Shutterstock
Opinie

Ospie winniśmy sami

Pojawienie się małpiej ospy w Europie wzbudziło taki strach, jak niegdyś wirus Ebola. Powodów do lęku będzie przybywać. Sprzyjają im zmiany klimatu, rabunkowa gospodarka człowieka wobec przyrody i coraz większa łatwość migracji zarazków.   

Wczoraj cholera, a dziś małpia ospa wybiły się na czołówki serwisów informacyjnych, stając się najczęściej wyszukiwanymi tematami w internecie. Mam wrażenie, że po SARS-CoV-2 każda choroba wywoływana przez bakterie lub wirusy będzie teraz wzbudzała lęk przed ryzykiem wybuchu epidemii. Tak jakby Polacy – a nawet szerzej: ludzie cywilizacji zachodniej – zrozumieli nagle po covidzie, że choroby zakaźne mogą się szybko rozprzestrzeniać i postanowili na wszelki wypadek bać się wszystkiego.

Nie mówię, że trzeba lekceważyć zagrożenia. Zwłaszcza, że ponosimy za nie wspólną odpowiedzialność.

Niszczymy ekosystemy, więc się narażamy

Opowiadała mi o tym wiosną 2020 r., gdy do Europy dotarł z Azji koronawirus, dr Aneta Afelt z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego, która wykształcenie geografki łączy z epidemiologią. „Eksploatacja przyrody, eksplozja demograficzna oraz wymiana żywności między odległymi ekologicznie regionami świata nie pozostają bez wpływu na nasze zdrowie – mówiła w wywiadzie dla POLITYKI. – Główną przyczyną zoonoz, czyli chorób odzwierzęcych, jest aktywność ludzi, która doprowadziła do szybszego obiegu patogenów w ekosystemie”.

Lista wirusów, które opuściły matecznik dzikich zwierząt (np. z powodu masowego wyrębu lasów) pod koniec XX w. zawężała się w świadomości ludzi do samego HIV (który na człowieka przedostał się prawdopodobnie od małp), ale w ostatnich latach zrobiło się głośno o innych: eboli, SARS, MERS, SARS-CoV-2, a teraz – o małpiej ospie. Każda z tych epidemii ma wspólne źródło w naruszeniu stabilności lokalnych ekosystemów, ale praźródłem jest zaburzenie funkcjonowania ekosystemu globalnego. Dlatego to, co nie budzi zdziwienia w strefie równikowej, wywołuje przerażenie w Europie.

Małpia ospa przywędrowała na nasz kontynent najprawdopodobniej za sprawą poluzowania restrykcji covidowych z Afryki Zachodniej i Środkowej. Tam do tej pory nie była niczym wyjątkowym – pierwszy raz wykryto ją w latach 70. XX w. Demokratycznej Republice Konga u kilkuletniego dziecka.

Niektóre gryzonie przenoszą je na małpy, a te na ludzi, ale źródłem zakażenia bywają także pogryzienia lub bezpośredni kontakt z chorymi zwierzętami. Między ludźmi wirus roznosił się najczęściej drogą kropelkową – w fachowej literaturze pojawia się określenie „twarzą w twarz”.

Nie szczepimy się, więc nie jesteśmy odporni

Charakterystycznym objawem, oprócz gorączki, dreszczy i bólów mięśni, jest swędząca wysypka pod postacią pęcherzyków na całym ciele, a zwłaszcza na dłoniach i twarzy. Co ciekawe, służby sanitarne Hiszpanii, w której poza kilkoma innymi krajami pojawiło się do tej pory najwięcej przypadków, zwróciły uwagę na wysypkę w okolicy genitaliów. Niewykluczone więc, że zakażenie, które dość rzadko występowało do tej pory u ludzi, zostanie wkrótce zaliczone do chorób przenoszonych drogą płciową, ponieważ wirus może być obecny w wydzielinie z pochwy lub ejakulacie. Nowe sposoby rozprzestrzeniania zarazka wymagają uważnej weryfikacji, bo często bywa tak, że patogeny ewoluują, co pociąga za sobą również inny sposób atakowania swoich ofiar.

W dużym stopniu, szacowanym nawet na 85 proc., przed infekcją małpią ospą chroniło do tej pory szczepienie przeciwko ospie prawdziwej. Ale ponieważ choroba ta w 1980 r. została ostatecznie zlikwidowana, przestano przed nią masowo ochraniać. Niektórzy dziś uważają, że właśnie nieuodparnianie młodych pokoleń przyczynia się do przyspieszonej transmisji wirusa małpiej ospy z człowieka na człowieka. Dodajmy jednak, że w przypadku ospy prawdziwej śmiertelność wśród osób nieszczepionych wynosi od 30 do nawet 98 proc., natomiast w przypadku ospy małpiej – od kilku do 10 proc.

Pojawienie się ognisk monkeypox poza Afryką wskazuje jednoznacznie, że endemiczna do niedawna choroba może się stać problemem globalnym. Nie pierwszym jednak. I z pewnością nie ostatnim.

Osoby zainteresowane szczegółami odsyłamy do artykułu naukowego na temat epidemiologii małpiej ospy, który ukazał się w lutym w „PLOS Journals”.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną