Shutterstock
Zdrowie

Sól himalajska: podlecza nas czy oszukuje

Od jakiegoś czasu zyskuje sporą popularność. Reklamowana jako wyjątkowo prozdrowotna, opisywana w samych superlatywach. Ile w tych zachwytach prawdy?

Zacznijmy od pochodzenia. Tak naprawdę z Himalajami nie ma wiele wspólnego. Wydobywa się ją w Pakistanie, w prowincji Pendżab, kilkaset kilometrów od Himalajów (kopalnia Khewra). Jej złoża są bardzo stare – powstały 500–600 mln lat temu, pod koniec proterozoiku. Zwykle ma barwę różową albo lekko pomarańczową, co wynika z obecności niewielkich ilości m.in. tlenków żelaza. Warto tu dodać, że obecność tych związków nie ma żadnego przełożenia na kwestie zdrowotne, ponieważ są one nierozpuszczalne w wodzie. Ba, nawet gdyby całe żelazo zostało wchłonięte, to zalecana dzienna dawka soli (5 g) dostarczyłaby niecałe 1,5% dziennego zapotrzebowania na ten pierwiastek. Sól ta faktycznie zawiera wiele pierwiastków śladowych, niektóre źródła mówią nawet o ponad 80, czyli 2/3 układu okresowego. Nawet jeśli tak jest, to większość z nich nie ma dla nas znaczenia biologicznego. Obliczono, że trzeba by spożywać ponad 100 g (!) soli himalajskiej dziennie, aby dostarczyć znaczącą ilość tych pierwiastków. Dobrze jednak, że niektóre z nich występują tam w tak niewielkich ilościach – metale ciężkie są bardzo szkodliwe dla człowieka. Australijscy badacze stwierdzili też, że w niektórych próbkach soli himalajskiej poziom rtęci i ołowiu przekracza dopuszczalne limity. Możemy też czasem przeczytać o tym, że sól ta zawiera niewielkie ilości jodu i to jej zaleta. Oczywista nieprawda. Jod stanowi na tyle ważny składnik naszej diety, że jego związki trafiają (w odpowiedniej ilości) do większości gatunków soli dostępnych na rynku.

Sprzedawcy soli himalajskiej są niezłymi specjalistami od PR – w końcu trzeba mieć jakieś uzasadnienie bardzo wysokiej ceny tego produktu. Dlatego możemy przeczytać o tym, że doskonale skrystalizowana sól himalajska jest nośnikiem informacji (!). Pozostawię to bez komentarza. Natomiast muszę skomentować opowieści o tym, że gdy porozkładamy kryształy soli himalajskiej w okolicach urządzeń elektronicznych, zmniejszymy ilość elektrosmogu w mieszkaniu. W materiałach marketingowych znajdziemy informację, że taka sól (m.in. w postaci lamp) neutralizuje promieniowanie elektromagnetyczne. Brzmi niesamowicie ciekawie, ale jest kompletnie sprzeczne z nauką.

Zawartość głównego składnika, czyli chlorku sodu, w soli himalajskiej pozostaje na zbliżonym poziomie do tego w soli kamiennej – wynosi do 98%. Niektórzy twierdzą, że jest bardziej słona niż kuchenna, choć efekt ten wynika raczej z wielkości kryształów (grubsze dłużej rozpuszczają się w ustach) – ale obie rozpuszczone w tej samej ilości wody mają taki sam smak.

Wiedza i Życie 6/2022 (1050) z dnia 01.06.2022; Obalamy mity medyczne; s. 2
Oryginalny tytuł tekstu: "Prozdrowotna sól himalajska?"

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną