Grzyb z rodzaju Orbilia. Grzyb z rodzaju Orbilia. Katja Schulz / Wikipedia
Środowisko

Trują i duszą, czyli jak grzyby walczą o lepsze życie

Stylopage sp. Na dole strzępki przerastające ciało nicieniaThe Mycological Society of America/Wikipedia Stylopage sp. Na dole strzępki przerastające ciało nicienia
Wiedzę o fascynujących mykologicznych aktach pasożytnictwa i drapieżnictwa w znacznym stopniu zawdzięczamy polskim uczonym. A zwłaszcza kobietom.

Pleśnie i podobne do nich grzyby nie mają dobrej opinii. Te, które porastają martwe rośliny czy zwierzęta, mogą być postrzegane jako sprzątacze środowiska. Wiele jednak nie ma oporów przed atakowaniem żywych organizmów, powodując choroby grzybowe, u roślin i zwierząt (nie wyłączając człowieka). Niektóre noszą nawet nazwy kojarzące się z rozkładem – rdze i śnieci.

Pasożytnicze grzyby (granica między chorobotwórczością a pasożytnictwem jest płynna) niekoniecznie wpisują się w schemat mówiący, że pasożyt osłabia żywiciela, ale go nie zabija. Często mordują swoich gospodarzy. Jednym zajmuje to kilka dni, ale innym wiele lat – a wtedy odpowiedzialność nieco się rozmywa.

Wszystko to dotyczy nie tylko pleśni, głowni, sporyszów i im podobnych. Wiele grzybów kapeluszowych też pasożytuje. Wśród nich są huby. Na przykład boczniak.

Nicienie zawsze przegrywają

Jak wiele pojęć z ludowej biologii, tak i huba jest pojęciem niejednoznacznym. Dla jednych ogranicza się do twardych, „zdrewniałych” owocników. Inni jednak nie mają oporów przed nazywaniem w ten sposób wszystkich owocników rosnących na drzewach – choćby były to „mięsiste” boczniaki.

Drzewa bronią się przed tymi grzybami dość skutecznie. Dużo łatwiej spotkać je na martwym już drewnie. Hodować można je też na ubitej słomie, trocinach czy nawet papierze – jakie pożywienie nie stawia oporu i łatwiej je penetrować niż żywe tkanki. Ale ma to cenę – jedynym biogenem, w jakie jest bogate, jest węgiel. Potrzebnych do życia azotu, fosforu, siarki i innych pierwiastków jest w nim mało.

Pod tym względem próchniejące drewno do pewnego stopnia przypomina torfowisko. Tamtejsze rośliny z niedoborem azotu radzą sobie w nieroślinny sposób – zjadając zwierzęta. Kiedy nieostrożny owad usiądzie na liściu, przykleja się do niego i roślina trawi uwięzioną ofiarę. Okazuje się, że boczniak też to potrafi.

Najczęściej jego ofiarami są nicienie. Kiedy rzęska czuciowa pokrywająca ich skórkę potrze strzępkę boczniaka, wydostaje się z niej 3-oktanon. Płyn ten przez rzęskę dostaje się do układu nerwowego zwierzęcia i powoduje paraliż. Niemal 40 lat minęło od odkrycia tego zjawiska do poznania jego mechanizmu.

Grzyby umieją wabić

W przypadku typowych grzybów drapieżnych mających formę glebowych pleśni (patrz ramka), naukowcy nawet nie za bardzo szukali tego typu substancji. Boczniak działa bowiem jak żmija, a typowy grzyb drapieżny – jak wąż dusiciel: grzybnia tworzy pętle i gdy znajdzie się w niej robak, pętla się zaciska. Monacrosporium doedycoides zajmuje to jedną dziesiątą sekundy. Pętle tworzone przez Orbilia oligospora nie zaciskają się aktywnie, ale są rozłożone gęsto, przez co nicień może się w nich śmiertelnie zaplątać. A całkiem dużo gatunków nie tworzy żadnych pętli, tylko łapie nicienie na lep.

Grzyb z rodzaju Arthrobotrys, prawdopodobnie Arthrobotrys oligosporus lub Arthrobotrys candida. Widoczne pętle zaciskające się, kiedy znajdzie się w nich robak.Bob Blaylock/WikipediaGrzyb z rodzaju Arthrobotrys, prawdopodobnie Arthrobotrys oligosporus lub Arthrobotrys candida. Widoczne pętle zaciskające się, kiedy znajdzie się w nich robak.

Jedne grzyby drapieżne są bardzo wybredne w doborze ofiar, inne łapią wszystko, co im się dostanie w strzępki – czy to będą wirki, czy szeroko rozumiane ameby. Być może ich mechanizmy są skrojone na konkretne gatunki. Żeby toksyny dostały się do ciała nicienia, musi mieć on odpowiednie rzęski. Wiadomo natomiast, że najczęstszymi ofiarami są nicienie.

W glebie jest ich bardzo wiele, ale ciesząc się mniejszą uwagą niż większe od nich dżdżownice, umykają codziennej obserwacji. Nie umykają jednak grzybom, bo te nie czekają biernie – czasem także je wabią. Uwalniają do gleby lotne związki pobudzające u nicieni apetyt lub pociąg seksualny. Nicienie, szukając źródła atraktantu, trafiają na sieci łowne.

Polscy mykolodzy nie dają się zaskoczyć

Wróćmy jednak do 3-oktanonu. Samo jego występowanie u boczniaka nie było zaskoczeniem. Podobne związki są powszechne u grzybów. Substancję tę wykorzystują do odstraszania ślimaków, larw czy nicieni, które chciałyby na nich żerować. Jak widać, w ramach ewolucyjnego wyścigu zbrojeń mechanizm obronny udało się przekształcić w mechanizm ataku, a zjadany sam stał się zjadającym (w tym boczniak też przypomina rosiczki.

Drapieżne zdolności boczniaka mogą zaskakiwać tych, którzy znają go głównie z kuchni. Niekoniecznie jednak zaskoczyły ich odkrywców. Grzyby polujące na nicienie to całkiem powszechne zjawisko – całkiem intensywnie badane, i to od lat, przez polskich mykologów. Wśród nich była m.in. Nelly Jarowaja.

Tytuł doktorski przyznał jej zaocznie Wydział Biologii Uniwersytetu Warszawskiego (w roku 1970), ale jej miejscem zatrudnienia był Instytut Przemysłu Cukrowniczego. Ta placówka była jak najbardziej zgodna z profilem badawczym Jarowej. Badała bowiem drapieżne grzyby pod kątem ich wykorzystania do walki z nicieniami zjadającymi buraki cukrowe. Odkryła nawet gatunki do tamtej pory nieznane. Po czasie okazało się, że niektóre były nieznane tylko dla nauki polskiej i uznano je za synonimy wcześniej opisanych gatunków, ale niektóre nadal noszą przy nazwie oznaczenie Jarow.

Podobne badania prowadził jej mąż – Andrzej Batko (1933–1997), najwybitniejszy chyba mykolog polski. On też odkrywał nowe gatunki, a jeden z nich nazwał Nellymyces, czyli grzybem Nelly. Małżeństwo nie przetrwało próby czasu, a lęgniowce, do których należy Nellymyces, nie są już uważane za grzyby, a chromisty. Nazwa Nellymyces jednak została.

Batkę interesowało jednak głównie wykorzystanie w zwalczaniu nicieni – a nawet bardziej owadów – zwłaszcza grzybów zwanych owadomorkami (przedstawiciele tej grupy są tak ściśle związane z ofiarami, że nie uważa się ich za drapieżne, ale pasożytujące). Był aktywny w czasach, gdy biologię uważano za naukę utylitarną, dającą podłoże rolnictwu czy weterynarii. Później, kiedy można było zająć się jej mniej aplikacyjnymi rejonami, nie porzucił jednak owadomorków. Rozwinął znacznie pola badań, łącznie z własnymi pomysłami statystyczno-matematycznymi zaprzęganymi do taksonomii.

Grzyby drapieżne

Większość znanych grzybów drapieżnych potocznie można określić jako pleśnie. Należą do różnych gromad, z których jedną nazwano zwierzomorkami (Zoopagomycota). Nie należą do niej owadomorki, ani tym bardziej muchomory. Nie wszystkie też zwierzomorki są drapieżne. Dość dużo drapieżnych grzybów należy do rzędu Orbiliales, zresztą początkowo łączonej ze zwierzomorkami, choć dziś są one uznane za odlegle spokrewnione. Orbiliales to workowce, a boczniaki to podstawczaki, a więc jeszcze inna grupa. W dawniejszych opracowaniach można znaleźć też opis gatunku Sommerstorffia spinosa, który żyje w wodzie na nitkowatych glonach. Pływające wśród glonów wrotki i orzęski odżywiają się, zasysając wodę z drobinkami. Kiedy jednak zassą końcówki plechy tego gatunku, z łowcy same stają się ofiarą. Sommerstorffia spinosa jest lęgniowcem, a więc dziś już nie można jej zaliczyć do drapieżnych grzybów, bo bliżej spokrewniona jest raczej z orzęskami.

W latach 60., gdy Jarowaja badała grzyby rokujące wykorzystaniem w biologicznej ochronie roślin uprawnych, popularnonaukowe opracowanie tematu grzybów mięsożernych opublikowała Bolesława Kawecka-Starmachowa (1902–1965). Była ona przedstawicielką pokolenia mykologów wykształconego jeszcze w przedwojennym środowisku botanicznym.

Podobnie jak Jarowaja, była żoną botanika – Karola Starmacha, jednej z ikon polskiej hydrobiologii. W odróżnieniu od kształconego na Moskiewskim Uniwersytecie im. W. Łomonosowa Batki nie mógł on liczyć na wsparcie władz PRL. Wręcz przeciwnie: jako działacz PSL trafił do więzienia. Pozostająca w jego cieniu żona mogła pozostać na wolności i uruchamiać zakulisowe działania.

W czasie totalitarnego terroru znajomości liczyły się bardziej niż kompetencje, ale to jednak kompetencje sprawiły, że Starmachowie mieli wśród znajomych biologów Teodora Marchlewskiego. Był on bratankiem Juliana, niegdyś jednego z przywódców międzynarodówki komunistycznej i mógł liczyć na przywileje władz. Dzięki temu Starmacha uwolniono i pozwolono na kontynuowanie badań – przy czym hydrobiologia ogólnie, a fykologia szczególnie, nie były wówczas dość bliskie programowi władzy. Wyznaczono mu więc badania ekologii stawów rybnych. Nie było zresztą nic nowego, bo na to samo pozwolono mu w czasie okupacji niemieckiej, po zwolnieniu z obozu w Dachau. Do zwolnienia zaś przyczyniły się znajomości w niemieckim środowisku hydrobiologicznym. Systemy totalitarne są do siebie podobne.

Rola obu mykolożek jako żon bardziej sławnych biologów może wskazywać na nierównowagę w pozycji zawodowej kobiet. Ale biologia jest w Polsce dziedziną nauki, w której proporcje kobiet i mężczyzn są od dawna wyrównane – nie tylko wśród studentów i badaczy, ale też na bardziej eksponowanych stanowiskach. Starmachowie byli wychowankami biologów-mężczyzn, ale już Andrzej Batko doktoryzował się pod promocją Aliny Skirgiełło (1911–2007), która niedługo później została pierwszą dziekaną nowo utworzonego Wydziału Biologii UW. Była już wówczas profesorką nadzwyczajną i współautorką podręcznika „Rośliny zarodnikowe”.

Większości bohaterów tego podręcznika dziś już nie zalicza się do roślin. W artykule Starmachowej lądowe grzyby drapieżne porównano do rosiczek i dzbaneczników, a wodne (dziś wiemy, że nie grzyby, a chromisty) do pływaczy i aldrowand. Dziś grzyby uważa się za znacznie bliżej spokrewnione ze zwierzętami niż roślinami. Są im bliższe nie tylko ewolucyjnie, ale też biochemicznie i fizjologicznie, a drapieżnictwo jest kolejną cechą wspólną.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną