Początek września, czyli czas na oglądanie wyjątkowej planety
Choć teoretycznie da się gołym okiem zobaczyć również Urana, Saturn przez tysiąclecia stanowił najdalszą ze znanych planet – to na nim kończył się Układ Słoneczny. Jednak prawdziwe emocje wzbudził dopiero wtedy, gdy po raz pierwszy udało się na niego spojrzeć przez teleskop. Oczom podziwiającego go Galileusza ukazała się planeta z dwoma pobocznymi księżycami. Ale przy późniejszych obserwacjach uczonego oba dodatkowe ciała znikły… Czyżby – jak pisał Galileo – Saturn pożerał własne dzieci? Zamieszanie to było wywołane najoczywistszą dla nas cechą Saturna – jego wspaniałymi pierścieniami. Jednak nie tak łatwo wyraźnie je dostrzec – pierwsi badacze byli skazani na odważne spekulacje dotyczące nietypowego kształtu planety. Opisywano więc Saturna jako planetę z uszami, z obłokami unoszącego się nad nią gazu, z dwoma jasnymi albo też dwoma jasnymi i dwoma czarnymi księżycami… Wszystkie te teorie zweryfikowano dopiero po jakichś 40 latach dzięki obserwacjom Christiaana Huygensa, który pierwszy zaproponował właściwy kształt saturiańskich pierścieni.
Emocje, jakie wzbudzała w dawnych badaczach niezwykła planeta, możemy przeżyć i my. W tym celu nie wystarczy nam jednak prosta lornetka. Do obserwacji pierścieni Saturna potrzebna jest albo umocowana na statywie lornetka o powiększeniu co najmniej 40 razy, albo – znacznie lepiej – teleskop. To, co zobaczymy, jeśli skierujemy go na dalekiego olbrzyma, zależy od aktualnego kąta nachylenia pierścieni ku nam – zmienia się ono w ciągu ok. 30 lat: od maksymalnego nachylenia, wynoszącego ok. 27°, poprzez okres, gdy patrzymy dokładnie w płaszczyźnie pierścieni i praktycznie ich nie widać, po odchylenie w drugą stronę i powrót do pierwotnej konfiguracji. Obecnie nie jest źle – kąt nachylenia pierścieni wynosi jakieś 9°, więc wciąż można je obserwować. Ale kąt stale się zmniejsza – dokładnie w płaszczyźnie pierścieni znajdziemy się w marcu 2025 r. Korzystajmy więc z obecnej opozycji, podziwiając najpiękniejszą z planet.