Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Mirosław Gryń / pulsar
Środowisko

Szymon Malinowski: Dość już pogarszającego się klimatu

Podkast

Podkast 82. Szymon Malinowski: Geoinżynieria? Na razie uprawiamy geośmieciarstwo

Czy próbując schłodzić planetę, mamy prawo ręcznie redukować ilość promieniowania słonecznego dochodzącego do jej powierzchni? Jakie argumenty naukowe i etyczne przemawiają za, a jakie przeciw? Czy geoinżynieria musi być synonimem „zabawy w boga” czy „budzenia potwora”? Odpowiada prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery, dyrektor Instytutu Geofizyki Uniwersytetu Warszawskiego, szef Komitetu ds. Kryzysu Klimatycznego przy Prezydium PAN.

Czy możliwy jest nieograniczony wzrost na ograniczonej planecie? Nauka mówi, że nie. A przywódcy polityczni, społeczni i ekonomiczni wolą milczeć. [Artykuł także do słuchania]

|Adam Burakowski/Reporter|

Prof. Szymon Malinowski – fizyk atmosfery z Uniwersytetu Warszawskiego, szef Komitetu ds. Kryzysu Klimatycznego przy Prezydium PAN, popularyzator wiedzy o klimacie.

Media w styczniu donosiły: „Rok 2024 był najcieplejszy w historii”, „Rok katastrof klimatycznych”, „W 2024 temperatura przekroczyła próg 1,5°C”. Garstka zatroskanych badaczy i aktywistów, zapytana przez dziennikarzy, wyraziła zaniepokojenie. Kilku komentatorów z powagą pokiwało głowami. Rekord pobity. Było, minęło, czas zająć się pilniejszymi sprawami. Protesty garstki zdesperowanych młodych z Ostatniego Pokolenia? Chuligaństwo i brak odpowiedzialności. Redukcja emisji? Może źle wpłynąć na konkurencyjność. Katastrofa klimatyczna i środowiskowa? Przecież człowiek nie ma nic do klimatu, większość uważa, że zmienia się on w sposób naturalny. Zajmijmy się zarabianiem pieniędzy i wzrostem gospodarczym.

W ciągu ostatnich trzech lat, a szczególnie w ostatnim roku, obraz nadciągającej katastrofy klimatycznej i środowiskowej i dyskusja nad tym, jak jej zaradzić, zniknęły z radarów. Zorganizowana dezinformacja, chłopski rozum i „zdrowy rozsądek” triumfują. W 2025 r. „taki mamy klimat” w świadomości społecznej, w aktualnej polityce, w praktyce gospodarczej.

Opublikowany trzy miesiące temu „Global Risk Report 2025” Światowego Forum Ekonomicznego ujawnia obraz przyszłości w oczach ponad 900 liderów biznesowych, akademickich i politycznych. Autorzy badania, porównując wyniki ankiety z analogicznymi wynikami lat ubiegłych, piszą eufemistycznie o „malejącym optymizmie”. W perspektywie dwóch i dziesięciu lat odpowiednio 5 i 17 proc. respondentów dostrzega „bliskie zagrożenie katastrofą globalną”, a 31 i 45 proc. – „wstrząsy i rosnące zagrożenie”. W perspektywie dziesięciu lat w opinii 62 proc. respondentów ryzyko globalnej katastrofy jest zatem bliskie lub poważne. Dla kontrastu tylko 8 proc. uważa zagrożenie globalną katastrofą w perspektywie 10 lat za zaniedbywalnie małe.

Czego najbardziej obawiają się liderzy w perspektywie roku, dwóch i dziesięciu lat? W najkrótszym horyzoncie dla 23 proc. respondentów pierwszym zagrożeniem jest wielostronny konflikt zbrojny, dla 14 proc. ekstremalne zjawiska pogodowe, kolejne na liście są: globalna konfrontacja ekonomiczna, dezinformacja i polaryzacja społeczna. W perspektywie dwóch lat na pierwsze miejsce wysuwa się dezinformacja, na drugim pozostają zagrożenia zjawiskami ekstremalnymi, na kolejnych – konflikt zbrojny i polaryzacja. W perspektywie dziesięciu lat – w której większość respondentów zauważa możliwość globalnego kolapsu – krajobraz zagrożeń zmienia się gwałtownie. Pierwsze cztery miejsca zajmują kolejno: ekstremalne zdarzenia meteorologiczne, utrata bioróżnorodności i załamanie ekosystemów, krytyczne zmiany w systemie ziemskim, brak surowców naturalnych. Wszystkie cztery największe zagrożenia mają charakter środowiskowy, a kolejne, piąte, tym razem o charakterze społecznym, to dezinformacja.

Wielki skok

Z perspektywy klimatycznej lata 2023 i 2024 wysforowały się daleko przed czołówkę poprzednich rekordzistów. Rok 2025 dzielnie dotrzymuje im kroku. Każdy kolejny miesiąc, począwszy od sierpnia 2023 r., jest globalnie o ponad 1,5 st. C cieplejszy od okresu 1850–1900. Gdzieś między 2021 a 2024 r. coś niemal skokowo zmieniło się w systemie klimatycznym. Najlepiej daje się to zauważyć, jeśli spojrzeć na temperaturę powierzchni oceanów, szczególnie północnego Atlantyku.

Nowoczesne systemy obserwacji klimatycznych, takie jak zautomatyzowana flota tysięcy nurkujących czujników ARGO, obserwujące Ziemię satelity amerykańskie, europejskie, japońskie, chińskie i indyjskie, naziemne stacje pomiarowe, raportujące wyniki do ogólnodostępnych naukowych baz danych, umożliwiają szybkie śledzenie procesów zachodzących w atmosferze, oceanie i na lądach. Dzięki temu już pod koniec 2023 r. sformułowano pierwsze hipotezy na temat niezwykłego, skokowego ocieplenia niektórych rejonów oceanu. Jaki mechanizm za tym stoi?

Po długich negocjacjach w 2020 r. podpisano międzynarodową umowę istotnie redukującą maksymalną zawartość w paliwie dla transportu morskiego szkodliwej dla przyrody siarki. Statki kursujące wzdłuż głównych morskich szlaków handlowych zaczęły emitować istotnie mniej aerozolu siarkowego. Ten jednak ma tę cechę, że odbija promieniowanie słoneczne i „rozjaśnia” odbijające to promieniowanie niskie chmury. W rezultacie ocean pochłania dziś więcej energii promieniowania słonecznego niż kiedyś, co ogrzewa jego powierzchnię. Opublikowano już kilkanaście artykułów naukowych, które potwierdzają tę hipotezę. Okazało się, że jedna dosyć egzotyczna umowa międzynarodowa wywołała skutki klimatyczne mierzalne i obserwowalne na całym globie!

Ale przecież aktualne ocieplenie wywołane jest wzrostem zawartości gazów cieplarnianych w atmosferze, głównie wskutek spalania paliw kopalnych. Co mają do tego aerozole? Otóż bardzo wiele.

Prosty mechanizm

Nasza Ziemia „zanurzona” jest w strumieniu promieniowania słonecznego. Jego część (ok. 30 proc.) ulega odbiciu i tylko reszta zasila system klimatyczny. Możemy sobie wyobrazić, że „na wlocie” energii do systemu jest zawór (albedo, czyli zdolność odbijania światła przez daną powierzchnię), którego ustawienie reguluje dopływ energii. Z kolei „na wylocie” znajduje się drugi zawór, czyli efekt cieplarniany. Średnia temperatura systemu klimatycznego zależy od obydwu. Jeśli są ustawione tak, że bilans energii w systemie jest dodatni, planeta się ogrzewa. Jeśli jest ujemny, temperatura planety spada.

Otóż spalając paliwa kopalne, przymykaliśmy oba zawory, znacznie szybciej ten na wyjściu, ale trochę też ten na wejściu. W rezultacie ok. 1/3 wzrostu temperatury wskutek rosnącej zawartości gazów cieplarnianych zostało „zamaskowane” przez emisje aerozoli i wzrost albedo. Czas życia aerozoli w atmosferze jest bardzo krótki, więc bardzo szybko po spadku emisji maleje ich ilość, a zatem także albedo – zawór na wejściu się otwiera. Nie dotyczy to głównego długo żyjącego gazu cieplarnianego, którym jest dwutlenek węgla (CO2). W jego przypadku zaworu odkręcić szybko się nie da. Co gorsza, coraz cieplejsza powierzchnia oceanów i lądów dodatkowo zamyka ten mechanizm – coraz słabiej pochłaniają CO2 wyemitowane przez nas do atmosfery.

Rok 2024 charakteryzował się rekordowym wzrostem stężenia CO2 w atmosferze, o ponad 25 proc. większym niż poprzedni rekord. W rezultacie ciągle rosnących emisji gazów cieplarnianych, słabszego pochłaniania wyemitowanego przez nas CO2 przez oceany i ekosystemy oraz skutecznej walki o jakość powietrza skutkującej spadkiem emisji niezdrowych aerozoli, tempo gromadzenia energii w układzie klimatycznym wzrosło niemal trzykrotnie w stosunku do stanu sprzed 15 lat. Globalne ocieplenie przyspieszyło i dalej przyspiesza. Wzrost o 2 st. C to już nie perspektywa końca wieku, lecz dwóch, trzech kadencji.

Banalna matematyka

Jak to możliwe, że tego nie zauważamy i nie rozumiemy? Może dlatego, że cała nasza cywilizacja rozwinęła się w procesie walki z naturą, wydzierania jej kolejnych obszarów. My, ludzie, czuliśmy się mali i drobni wobec potężnych sił przyrody. To przekonanie ugruntowały tysiące lat rozwoju naszej cywilizacji. Ostrzeżenia, że to się zmienia – najpierw hipoteza Malthusa (we wzroście demograficznym widzącego drogę do głodu i nędzy), potem raport „Granice wzrostu” z 1972 r. – krytykowano, a nawet wyszydzano.

A zmiana zaszła niezwykle szybko, w ciągu stulecia. W sposób artystyczny pokazał to sędziwy David Attenborough we wspaniałym serialu „Życie na naszej planecie”. Liczby przedstawione w tym filmie są miażdżące. Od początku ludzkiej cywilizacji masa wszystkich organizmów żywych na planecie spadła o połowę. Z kolei masa wytworów człowieka jest istotnie większa niż całej żywej przyrody. Na szczycie „piramidy życia” jest inaczej. Masa wszystkich ssaków, wraz z ludźmi, wzrosła z ok. 200 mln ton kilka tysięcy lat temu do ok. 1080 mln ton, z czego 36 proc. to ludzie, 58 proc. ssaki hodowlane, 2 proc. dzikie ssaki na lądach, a 4 proc. w morzach i oceanach.

Wpływamy coraz bardziej na skład atmosfery, na obieg wody w skali globu, na cyrkulacje atmosferyczne, na obiegi azotu i fosforu. Zmiany w bilansie energii Ziemi spowodowane przez ludzi w ostatnich kilkudziesięciu latach są dziesiątki razy większe niż naturalne w tym okresie.

Jak do tego doszło? Matematyka stojąca za tym zjawiskiem jest banalnie prosta. Rośniemy – gospodarka, populacja, konsumpcja energii i materiałów – i chcemy rosnąć w tempie 3 proc. rocznie. To tempo oznacza podwojenie co jedno pokolenie (ok. 25 lat). Wyobraźmy sobie wielką planetę i dowolny zasób krytyczny, którego 10 proc. zużyliśmy od początku cywilizacji. Drobiazg, nie ma się czym przejmować. Po ćwierć wieku zużycie zasobów sięga jednak 20 proc., po kolejnym ćwierćwieczu – 40 proc. Od początku cywilizacji minęło tyle wieków, myślimy, nie te skale czasu. Mija kolejne ćwierćwiecze i na liczniku mamy 80 proc. Ups…

To tylko przykład. Nic nie działa dokładnie tak jak ten prosty model. Jednak raporty IPCC, IPBES oraz wielu innych instytucji alarmują, że nie radzimy sobie dobrze z zagrożeniem wywoływanym przez nas samych. Coraz więcej publikacji naukowych dowodzi, że nasza cywilizacja w obecnym kształcie jest katastrofalnie zagrożona. Wielu badaczy proponuje kroki, jakie należy podjąć, żeby zagrożenia te zminimalizować. Czy możliwy jest wykładniczy wzrost na ograniczonej planecie? Matematyka i prawa zachowania mówią wprost, że nie. Czy opowiadają o tym przywódcy polityczni, społeczni i ekonomiczni albo komentatorzy rzeczywistości, którzy stali się gwiazdami mediów? To niewygodna, trudna, a często nieznana prawda, nieobecna w dyskusji publicznej.

Konieczna próba

W raporcie „Economics of Biodiversity” Parthy Dasgupty z uniwersytetu w Cambridge, sporządzonym we współpracy z wieloma znanymi badaczami dla konserwatywnego brytyjskiego rządu Borisa Johnsona w 2021 r., znajdujemy słowa: „Nasze źródła utrzymania, gospodarki, dobrobyt zależą od naszego najcenniejszego dobra: Natury. Ludzkości nie udało się nawiązać zrównoważonego kontaktu z Naturą, nasze wymagania znacznie przekraczają jej możliwości dostarczenia nam dóbr i usług, na których polegamy. Nasz niezrównoważony stosunek do Natury zagraża dobrobytowi obecnych i przyszłych pokoleń. U podstaw leży głęboko zakorzeniona, powszechna niewydolność instytucjonalna. Rozwiązanie zaczyna się od zrozumienia i zaakceptowania prostej prawdy: nasze gospodarki i społeczeństwa są osadzone wewnątrz Natury, nie poza Naturą. Musimy zmienić sposób myślenia, działania i miary sukcesu”.

Jak uniknąć katastrofy, „ostatecznej recesji” zauważonej na horyzoncie przez respondentów ankiety z Davos? Jako przedstawiciel nauk przyrodniczych rozumiem prawa zachowania, energii, pędu, zasady termodynamiki. W gospodarce, ekonomii, życiu społecznym nie ma analogicznych zasad, nie ma prawa zachowania pieniądza, dobrobytu, szczęścia. Jeśli chcemy bezpieczeństwa, wody, żywności, stabilnej przyszłości, nie mamy innej możliwości, niż dostosować się do praw natury i szybko zlikwidować emisje gazów cieplarnianych, równolegle intensywnie chroniąc i restytuując przyrodę.

Jak to zrobić? Zgadzam się z premierem Donaldem Tuskiem, że „kończy się era naiwnej globalizacji”. Dużą część rachunku wystawionego przez tę erę, przez naiwne myślenie, że dobrobyt wzrośnie od eksternalizacji kosztów, także środowiskowych, przedstawiłem wyżej. Ankieta Światowego Forum Ekonomicznego i wiele innych dokumentów pokazują, że wiedza na ten temat jest szeroko rozpowszechniona wśród liderów ekonomicznych i społecznych, choć dominująca praktyka ją pomija.

Czy w czasie globalnych egoizmów, dezinformacji jesteśmy w stanie, jako Polska i Europa, coś zrobić, by zmienić kierunek rozwoju nastawiony na wzrost pchający nas w otchłań katastrofy? Moim zdaniem powinniśmy przynajmniej spróbować. Może zamiast chcieć więcej, jak inni, po prostu chcieć lepiej? Zamykać pola konkurencji prowadzące na manowce, otwierać nowe i na nich budować przewagi? Wspierać ze środków publicznych nie produkcję i wykorzystanie, lecz oszczędność energii i zasobów, zwłaszcza w kraju i na kontynencie, gdzie zasoby materialne są niewielkie?

Na granice wzrostu konkurencja natknie się dużo prędzej, niż myślimy – bądźmy w awangardzie. Współpracujmy z przyrodą dla ochrony przed powodziami i suszami, przed upałami i nawałnicami, jednocześnie chroniąc ją rozumnie i skutecznie, co pozwoli nam nadal korzystać z jej dobrodziejstw. Dość już pogarszającego się klimatu.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną