Czym jest świadomość?
Nauki znane pod zbiorczą nazwą kognitywistyki badają świadomość w jej przejawach – począwszy od obserwowalnych zachowań, poprzez akty językowe, aż po przepływy ładunków elektrycznych w mózgu. Wiedzą sporo o tym, co się dzieje w mózgu i w całym aparacie poznawczym, gdy jakaś treść – wrażenie zmysłowe, lęk przez czymś, pragnienie czegoś itd. – wychodzi z obszaru nieuświadomionej, spontanicznej aktywności i reaktywności w „jasny obszar” stanów mentalnych, które nie tylko posiadamy, lecz także wiemy, że je posiadamy, a nawet staramy się nimi sterować.
Dla filozofów jednakże świadomość to na pierwszym miejscu sam podmiot poznania, a nie jego przedmiot. W tej perspektywie świadomość nie jest częścią świata i nie można jej zaobserwować – można ją sobie tylko (aż) uświadomić. Żadna opowieść o procesach w mózgu nie wyjaśni tego, co to znaczy wiedzieć coś, tęsknić za czymś, pytać o coś itp. – musimy sami to przeżyć, aby to zrozumieć. Żadna komórka ciała ani ich zbiór nie jest naszym „ja”, bo właśnie „ja” to coś zupełnie innego niż ciało. Co gorsza, ze świadomością jest tak, że zastanawiając się nad nią, żyjemy w niej. To znaczy, natężamy własną świadomość, uświadamiając sobie różnicę pomiędzy tym, co jakoś dociera do nas i na co reagujemy spontanicznie, w sposób nieświadomy, a tym, co dobitnie odczuwamy jako pewną treść, która jest nam dana (jakieś przedstawienie albo jakieś pojęcie), i to dana razem z poczuciem naszego własnego istnienia jako istoty świadomej.
Inaczej mówiąc, jesteśmy refleksyjnie uwikłani w natężającą się świadomość, gdy o niej rozmyślamy, chociaż ona sama wydaje się tylko jakąś powierzchnią ukrytego w nas życia, a jednocześnie tłem dla tego, co się na tej powierzchni, w naszym odczuwającym kontakcie ze światem wydarza. Nie możemy odnieść się do własnej świadomości jakoś tak mimochodem, tak jak swobodnie możemy obserwować lub marginalnie tylko zauważać jakieś przedmioty. Badając świadomość, przesuwamy ją niejako do centrum uwagi. Ta nietypowa postawa skupionej refleksyjności może wprowadzić nas w błąd. W dodatku im bardziej natężamy świadomość, tym bardziej wiemy, że nie jesteśmy świadomi tego jądra świadomości, w którym uświadamiamy sobie, czym jest świadomość. Oko nie ujrzy samego siebie!
Świadomość jest łożyskiem sensu wszystkiego, co jest do pomyślenia i w ten sposób jest warunkiem sensu.
Nie mogę „przyłapać” swojego ja. Podmiot się sobie wymyka, tak jak wymyka się poznaniu „rzecz sama w sobie”, skoro widzę tylko to, co może być mi dane w zjawisku, czyli to, czym ta rzecz jest dla mnie i wobec mnie. Co więcej, gdy już tak skupiamy się na sobie, myśląc o świadomości, zapadamy się w swoje wnętrze, w swoją prywatność i przeżycia, którymi z natury rzeczy nie możemy się podzielić. A przecież wiedza ma być przekazywalna. Nie mogę nikomu wyjaśnić, jak to jest „być mną”. Usystematyzowane myślenie o świadomości wydaje się więc niemożliwe.
Zaraz, zaraz. Czy my właśnie nie powiedzieliśmy wielu ciekawych rzeczy o świadomości? Widzimy, że świadomość nie jest zjawiskiem ani przedmiotem, lecz jest przeżywana i jest samym przeżywaniem.
Że wymyka się poznaniu, gdyż jest poczuciem siebie, towarzyszącym poznawaniu czegoś, co sobie uświadamiam, a nie samej świadomości. O ile więc świadomość musi być zawsze świadomością czegoś, to jednak sama nie może w pełni stać się „tym czymś”, bo nie jest treścią, lecz ujęciem treści.
Porównajmy świadomość do istnienia. Żaden zbiór cech dowolnej rzeczy nie oznacza tego samego, że ona istnieje. Istnieć to nie „być widzialnym” ani „mieć ciężar”. Istnienie ma się do cech rzeczy właśnie tak, jak świadomość do sensu, czyli tego, co sobie uświadamiam. Trójkąt to coś innego niż świadomość tego, czym jest trójkąt. To, co czym jest trójkąt, mogę sobie jednak tylko uświadomić, a żadne „bycie przez nikogo jeszcze nieuświadomionym trójkątem” nie jest dla mnie do pomyślenia w oderwaniu od myślenia o tym, czym jest trójkąt. Świadomość jest łożyskiem sensu wszystkiego, co jest do pomyślenia i w ten sposób jest warunkiem sensu. Tak samo istnienie: nie można „mieć ciężaru” ani „dać się zobaczyć” nie istniejąc. Musi być (istnieć) najpierw to coś, co następnie jest takie czy inne.
Mamy do czynienia z terminami granicznymi i współzależnymi: „świadomość” to sposób istnienia mnie, sposób istnienia podmiotu, podczas gdy istnienie tego, co sobie uświadamiam jako przedmiot, nazywam istnieniem obiektywnym, czyli przedmiotowym. Ja (świadome) „istnieje” i świat „istnieje”. Moja świadomość jest jakaś, to znaczy ma zawsze określoną treść (zawartość), ale i rzeczy w świecie, które sobie uświadamiam, muszą mieć treść, którą nazywam własnościami czy cechami, ale które też muszę sobie uświadomić. Treścią świadomości jest sens (przedstawienia i pojęcia), a treścią świata są różne jego własności, które świadomość ujmuje w przedstawieniach i pojęciach.
Sens, przedstawienie, pojęcie, świadomość, podmiot, przedmiot, własności, bycie istotą świadomą, bycie przedmiotem, istnienie przedmiotu – wszystko to są pojęcia współzależne i nie można ich analizować w oderwaniu od siebie. A gdy tak się nimi żongluje, trzeba wciąż borykać się z wymogami, jakie stawia nam język potoczny, kryjący w sobie wielki bałagan pojęciowy. Robienie porządku z tymi pojęciami i słowami, poszukiwanie możliwie najmniej wchodzących ze sobą w kolizję zdań o tym, co to znaczy istnieć, być świadomym czegoś, być jakimś, być podmiotem, być przedmiotem, być światem to jedno z głównych zajęć filozofii od Kanta po Wittgensteina.