 1930 r., w swoim domu w Crowborough na skutek ataku serca.
Co ciekawe, o śmierć Houdiniego przez pewien czas posądzano tajny spisek spirytystów, którzy chcieli się zemścić za jego demaskatorskie działania. Epilog tej historii napisał jednak sam Houdini. Przed śmiercią umówił się z żoną, że jeśli tylko będzie miał taką możliwość, skontaktuje się z nią z zaświatów za pomocą umówionego hasła. Był to jego największy numer iluzjonisty. Przez 10 lat po jego śmierci w każdą rocznicę jego odejścia wdowa udawała się na sesję spirytystyczną, by wyczekiwać hasła. Nigdy go nie usłyszała. Ostatni seans z udziałem pani Houdini odbył się w 1936 r., kiedy to stwierdziła, że dekada to wystarczająco długo, aby czekać na jakiegokolwiek mężczyznę.