Shutterstock
Opinie

Jak Hartmanowi kot się objawił

Jeśli myślisz, że rozumiesz mechanikę kwantową, to nie rozumiesz mechaniki kwantowej – mawiał Richard Feynman. Ale nie każdy to rozumie.

Lata płyną, felietoniści się zmieniają, ale dziwnym trafem nie znika ich kompulsywna potrzeba mówienia o wszystkim – od polityki kulturalnej do biologii ewolucyjnej. Oczywiście felietonistyka polega właśnie na tym, że autorzy wypowiadają swoje opinie na wszelkie możliwe tematy. Ale rozumie się samo przez się, że czytając felietony, obcujemy z prywatnymi opiniami, a nie z wygłoszoną ex cathedra prawdą objawioną. To co uchodzi w felietonie, nie daje się obronić w podpartym tytułem naukowym eseju czy wypowiedzi eksperckiej. Te drugie powinny być oparte na solidnej wiedzy, zawierać rzeczową argumentację, w istocie podlegać regułom dokładnie takim, jak publikacje naukowe. Na tym polega wielka sztuka popularyzacji wiedzy: jednoczesna precyzja wywodu i jego zrozumiałość wymagają nie lada finezji.

Po tym przydługim nieco wstępie o charakterze ogólnym, przejdę do konkretu. Parę miesięcy temu znany filozof/felietonista prof. Jan Hartman napisał dla Gazety Wyborczej tekst zatytułowany „Zaciera się granica pomiędzy nauką i magią. Dowodem fizyka kwantowa”. Przeczytawszy kilka pierwszych akapitów dotyczących historii rozwoju nauki, które zrobiły na mnie wrażenie sensownych i oczywistych, odłożyłem uważniejszą lekturę na później. I pewnie już bym do tego tekstu nie powrócił, gdyby nie to, że znajomi na Facebooku zaczęli wydawać na jego temat pomruki irytacji. Pod ich wpływem przeczytałem artykuł do końca, nieco się wzburzyłem, i tym wzburzeniem chętnie się podzielę.

W największym uproszczeniu, prof. Hartman ujawnia w tym tekście opinię, że i fizykom, i innym naukowcom, przydaliby się filozofowie, którzy powiedzieliby im, o co tak naprawdę w nauce chodzi. Prof. Hartmann chciał nawet tę pomoc zaoferować osobiście (choć, o ile wiem, jest etykiem, a nie filozofem nauki, czy też epistemologiem albo ontologiem), ale jego wykład o filozofii materii w Instytucie Fizyki PAN nie wzbudził – jak konstatuje z goryczą – żadnego zainteresowania słuchaczy. Mógłbym tę całą sytuację zbyć aroganckim bon motem znanego z ciętego języka Richarda Feynmana (też profesora, laureata Nagrody Nobla) „filozofia [nauki] jest dla fizyków równie użyteczna, jak dla ptaków ornitologia”, ale, być może, ignorując dobre chęci profesora Hartmana, fizycy rzeczywiście popełnili nietakt. Tyle, że dalsza część tekstu w GW nasuwa raczej podejrzenie, że po prostu mogli nie znaleźć w nim partnera do rozmowy.

Można by przejść nad tekstem prof. Hartmana do porządku dziennego, gdyby napisał po prostu, że w dobrej wierze chciał fizykom pomóc, oni go zlekceważyli i jest mu z tego powodu przykro. Ale autor nie ogranicza się do powiedzenia, że jego zdaniem fizyka potrzebuje wglądu filozoficznego, co zresztą jest tezą dość oczywistą – wielu wielkich fizyków i znanych filozofów poświęcało się refleksji z pogranicza nauki i filozofii w przeszłości. Ale prof. Hartman idzie dalej: usiłuje sprawić wrażenie, że problemy, które trapią fizyków są dla filozofa banalnie proste i dawno zostały rozwiązane.

Choćby słynny eksperyment myślowy sprzed prawie 90 lat, który jak żaden inny ukazuje paradoksalny charakter zjawisk kwantowych. Chodzi oczywiście o wymyślonego przez Erwina Schrödingera kota, który znajduje się w stanie superpozycji życia i śmierci: „[…] teoria zdań egzystencjalnych nie ma jakiegoś wielkiego kłopotu ze słynnym kotem Schrödingera – w przeciwieństwie do fizyków, dla których to wciąż jakieś bajkowe stworzenie, niczym Behemot” – pisze prof. Hartman i nie wiem, czy to jakiś ponury dowcip, czy jednak arogancki wyskok.

W przeciwieństwie do wielu humanistów czujących zazdrość w stosunku do fizyki, ja czuję zazdrość w stosunku do filozofów.

Nie chcę tu wchodzić w szczegóły skomplikowanej teorii podstaw mechaniki kwantowej, szczególnie, że nie jestem w tej dziedzinie ekspertem. Posłużę się zamiast tego dwoma kolejnymi bon motami Richarda Feynmana: „Nikt tak naprawdę nie rozumie mechaniki kwantowej” oraz – jakże do tego kontekstu pasujące – „Jeśli myślisz, że rozumiesz mechanikę kwantową, to nie rozumiesz mechaniki kwantowej”. Życie nauczyło mnie, że fakt, iż zdaje mi się, że znalazłem proste rozwiązanie problemu, nad którym mądrzy ludzie bezskutecznie głowią się od lat, nie jest oznaką mojego geniuszu, ale raczej wskazuje na to, że coś przeoczyłem albo nie do końca zrozumiałem. Zastanawiam się, jak zareagowałby prof. Hartman, gdybym w eseju o – dajmy na to – problemie zła napisał, że nie jest to żaden problem, bo teoria deformacji kwantowych „nie ma z tym problemem jakiegoś wielkiego kłopotu”. I na tym chyba zakończę, bo nie miejsce tu, by po kolei analizować wszystkie pojawiające się w rzeczonym tekście tezy na temat mechaniki kwantowej, budzące – w najlepszym razie – pewne zdziwienie.

A wracając do filozofów. W przeciwieństwie do wielu humanistów czujących zazdrość w stosunku do fizyki (ukuto nawet angielski termin physics envy), ja czuję zazdrość w stosunku do filozofów (szczególnie tych dawno już nieżyjących). Wydaje mi się, że w porównaniu z prostą zabawą, której oddajemy się my, fizycy, filozofowie, idący śladami wielkich myślicieli przeszłości, podejmują naprawdę wielkie i potwornie trudne problemy. Dlatego też zdarzało mi się napotkanych filozofów zagadywać, pytać o wszechświat i całą resztę. Niestety, za każdym razem czekało mnie rozczarowanie. Jeden powiedział mi, że współczesnej filozofii wielkie pytania o świat zupełnie nie interesują. Drugiego, co prawda, interesowały, ale odniosłem wrażenie, że niechętnie o filozofii mówi… I tak dalej.

Z wielką przyjemnością pogadałbym z kimś o Kartezjuszu, Spinozie, Leibnizu, Kancie. O wielkich systemach metafizycznych i wizjach świata. Ale życzyłbym sobie, żeby ta wymiana zdań była poważna i pozbawiona resentymentu czy pogardliwości. Dotychczas udało mi się takie rozmowy przeprowadzić tylko z książkami. I były to, niestety, konwersacje z konieczności dość jednostronne.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną