Shutterstock
Książki

Tak będzie. Tak jest. Recenzja książki: Krzysztof Wojczal, „To jest nasza wojna”

Wydajemy książki o odkryciach naukowych, to publikujmy też trafne prognozy dla świata. Ten ruch wydawnictwa „Prześwity” wart jest powtarzania. Tych, których analizy się sprawdziły, jest wszak sporo.

Perełki wyjaśniające zawiłości współczesnego świata – do takiej kategorii bez wątpienia należą teksty geopolitycznego blogera Krzysztofa Wojczala. „Do 2022 r. Rosja wywoła wojnę w Europie lub na Bliskim Wschodzie” – wieszczył w 2019 r. Wieszczył? W 2023 r. z całą pewnością można stwierdzić: on to przewidział. W przeciwieństwie do całego stada medialnych ekspertów i „geopolitycznych” proroków, którym zdarzało się nieraz trafić jak kulą w płot (jakieś wojny na Pacyfiku i inne niedorzeczności – walną tak i nic, dalej swoje, dalej niezatapialni). Co innego Krzysztof Wojczal.

Ha, a to w końcu w Europie czy na Bliskim Wschodzie? – objawi się zaraz jakiś pan czepialski, których pełno w naszym internecie. Odpowiedź: Wojczal przewidział alternatywę: od 2021 r. zaczyna w Rosji spadać wydobycie ropy naftowej, główne źródło jej dochodów, więc Putin albo robi zadymę na Bliskim Wschodzie, żeby ceny ropy skoczyły, albo zaczyna rekonkwistę na wschodzie Europy, żeby zmusić Zachód do ułożenia się na warunkach Kremla. Czapki z głów i nie czepiać się!

Biez wodki nie razbieriosz?

Przewidywanie, ta magiczna czynność epoki zimnowojennej, otoczony aurą cudowności rytuał prorokowania. Sztuka niedostępna profanom, zarezerwowana dla garstki wtajemniczonych. Zwłaszcza jak ktoś zabierał się za Rosję i jej sowiecką mutację, światowe intrygi Kremla i jego strefę wpływów. Nikt przecież nie przewidział rozpadu ZSRR. A ileż to ośrodków analitycznych i poważnych badaczy siedziało nad zdjęciami z sowieckiej prasy i wróżyło: ten towarzysz jest dziś na trybunie w tylnym rzędzie, tego ostatnio w ogóle nie pokazują, za to tamtego teraz wszędzie widać. Napinali skronie i wróżyli, a nic nie wywróżyli. Albo wcześniej: Polak papieżem. Też nikt nie przewidział takiego wyniku konklawe łącznie z samymi kardynałami, którzy go wybierali. Za to arcybiskup Filadelfii John Krol dostrzegł w tym znak „zstąpienia Ducha Świętego”. Inaczej zareagowała zaś na wszystko katolicka popkultura: tu okazało się, że kapucyński stygmatyk, ojciec Pio przewidział wybór Wojtyły na papieża, a potem nawet jeszcze zamach na niego. A gdy już komunizm upadł i Słowianin siedział mocno na Tronie Piotrowym, pojawił się Francis Fukuyama i zapowiedział koniec historii.

Wróć: nie od razu „koniec historii”. Krzysztof Wojczal z klasą dżentelmena apeluje, by nie kopać dziś tak bez ceregieli Fukuyamy, tylko go uważnie przeczytać. Łatwo się dziś do niego dowalać, bo wiemy więcej, ale on wcale tak po prostu nie wieszczył żadnego „końca”. Nie udławił się też jego teoriami Zachód, nie stał się przez to bardziej naiwny i bierny, jak to u nas czasem niektórzy twierdzą.

Przyjemnie się czyta rzeczowe i logiczne wywody Wojczala, wolne od taniego populizmu wielu publicystów, pozbawione politycznych emocji, choć pełne rad dla polityków. Oczywiście, te „sprawdzone” czyta się z większym spokojem i szacunkiem, te jeszcze niezweryfikowane przez bieg wydarzeń – z pewnym niepokojem i zadumą. Czy np. Ukraina „już i tak wygrała” – jak chce Wojczal – czy też na odwrót: wojnę wygrywa Rosja „na swoich warunkach”, jak niedawno twierdził prof. Andrzej Nowak? Cóż, przyszłość pokaże. Chcielibyśmy, by było tak, jak interpretuje rozwój wypadków Wojczal, ale tak być, niestety, nie musi.

Tak czy inaczej, polski bloger już dołączył do grona klasyków sprawdzonych prognoz geopolitycznych. No właśnie. Przecież to, do licha, znakomity pomysł na serię wydawniczą: przybliżać sylwetki i koncepcje tych, którym udało się coś przewidzieć. Znalazłoby się ich sporo, w tym pewnie i kilku Polaków.

Razumno razbieriosz

By nie być gołosłownym. Wbrew obiegowym i niemądrym opiniom, że „Rosji nie można objąć rozumem” – w okresie Wielkiej Gry (a pewnie też i wcześniej) pojawili się baczni obserwatorzy rozwoju wypadków, którzy postawili słuszne diagnozy, co Rosja może, a czego nie może. To oczywiście tylko przykłady, mój subiektywny wybór.

Już w trakcie wojny rosyjsko-perskiej na Zakaukaziu bystre oko pruskiego orientalisty i etnografa Juliusa Heinricha Klaprotha („Podróż na Kaukaz i do Gruzji w roku 1807 i 1808”, 1812–1814) dostrzegło, że Kaukaz nie jest w stanie utrzymać stacjonującej tam, dużej armii rosyjskiej i zboże dla żołnierzy trzeba przywozić na statkach przez Morze Czarne do Gruzji. Nie byłoby dla Rosji żadnym problemem przerzucenie na Kaukaz dodatkowych 100 tys. żołnierzy w razie wojny z Persją, ale już wyżywienie ich – tak. Gdyby oddziały rosyjskie zapuściły się w głąb Persji na dłuższą wojnę, błądząc po górach i pustyniach, powymierałyby zapewne z głodu. Przewidział też przenikliwie Klaproth, że górale kaukascy zwiążą ręce Rosji na północy, angażując ją w długoletnią i kosztowną wojnę, która z pewnością ostatecznie uratuje Persję przed rosyjskim atakiem. I tak właśnie było.

Nieco później będziemy mieć już do czynienia z globalnymi analizami pełną gębą. Kiełkowały głównie w „imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce”. No, ale czyż mogło być inaczej? Brytyjski ekspert od spraw Rosji i kwestii „rosyjskiego zagrożenia dla Indii”, urzędnik, dyplomata i dziennikarz Charles Thomas Marvin w swej „Krainie wiecznego ognia; relacji z podróży do roponośnych obszarów nad Morzem Kaspijskim” (1883) zapowiedział np., że wiek XX będzie stuleciem ropy naftowej. Ona jako paliwo używane w transporcie usunie w cień węgiel kamienny – twierdził, niepokojąc się przy tym, by Rosja z Ameryką nie były jej jedynymi eksporterami. Niech Anglia zacznie wydobywać naftę w Birmie i w Kanadzie – zachęcał. Marvina wściekała opieszałość brytyjskiego kapitału, gdy rzecz szła o inwestycje w roponośne pola Baku. Tak, są ludzie wyprzedzający swoje czasy.

W tymże samym roku 1883 angielski historyk i liberalny publicysta polityczny sir John Robert Seeley, jeden z ojców założycieli historiografii Imperium Brytyjskiego, wieszczył w swej „Ekspansji Anglii”, że równowaga sił na świecie przechyli się w stronę ogromnych państw lądowych kosztem imperiów zamorskich. Wywieszczył przy tej okazji, że w świecie dominującą pozycję zdobędą kiedyś Rosja i USA. Był rok 1883!

Dlaczego nie tłumaczyć i nie wydawać takich książek? Jest Wojczal, ale przed nim byli inni.

Politologia, stos. międzynarodowe - #To jest nasza wojna. Ukraina i Polska na wspólnym froncie

To jest nasza wojna. Ukraina i Polska na wspólnym froncie
Krzysztof Wojczal
Wydawnictwo „Prześwity”
421 str.
ok. 60 zł