Shutterstock
Środowisko

COP27: Ciągle możemy podjąć wspólne działanie, by uniknąć zagrożenia

Szczyt Klimatyczny ONZ COP27 rozpoczynający się 6 listopada w Egipcie formalnie nie ma najwyższej rangi. Ma jednak olbrzymie znaczenie ze względu na czas i miejsce. Kraje Globalnego Południa oczekują konkretnych działań od bogatej Północy. Ale Europa zmaga się z konsekwencjami wojny w Ukrainie. Czy to dobry moment na troskę o klimat?

Czy katastrofa jest nieuchronna? Czy dobra przyszłość jest jeszcze możliwa? Czego o klimacie uczą nas kultury, na które od wieków spoglądamy z kolonialną wyższością? Gdzie w morzu solastalgii odnaleźć impulsy nadziei?

Podkast z Edwinem Bendykiem – szefem Fundacji Batorego, dziennikarzem i pisarzem, twórcą Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas.

Eksperci podkreślają, że najlepszą odpowiedzią na obecny i przyszłe kryzysy jest przyspieszenie energetycznej transformacji. Przekonuje do tego Międzynarodowa Agencja Energii w dorocznym raporcie World Energy Outlook. Epoka paliw kopalnych dobiega końca nawet w najbardziej konserwatywnym scenariuszu uwzględniającym realne zachowania rządów, a nie ich deklaracje dotyczące m.in. redukcji emisji gazów cieplarnianych: zużycie gazu ma osiągnąć maksimum do końca dekady, ropy naftowej do połowy lat 30., a łączny popyt na paliwa kopalne ma systematycznie maleć od połowy lat 20.

Lepiej jednak nie ulegać złudnemu optymizmowi przekazu płynącego z ustaleń IEA. Celem międzynarodowej polityki klimatycznej przyjętej w 2015 r. w Paryżu jest ograniczenie wzrostu temperatury atmosfery na poziomie 1,5 st. C. Ciągle od tego celu jesteśmy daleko. Suma zobowiązań redukcji emisji gazów cieplarnianych złożonych przez państwa przekłada się na uzyskanie stabilizacji na poziomie ok. 2,5 st. C. Deklaracje a rzeczywiste działania to jednak odrębne światy i gdyby oceniać państwa po tym, o robią, perspektywy są jeszcze bardziej ponure. Czy Szczyt w Sharm El-Sheikh będzie okazją do podjęcia ambitniejszych zobowiązań popartych w dodatku działaniami?

Fiasko dotychczasowej polityki klimatycznej

Tygodnik „The Economist” stawia sprawę brutalnie – przestańmy się oszukiwać, że możliwe jest jeszcze osiągnięcie celu Porozumienia paryskiego, czyli owe 1,5 st. C. Redaktorzy pisma zachęcają do ambicji, ale jednocześnie apelują, by wysiłki koncentrować wokół realnych celów. Jeśli pogodzimy się, że 1,5 st. C jest już poza zasięgiem, łatwiej będzie mobilizować zasoby do działań na rzecz adaptacji do zmian. Są one równie niezbędne jak mitygacja – czyli przeciwdziałanie przyczynie zmian klimatycznych (emisjom gazów cieplarnianych).

Niestety, realizm brytyjskiego pisma ma bardzo ponury charakter – oznacza nie tylko przyznanie się do fiaska dotychczasowej polityki klimatycznej, ale także uznanie konsekwencji wzrostu temperatury ponad uzgodniony poziom. Jedną z nich jest zagłada wielu społeczności, m.in. ludów wyspiarskich, których siedliskach znikną pod wodą lub przestaną nadawać się do zamieszkania. Nie trzeba jednak czekać na przyszłość, bo skutki dotychczasowych zmian klimatycznych przekładają się na cierpienie milionów ludzi. Rekordowa w skali wielu dekad susza w Afryce przełożyła się na klęskę głodu, która dotknęła blisko 150 mln osób. Rekordowe upały w Europie także przełożyły się m.in. na suszę we Francji i 11 tys. przedwczesnych zgonów.

Ryzyko myślenia w sposób liniowy

Wydaje się, że różnice na poziomie dziesiątej części stopnia nie powinny mieć aż takiego znaczenia. Uczeni szacują jednak, że prawdopodobieństwo pojawienia się podobnych upałów, jakie w tym roku nawiedziły w tym roku Francję, jest jak 1 do 50 przy obecnym stanie klimatu (kiedy temperatura atmosfery jest o ok. 1,2 st. C wyższa niż w okresie przedprzemysłowym). Gdy średnia wzrośnie do 1,5 st. C, prawdopodobieństwo upałów wzrośnie do poziomu 1 do 10. Przy 2 st. C będzie to już 1 do 4. Nawet minimalny wzrost średniej przekłada się na wzrost częstości i intensywności zjawisk ekstremalnych.

Problem dodatkowo komplikuje fakt, że średnia globalna rozkłada się na różne wartości w konkretnych lokalizacjach. Badaczy niepokoi fakt, że wzrost temperatury atmosfery rośnie znacznie szybciej od średniej w rejonach arktycznych, gdzie średnie przekraczają 3 st. C w stosunku do okresu przedprzemysłowego. To oznacza szybsze topnienie pokrywy lodowej oraz wiecznej zmarzliny. Na tym jednak nie dość komplikacji. Myślenie o wzroście temperatury i jego konsekwencjach w sposób liniowy jest bardzo ryzykowne. Wystarczy przyjrzeć się zachowaniu wody w zakresie między -0,1 st. C a 0,1 st. C. Różnica zaledwie 0,2 stopnia, jednak zmiana w tym przedziale prowadzi do dramatycznego zjawiska – przejścia fazowego, czyli zamiany wody w lód (lub odwrotnie).

Nawarstwianie konsekwencji punktów przełomu

To tylko ilustracja znacznie poważniejszych zjawisk, jakie kryją się za pojęciem „tipping points”, punktów przełomów. Często odwołuje się do nich Antonio Guterres, Sekretarz Generalny ONZ w swych coraz bardziej apokaliptycznych wezwaniach do intensyfikacji walki z katastrofą klimatyczną. Klimat jest niezwykle złożonym systemem, który z kolei jest częścią jeszcze bardziej złożonego globalnego ekosystemu. O funkcjonowaniu całości decydują różnorodne procesy zachodzące w takich podsystemach jak Amazonia czy Arktyka.

Tropikalne lasy Amazonii pełniły dotychczas funkcję zbiornika węgla poprzez zdolność do wychwytu dwutlenku węgla z atmosfery. Na skutek zarówno masowej wycinki, jak i zmian wywołanych wzrostem temperatury Amazonia zaczyna tracić tę funkcję. Zmiana roli lasów amazońskich, niejako ich przełączenie się ze stanu wychwytywania do stanu emitenta netto to właśnie punkt przełomu, którego przekroczenie będzie miało wpływ na ewolucję całego ekosystemu.

Podobnie jest z topnieniem pokrywy lodowej w Arktyce, gdzie punkt przełomu mógł zostać już przekroczony i proces utraty pokrywy lodowej jest już nieodwracalny, co znowu wiąże się z konsekwencjami dla całego ekosystemu. Utrata pokrywy lodowej oznacza m.in. zmniejszenie obszaru o dużej zdolności do odbijania promieni słonecznych, co przyspieszy proces ogrzewania się oceanu. Topnienie lodu oznacza także wzrost poziomu mórz oraz napływ słodkiej wody różniącej się gęstością od słonej wody morskiej. Mieszanie się tych wód może mieć wpływ na cyrkulacje prądów oceanicznych, co z kolei będzie miało wpływ na cykle monsunowe.

50 lat po „Granicach wzrostu”: raport o stanie planety

To, że można wyeksploatować Ziemię, wydawało się do pewnego momentu niemożliwe. Opracowanie z 1972 r. pokazało, że to realny scenariusz. Jego entuzjaści twierdzą, że wyznaczyło początek epoki ekologicznej. Krytycy – że jest przykładem nieuzasadnionego katastrofizmu.

Punktami przełomu w odniesieniu do zmian klimatu i funkcjonowania ekosystemów zajmowała się konferencja naukowa zorganizowana we wrześniu b.r. w University of Exeter. Uczestnicy spotkania nie kryli zaniepokojenia nie tylko tempem zmian w systemie klimatu, ale także w całym ekosystemie. Przekroczenie poszczególnych punktów przełomu może prowadzić do katastrofalnych konsekwencji, jeszcze bardziej jednak niebezpieczne jest współoddziaływanie i nakładanie się efektów zmiany w różnych punktach przełomu. Gdy Amazonia przestanie pełnić funkcję zbiornika węgla, wpłynie to na przyspieszenie wzrostu temperatury, co będzie miało wpływ na topnienie pokrywy lodowej i wiecznej zmarzliny. W efekcie rozmarzania może dojść do emisji uwięzionego w zamarzniętej ziemi metanu, gazu o silniejszych właściwościach cieplarnianych, niż dwutlenek węgla. W efekcie dojdzie kolejny czynnik przyspieszający wzrost temperatury.

Wzrost świadomości klimatycznej

Antonio Guterres ma świadomość tej dynamiki i stawia sprawę jasno: mamy wybór – albo wspólne działanie, albo zbiorowe samobójstwo. Świadomość zagrożenia ma także opinia publiczna, co pokazał najnowszy raport Europejskiego Banku Inwestycyjnego poświęcony świadomości klimatycznej wśród mieszkańców USA, Chin, Wielkiej Brytanii i krajów Unii Europejskiej. Ponad 80 proc. badanych nie ma wątpliwości, że bez radykalnego ograniczenia zużycia energii i zmniejszenia konsumpcji czeka nas globalna katastrofa.

Alternatywa wskazana przez Sekretarza Generalnego ONZ może razić swoim katastrofizmem. Nie warto jednak tracić czasu i energii na dowodzenie, że Antonio Guterres przesadza. Bo nawet jeśli, to ważniejsza jest bowiem druga, pozytywna część komunikatu – ciągle możemy podjąć wspólne działanie, by uniknąć zagrożenia. Szczyt klimatyczny w Egipcie pokaże, czy do takiego wspólnego działania w wymiarze globalnym jesteśmy zdolni.