M. Niewiadomska
Książki

Początek bez odpowiedzi. Recenzja książki: January Weiner i January Weiner 3. „Jak powstało życie na Ziemi”

Dawno, dawno temu, gdzieś na skraju Drogi Mlecznej pojawiło się życie. Jak? Tego się z tej książki nie dowiemy. Ona jest o tym, jak mogło się pojawić, choć wcale tak nie musiało być. To pozycja popularnonaukowa, a nie katechizm.

Co powinno się znaleźć w dobrej książce popularnonaukowej? Ha, dobre pytanie. Patrzę na moją półkę. Co widzę? Tak, bez dwóch zdań, na pewno trzeba by dać coś o różnicach między nukleotydem a nukleozydem, zasadach parowania AT i GC, AU i GC itd. Skoro zatem na rynku pojawiła się kolejna książka, gdzie to wszystko jest, nie pozostało mi nic innego, tylko po nią sięgnąć. Na pytanie „Jak powstało życie na Ziemi?” starają się odpowiedzieć dwaj panowie Weinerowie, obaj noszący imię January. I żeby jeszcze rzecz skomplikować, drugi z nich ma określnik „trzeci”. Pierwszy jest profesorem ekologii na UJ i autorem podręcznika, a ten drugi, pardon trzeci – bioinformatykiem w Berlińskim Instytucie Zdrowia przy szpitalu Charité i znanym blogerem popularnonaukowym. Powinno być dobrze.

Po pierwsze: nie zanudzić

A będzie? W czasie studiów miałem pewną książkę, opisującą różnice między nukleotydem a nukleozydem i tym podobne sprawy… Tyle że działała na mnie jak niezawodny środek nasenny. Pół biedy, kiedy zabierałem się za nią wieczorem, po zaparzeniu kawy. Kawa sobie czekała, stygła, a rano i tak dawała kopa w drodze na kampus. Gorzej, gdy było to w środku dnia na wykładzie. I nie daj Boże, jeśli był to wykład z paleobotaniki!

Sięgam po książkę panów Januarych i co? Uśpi czy nie uśpi? Nie uśpi! Nie może, wszak za pisanie nie wzięli się nowicjusze.

Liczą się drobiazgi, które powodują, że nie czytelnik nie męczy się nawałem dat i faktów. Opatrywanie każdego rozdziału mottem. Umieszczanie ramek (z nimi gorzej jest w wersji elektronicznej). À propos: jedna z takich ramek zawiera kilkanaście definicji życia. Tak, podręczniki akademickie tym się różnią od szkolnych, że ich autorzy, zamiast dawać katechizm z prawdami wiary, przytaczają różne punkty widzenia. Tu dla okraszenia narracji przywalili jeszcze Engelsem, z którego dodatkowo chichocze Osiecka. Pojawiają się też czołowi biolodzy polskiego Oświecenia – Kluk, Jundziłł, Śniadecki, ale nie ma tu nic z ducha naukowego fundamentalizmu zwalczającego „religijne przesądy”. Daleko też książce do zacietrzewienia Richarda Dawkinsa masakrującego kreacjonizm.

Jakie jest zatem główne przesłanie książki? Życie to zjawisko kolektywne. Nie ma sensu mówić o poszczególnych osobnikach. Każdy byt żywy – na jakimkolwiek poziomie go rozważać – jest powiązany z innymi bytami żywymi. Życie jest nie tyle cechą organizmów, ile zbiorem cech. A właściwie zbiorem organizmów i procesów między nimi zachodzących.

Po drugie: nie głosić prawd jedynie słusznych

Patrząc z tej perspektywy, Weinerowie dochodzą do wniosku, że wirusy trzeba traktować jak element życia. To, że nie mają one własnego metabolizmu, podkreślanego w klasycznych definicjach życia, nie ma znaczenia, skoro metabolizm organizmów komórkowych też polega na wymianie z resztą przyrody. Zaznaczają jednak lojalnie, że nie wszyscy podzielają to zdanie.

Książka porusza wiele wątków dotyczących zarówno wczesnej ewolucji życia i przed-życia, jak i obecnych zabiegów inżynieryjnych. Dużo zajmuje filogenetyka, którą w ramach zabawy słownej przetłumaczyli niepoprawnie jako „umiłowanie genów”. Sporo mamy też o archeonach, rybozymach i potencjałach redukcyjno-oksydacyjnych.

W pewnym momencie czytelnik może jednak zadać sobie pytanie: „Co to wszystko ma wspólnego z Drzewem Życia?”. Jeżeli nie zada go sobie sama (autorzy poczynają sobie swobodnie z rodzajem gramatycznym czytelników) – przeczyta je umieszczone w tekście przez autorów. No cóż, tytuł książki jest pytaniem, ale nikt nie obiecywał, że znajdzie się w niej odpowiedź. W pewnym momencie autorzy przyznają: „musimy powiedzieć szczerze: do ustalenia definitywnej, dobrze udokumentowanej teorii biogenezy jeszcze daleko”. Cóż to zatem jest życie? A któż to wie? Nie da się postawić wyraźnej granicy między bytem chemicznym a biologicznym (autorzy cofają się do początków pojęcia „materia organiczna”).

Nawet gdyby mieć wehikuł czasu, nie dałoby się jednoznacznie wskazać momentu powstania życia na Ziemi. A to jest książka popularnonaukowa. Czyta się ją głównie dla przyjemności czytania. Kto chce wkuwać na egzamin albo szykować się do teleturnieju, niech sięgnie po coś innego.

Okładka książki pt. „Jak powstało życie na Ziemi” Januarego Weinera i Januarego Weinera 3

Jak powstało życie na Ziemi”
January Weiner, January Weiner 3
Copernicus Center Press
280 str.
49,90 zł