Kto chce stanąć, by zmienić świat? Recenzja książki: Jonny Thomson, „Wielkie idee dla zabieganych. Mała książeczka o przełomowych koncepcjach”
Czy możemy być aż tak zabiegani, by nie znać najważniejszych koncepcji z zakresu biologii, chemii, fizyki, medycyny, społeczeństwa, polityki, technologii, kultury, religii i wiary? Jonny Thomson pisze, że „jako gatunek przeżyliśmy już setki momentów, które »wszystko zmieniały«, i za każdym razem po prostu przyzwyczajaliśmy się do tych zmian, dostosowaliśmy i robiliśmy swoje”. Z pewnością jednak każda z tych idei była najważniejsza, przyniosła przełom oraz wpłynęła na nasze życie. Krótko mówiąc, idee zmieniają świat i zmieniają nas. Nie zawsze na lepsze – ale o tym później.
Jesteśmy bardziej podobni do świnki morskiej, czy do banana?
W codziennym życiu stawiamy sobie wiele pytań, na przykład o to, w jakim stopniu jesteśmy genetycznie podobni do banana a w jakim do świnki morskiej? Albo o to, czy we śnie można odkryć kolejny pierwiastek i przekonstruować układ okresowy? Czy sceny bitew morskich w „Piratach z Karaibów” są wiarygodne? Na czym polega entropia? Czy czas jest pojęciem względnym? Mogłabym tak pytać bez końca. Książka w zabawny sposób i za pomocą prostych przykładów opowiada o tego typu kwestiach – trudnych i zawiłych.
Trudno jest nam wyobrazić sobie świat bez szczepionek, środków odkażających czy leków przeciwbólowych. Chcielibyśmy jednocześnie zapomnieć o odkryciach, które pozwalają wywoływać konflikty i prowadzić wojny. Jonny Thomson przypomina, że teoria wzajemnie zagwarantowanego zniszczenia oraz skonstruowanie broni jądrowej jest częścią naszej historii i należy osadzić ją w kontekście politycznym i ekonomicznym. „Choć suwerenność wydaje się czymś oczywistym – pisze – wystarczy się jej tylko nieco krytycznie przyjrzeć, aby dostrzec w niej masę problemów”. Obok demokracji równolegle przecież funkcjonują komunizm i faszyzm, a koncepcja wolności jest bardzo skomplikowana.
Dzięki rewolucjom w nauce, kulturze, sztuce i społeczeństwie możemy dzisiaj czytać, pisać, grać w gry komputerowe, projektować miasta, latać samolotami i w kosmos. Co nas czeka w przyszłości? Jakie wielkie idee będą następne? Tego nie wiemy. Autor pisze, że chciałby uczynić z tej książki także źródło nadziei na kolejne przełomowe koncepcje, które przyniosą rozwój i postęp. Czasami drobne spostrzeżenie może wymusić konfrontację istniejących przekonań z nowymi ideami.
A owe wielkie idee w swoim pierwszym tchnieniu są matematyką. Kochamy abstrakcyjne zapisy, uwielbiamy ten dreszcz, który wywołuje wyrażenie myśli za pomocą cyfr i symboli. To język dla nas organicznie naturalny i jednocześnie sztuczny. Pozwala nam zapisywać prawa fizyki, wzory chemiczne czy obliczyć siłę rażenia materiałów wybuchowych. A także odczytać muzykę, opisać kolory tęczy czy skonstruować sztuczną inteligencję niemal dorównującą naszej wrażliwości. Kto potrafi wykorzystywać matematykę, ten może śnić o potędze.
Co ważniejsze: silnik spalinowy czy piękny wiersz?
Wszystko zależy jednak od tego, czy w naszych snach zwroty akcji będą przełomowe i radykalne, czy raczej będziemy marzyć o ewolucyjnych zmianach. Kluczowa jest także odpowiedź na pytanie, czy stać nas na odwagę w prezentowaniu naszych poglądów i czy potrafimy przekonać innych do naszych idei. Oczywiście nie każdy pozostawi po sobie dziedzictwo równe kopernikańskiej wizji świata czy utworom perskiego poety Dżalaluddina Muhammeda Balchiego, jednak najważniejsze jest przekonanie, że powszechnie przyjęte poglądy mogą być błędne.
Nie dostaniemy również odpowiedzi na pytanie, które z odkryć były przyczyną największych przełomów. Krótko mówiąc, autor nie powie nam, czy ważniejsze dla ludzkości są odkrycia z biologii, fizyki i medycyny, czy kultury, religii i świata polityki. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że te dziedziny są nieporównywalne. Nie da się zważyć, czy odkrycie silnika spalinowego było bardziej przełomowe niż idee feministyczne lub modlitwa i medytacja. Nie możemy stwierdzić, bez których odkryć nasz świat mógłby nadal istnieć. Warto więc poznawać, kwestionować i doceniać wszystkie osiągnięcia ludzkości.
Koncepcja książki Jonny’ego Thomsona przypomina nowojorskie Muzeum Guggenheima. Podobnie jak idąc po architektonicznej spirali, oglądamy wystawę, możemy czytać o wielkich ideach. Sami wybieramy, przy której z koncepcji chcemy się zatrzymać, która robi na nas wrażenie podobne do wywoływanego zachwytem nad dziełem sztuki. Być może będzie tak, że obok niektórych przejdziemy obojętnie, ale zapewne większość z nich zwróci naszą uwagę.
A jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego Schopenhauer nie byłby najlepszym towarzystwem do imprezowania, to koniecznie sięgnijcie również po wcześniejszą pozycję Jonny’ego Thomsona, „Filozofia dla zabieganych. Mała książeczka o wielkich ideach”.
„Wielkie idee dla zabieganych. Mała książeczka o przełomowych koncepcjach”
|