Ilustracja Thomas Fuchs
Opinie

Higiena: Niektóre praktyki z czasów COVID-19 warto zachować na dłużej

Wirus uświadomił nam, że potrzebujemy zasadniczej zmiany kulturowej w zakresie podstawowej higieny. Nie będzie wymówki, by nie nosić maseczek, gdy czujemy się „niewyraźnie”.

Gdy pandemia COVID w końcu ustąpi, świat będzie inny. Straciliśmy miliony ludzkich istnień – co jest olbrzymią tragedią, której destrukcyjny wpływ na rodziny i społeczności będzie odczuwany przez następne dziesięciolecia. Ale inne zmiany mogą nie być wcale złe. Weźmy na przykład sposób, w jaki się witamy. W marcu 2020 roku ściskanie dłoni i całowanie w policzek zostały nagle umieszczone na liście rzeczy zakazanych. Kiedy zakaz ten zostanie zniesiony, może się jednak okazać, że nadal nie będziemy tego robić. Nawet jeśli pandemia ustąpi i COVID-19 stanie się chorobą sezonową, jak grypa, obie te potencjalnie śmiertelne infekcje wciąż będą nam towarzyszyć. Czy naprawdę zechcemy powrócić do ściskania rąk i przekazywania sobie wirusów przy całowaniu na powitanie?

Sposoby witania się to tylko niektóre z głęboko zakorzenionych nawyków, na które rok spędzony z COVID-em rzucił nowe światło. Wirus uświadomił nam, że potrzebujemy zasadniczej zmiany kulturowej w zakresie podstawowej higieny. Nauczyliśmy się na przykład, że noszenie maseczek jest niezwykle efektywne w powstrzymywaniu propagacji wszelkiego rodzaju chorób układu oddechowego – o czym ludzie w wielu krajach azjatyckich wiedzą od dawna. Przypadki grypy były w tym roku rekordowo rzadkie – na przykład w USA odnotowano co najmniej 24 tys. zgonów w następstwie grypy w sezonie 2019/2020, lecz na razie zaledwie około 450 w tym sezonie. Chociaż można przypuszczać, że na te wskaźniki wpłynęło wiele czynników, takich jak lockdowny, zamknięcie szkół i ograniczenie podróży, eksperci twierdzą, że istotną rolę odegrał obowiązek noszenia maseczek. Teraz, gdy większość z nas ma ich imponujące kolekcje i dużą praktykę w ich prawidłowym noszeniu, nie ma wymówki, aby nie nosić ich w miejscu publicznym, gdy czujemy się „niewyraźnie”. „To kwestia rozwagi – mówi Angela Rasmussen, wirusolog z Georgetown Center for Global Health Science and Security. – Naprawdę mam nadzieję, że stanie się to częścią naszej kultury i że jesteśmy bardziej świadomi tego, iż nawet łagodne infekcje potencjalnie zagrażają innym ludziom”.

Jeszcze lepiej, jeśli tylko czujemy się chorzy, pozostać w domu. W niektórych kulturach, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, chodzenie do pracy z objawami przeziębienia czy nawet grypy uchodziło za akt heroizmu. Teraz wydaje się to niedorzeczne. Pandemia nauczyła nas poważniejszego traktowania zdrowia społeczeństwa i uznania naszej osobistej odpowiedzialności za narażanie innych na zachorowanie. Każdy pracownik, który ma możliwość wzięcia zwolnienia lekarskiego, powinien to zrobić, kiedy tylko tego potrzebuje, a każdy pracodawca zadbać o zapewnienie swoim pracownikom tego typu ochrony – dla dobra wszystkich. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie na szczeblu federalnym prawa zobowiązującego pracodawców do oferowania płatnych zwolnień chorobowych. Obecnie prawie 34 mln ludzi w Stanach Zjednoczonych nie mają prawa do takiego zwolnienia – co według danych federalnego Bureau of Labor Statistics stanowi to jedną czwartą wszystkich zatrudnionych w sektorze cywilnym. A świadczenie to jest jeszcze rzadsze w przypadku pracowników gorzej zarabiających. Jak można przewidzieć, osoby, którym nie przysługuje wynagrodzenie za czas choroby, 1,5 raza częściej przychodzą do pracy z chorobami zakaźnymi, co wykazało badanie przeprowadzone w 2010 roku przez National Opinion Research Center na Chicago University.

Gdy firmy rozszerzają zakres płatnych zwolnień chorobowych, środowisko pracy staje się miejscem zdrowszym. Jedno z badań przeprowadzonych podczas pandemii COVID wykazało, że gdy jedna z firm umożliwiła korzystanie z większej liczby płatnych zwolnień lekarskich i zachęcała pracowników do pozostania w domu w razie choroby, więcej pracowników izolowało się, kiedy tylko poczuło się źle, dzięki czemu uniknięto wybuchu epidemii w siedzibie firmy. „Ta firma zrobiła wszystko, jak należy, i nie musiała się zamykać – mówi Monica Gandhi, specjalistka w zakresie chorób zakaźnych z University of California w San Francisco, która była współautorką wspomnianego studium. – Przychodzenie do pracy, kiedy jest się chorym, jest nader powszechne – swoją drogą, zwłaszcza wśród lekarzy. Musimy promować zwyczaj pozostawania w domu przy gorszym samopoczuciu”.

Ludzie są również o wiele bardziej skłonni do wysyłania swoich chorych dzieci do szkoły, jeśli nie mogą wziąć płatnego zwolnienia na opiekę – powstaje ognisko choroby, a uczniowie wracający do domu z zajęć zarażają z kolei swoich rodziców. Konieczne jest zatem, by pracodawcy zapewniali płatne zwolnienia również na opiekę nad chorymi członkami rodziny. Potrzebujemy również rządowego wsparcia na zatrudnianie opiekunek, które mogłyby przyjść do domu i zająć się chorymi dziećmi, jeśli ich rodzice muszą być w pracy.

To wszystko życzenia. Ale na pewno jedna rzecz jest wykonalna – możemy nadal częściej myć ręce.

Świat Nauki 7.2021 (300359) z dnia 01.07.2021; Wokół nauki; s. 6
Oryginalny tytuł tekstu: "Niektóre praktyki z czasów COVID-19 warto zachować na dłużej"