Praca Margaret (Megan) Watts Hughes, wykonana za pomocą Eidofonu – wymyślonego przez nią urządzenia służącego do pomiaru siły dźwięku. Składał się on z ustnika kielicha, na który naciągnięta była gumowa membrana. Artystka pokrywała jej powierzchnię różnokolorowymi substancjami, które następnie – pod wpływem m.in. śpiewu, a więc wibracji – rozpryskiwały się, tworząc wzory obrazów. Dzięki uprzejmości Cyfarthfa Castle Museum and Art Gallery. Praca Margaret (Megan) Watts Hughes, wykonana za pomocą Eidofonu – wymyślonego przez nią urządzenia służącego do pomiaru siły dźwięku. Składał się on z ustnika kielicha, na który naciągnięta była gumowa membrana. Artystka pokrywała jej powierzchnię różnokolorowymi substancjami, które następnie – pod wpływem m.in. śpiewu, a więc wibracji – rozpryskiwały się, tworząc wzory obrazów. Dzięki uprzejmości Cyfarthfa Castle Museum and Art Gallery. domena publiczna
Człowiek

Kartezjusz nie jest taki zły

Nie da się wyjaśnić świadomości jako czegoś co „pojawia się”, gdy zachodzą bardzo złożone procesy neurologiczne – filozof Jan Hartman kontruje tezy Antonia Damasio.

Opublikowany przez pulsar fragment książki neurologa Antonio Damasio Błąd Kartezjusza. Emocje, rozum i ludzki mózg, skłonił mnie do skreślenia tych kilku uwag. Ich celem jest sprostowanie pewnego nieporozumienia odnośnie do filozofii Kartezjusza, a przy okazji – do potocznego pojmowania zagadnienia stosunku ciała do umysłu lub odwrotnie.

Domasio pisze: „jaźń jest ciągle na nowo odtwarzanym stanem biologicznym. Nie jest małym człowieczkiem – homunkulusem – ukrytym w twoim mózgu i kontemplującym bieg wydarzeń”. Z całą pewnością jaźń nie jest żadnym małym człowieczkiem, choć czasami tak bardzo się identyfikujemy z podmiotem poznania (tak się nazywa jaźń w standardowym języku filozoficznym) i tak bardzo myślimy o nim jako o sobie samym, że gotowi jesteśmy roić sobie, że jest on naszą jakby drugą, wewnętrzną osobą. Takiego sposobu myślenia można dopatrzyć się w platonizmie, gdzie czasami mówi się o „duszy rozumnej” w taki sposób, jak gdyby był to jakiś duszek zamknięty w ciele (a może raczej w czaszce), który po śmierci ulatuje w „zaświaty”, czyli – jak byśmy to dziś powiedzieli – opuszcza czasoprzestrzeń.

Z pewnością jednak nie można takiego naiwnego wyobrażenia przypisać Kartezjuszowi. Jego słynny dualizm nie polega na tym, że to, co dzieje się w umyśle nie ma żadnego połączenia z tym, co dzieje się w ciele. Wręcz przeciwnie, Kartezjusz podejrzewał, że kardynalną rolę odrywają w tym nerwy, a także stanowiąca część mózgu szyszynka. Zresztą każdy jakoś czuje, że myśli się głową i w sumie to nic wielkiego spekulować, co też się może w tej głowie dziać, gdy tak sobie myśli. Nie w tym wyraża się geniusz René Descartes. Wielkie filozoficzne dokonanie Kartezjusza polegało na tym, że słowo „Ja” (czy „jaźń”, jak kto woli) nigdy nie nazywa żadnego przedmiotu ani żadnego stanu rzeczy w świecie fizycznym. Inaczej mówiąc, „Ja” (duszy, umysłu) nie można zaobserwować jako czegoś poza nim. Nie jest więc ono żadnym „stanem biologicznym”, cokolwiek to znaczy. Nie da się go poznać ani przez mikroskop ani wydestylować w żadnej retorcie. Ba, cokolwiek poznajemy w ramach procedur naukowych z pewnością jest jakimś przed-miotem, czyli czymś, co „jest rzucone przed…” – od łacińskiego iacere, czyli „rzucać”, skąd obiectum, czyli właśnie „przedmiot”. „Ja” jest zaś nie-przedmiotem i nigdy nie jest poznawane jako przedmiot, a więc i naukowo. Gdy chcemy poznać siebie, swoje „Ja, to nie idziemy na prześwietlenie, tylko myślimy. Bo jaźń, a raczej podmiot, tak już ma, że istnieje w swoich czynnościach (aktach, jak to się w filozofii nazywa) i poprzez nie. Samo ich wykonywanie objawia jego istnienie i na nich polega. Dlatego nikt nie może, nie zaprzeczając sobie i nie popadając w absurd, powiedzieć „nie ma mnie”.

Tę osobliwość „Ja”, czyli podmiotu poznającego (ale także podmiotu chcącego czegoś, pytającego o coś, wątpiącego w coś itd.) oddaje powiedzenie Kartezjusza „myślę, więc jestem”. Jest to zdanie niewywrotne – nikt we własnym imieniu, w odniesieniu do samego siebie nie może podać go w wątpliwość. W istnienie świata niejako trzeba uwierzyć (a mianowicie, że nie jest złudzeniem), podczas gdy własne istnienie, czyli to, że się żyje, poznaje się wprost, uprzytamniając sobie cokolwiek. Bo właśnie w samym tym uprzytamnianiu sobie „Ja” egzystuje.

Praca Margaret (Megan) Watts Hughes, wykonana za pomocą Eidofonu – wymyślonego przez nią urządzenia służącego do pomiaru siły dźwięku. Składał się on z ustnika kielicha, na który naciągnięta była gumowa membrana. Artystka pokrywała jej powierzchnię różnokolorowymi substancjami, które następnie – pod wpływem m.in. śpiewu, a więc wibracji – rozpryskiwały się, tworząc wzory obrazów. Dzięki uprzejmości Cyfarthfa Castle Museum and Art Gallery.domena publicznaPraca Margaret (Megan) Watts Hughes, wykonana za pomocą Eidofonu – wymyślonego przez nią urządzenia służącego do pomiaru siły dźwięku. Składał się on z ustnika kielicha, na który naciągnięta była gumowa membrana. Artystka pokrywała jej powierzchnię różnokolorowymi substancjami, które następnie – pod wpływem m.in. śpiewu, a więc wibracji – rozpryskiwały się, tworząc wzory obrazów. Dzięki uprzejmości Cyfarthfa Castle Museum and Art Gallery.

Odkrycie, że podmiot nie da się sprowadzić do przedmiotu i poznać jako pewne „coś” (na przykład jako „homunkulus” wspomniany przez Damasio, nie oznacza, że do myślenia nie jest potrzebny mózg, a jedynie tyle, że myślenie nie jest zjawiskiem fizycznym czy fizjologicznym. Symfonia też nie jest zespołem drgań rozmaitych strun i rur, co nie znaczy, że takie drgania nie są konieczne, aby symfonia mogła istnieć jako realna, a nie tylko zaplanowana w nutach muzyka. Pytanie, jak się ma muzyka do swojej fizycznej podstawy jest kluczowe dla filozofii muzyki, a pytanie, jak się ma świadomość do mózgu i całej reszty ciała (i świata) jest kluczowe dla filozofii umysłu. W punkcie wyjścia wiemy tylko, że tej relacji nie da się scharakteryzować przez analogię do jakiegoś procesu fizycznego, który jest przecież z natury rzeczy czymś, co rozgrywa się pomiędzy przedmiotami. Tu zaś chodzi o podmiot. Nie mogę niestety w takim krótkim artykule opowiedzieć o tym, co wymyślono w kwestii stosunku ciała i umysłu (jako stosunku radykalnie różnego od relacji pomiędzy obiektami fizycznymi czy przedmiotami). Zależy mi jedynie na tym, aby wszyscy zrozumieli, że nie da się wyjaśnić świadomości jako czegoś co „pojawia się”, gdy zachodzą bardzo złożone procesy neurologiczne. Jest to tak samo dziecinne jak ów biedny homunkulus. Homunkulus miałby siedzieć w czaszce, a „fizjologiczny umysł” byłby może jakąś świetlistą aureolką wokół mózgu?

Badanie nad relacją ciała i umysłu (słowo „relacja” samo może już być zwodnicze!) opiera się na analizie związku podmiotowo-przedmiotowego (a nie związku przyczynowego!), co jest domeną dwóch sprzężonych ze sobą typów analizy filozoficznej: monadologii oraz fenomenologii transcendentalnej. Ta ostatnia zaś ma swoje długi u Kanta. Wszystko jednakże wywodzi się tutaj od Kartezjusza właśnie. I doprawdy nie można mu robić zarzutu z tego, że „tylko” postawił pytania, a nie dał na nie odpowiedzi. Kartezjusz żył w pierwszej połowie XVII wieku, gdy jeszcze trzeba było otrzepywać się z kurzu scholastycznych lektoriów!

Nie jest też sprawiedliwy ani względem Kartezjusza, ani tradycji filozoficznej w ogóle zarzut, że w kwestii percepcji i genezy świadomości pomijano rolę innych części ciała, sprowadzając całą fizjologię poznania do działania mózgu. Owszem słynny eksperyment myślowy z „mózgiem w słoiku” (nie wiem, skąd słowo „kadź” w tłumaczeniu książki Damasio) mówi jedynie o mózgu, lecz już dyskusja wokół tego zagadnienia (jak wspomina sam Damasio) rozszerza ów hipotetyczny „mózg” o wszystkie elementy niezbędne, aby ciało mogło być ciałem myślącym. Filozofowie XX czy XXI w. nigdy nie mieli wątpliwości, że myślimy nie tylko mózgiem. Nie znali za to żadnych szczegółów, a zresztą i sam Damasio, gdy przed trzydziestu laty pisał swoje dzieło, nie wiedział jeszcze, jak ważne są jelita. Wiedza o mózgu, układzie nerwowym i ciele ludzkim w ogóle rozwija się w spektakularnym tempie (czego nie można powiedzieć o filozofii).

Praca Margaret (Megan) Watts Hughes, wykonana za pomocą Eidofonu – wymyślonego przez nią urządzenia służącego do pomiaru siły dźwięku. Składał się on z ustnika kielicha, na który naciągnięta była gumowa membrana. Artystka pokrywała jej powierzchnię różnokolorowymi substancjami, które następnie – pod wpływem m.in. śpiewu, a więc wibracji – rozpryskiwały się, tworząc wzory obrazów. Dzięki uprzejmości Cyfarthfa Castle Museum and Art Gallery.domena publicznaPraca Margaret (Megan) Watts Hughes, wykonana za pomocą Eidofonu – wymyślonego przez nią urządzenia służącego do pomiaru siły dźwięku. Składał się on z ustnika kielicha, na który naciągnięta była gumowa membrana. Artystka pokrywała jej powierzchnię różnokolorowymi substancjami, które następnie – pod wpływem m.in. śpiewu, a więc wibracji – rozpryskiwały się, tworząc wzory obrazów. Dzięki uprzejmości Cyfarthfa Castle Museum and Art Gallery.

Badania nad procesami neurologicznymi i innymi procesami fizjologicznymi warunkującymi świadomość są bardzo ważne, tak jak ważna jest akustyka dla wiedzy o muzyce. Dzięki nauce o mózgu możliwe stało się na przykład odczytywanie życzeń osób sparaliżowanych. To niewiarygodny sukces nauki! Dzięki akustykom nagrania muzyki uzyskały nową, nieznaną wcześniej jakość. Jest jednakże czymś niedorzecznym pytać akustyka, czym jest muzyka i jaki jest jej stosunek do drgań akustycznych, a podobną niedorzecznością jest pytać neurologa, czym jest podmiot poznawczy. Neurolog w żadnej mierze się tym nie zajmuje ani na tym nie zna. Dobrze jednak, aby wiedział, co to znaczy, że się na tym nie zna – i to właśnie chciałem tu wyjaśnić.

Do myślenia potrzebny jest nam mózg, a także woda, powietrze oraz jakieś obiekty fizyczne, na których moglibyśmy zaczepić wzrok. Potrzebne jest całe mnóstwo rozmaitej materii – w ciele i poza nim. Ile tej, dajmy na to, wody jest potrzebne i co tam się dokładnie dzieje w mózgu, gdy na przykład liczymy barany albo piszemy artykuły – to jest samo w sobie bardzo ciekawe i ważne dla poznania przebiegu procesów poznawczych jako pewnych procesów w świecie. Jednakże procesy poznawcze to przede wszystkim akty i przeżycia podmiotowe, które dane są nam nie w obserwacji zewnętrznej (obserwacji świata), lecz w refleksji, czyli poprzez uświadamianie sobie naszych własnych przeżyć. Na początku XX w. Edmund Husserl, intelektualny spadkobierca Kartezjusza, opracował metodę komunikowania się z innymi na temat zawartości własnych przeżyć, pierwszy raz dając ludzkości narzędzie do intersubiektywnego (publicznego) poznawania zawartości umysłów, podczas gdy wcześniej potrafiono jedynie poznawać przedmioty i dyskutować o przedmiotach. Chętnie opowiem kiedyś o tym, na czym ten cudowny wynalazek Husserla polega. Dziś chciałem się tylko upomnieć o więcej szacunku dla Kartezjusza.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną