Bliscy nieznani
Oczywiście stwierdzenie, że nic nie wiemy, nie powinno być traktowane dosłownie. Spójrzmy np. na biologię. Dotychczas odkryliśmy i opisaliśmy już imponującą liczbę ok. 2 mln zamieszkujących Ziemię żywych organizmów i o niektórych z nich wiemy całkiem sporo. Wśród biologów panuje jednak przekonanie, że na naszej planecie żyje ponad 8 mln gatunków i wielu z nich możemy nie zdążyć nawet odkryć, zanim wyginą. W ciągu ostatnich lat naukowcy odnajdywali ok. 18 tys. nieznanych wcześniej stworzeń rocznie, choć do szerokiej opinii publicznej dotarły jedynie wieści o najbardziej niespodziewanych, dużych i żyjących niedaleko nas kilku lub kilkunastu gatunkach. Większość tych, które ciągle są do odkrycia, opisania i zbadania, to owady, mikroskopijne organizmy niewidoczne dla ludzkiego oka albo też mieszkańcy niedostępnych dla przygodnych turystów obszarów – głównie oceanicznych głębin. Co z oczu, to z serca, jak powiada stare porzekadło. Poszukiwanie nieznanych gatunków nie budzi więc, moim zdaniem, szerszego zainteresowania społecznego.
Amerykański ekolog Rob Dunn jest jednak przekonany, że obojętność ta może przemienić się w zaangażowanie, kiedy więcej ludzi zda sobie sprawę, jak mało wiemy nie tylko o życiu w dzikich i niedostępnych rejonach naszego globu, ale także o dzikich współlokatorach naszych domów. Większość mieszkańców krajów uprzemysłowionych spędza przeważającą część czasu w czterech ścianach swego domu lub biura, bezpiecznie – jak się im wydaje – odseparowana od dzikiej przyrody. Jednak – mówiąc obrazowo – ewolucja toczy się w najlepsze pod naszymi dywanami, w naszych łazienkach, kuchniach i w ścianach naszych domów. Jak się okazuje, dzika przyroda bynajmniej nas nie porzuciła i wiedza o tym, kto dzieli z nami mieszkania i miejsca pracy, może okazać się interesująca i bardzo przydatna. To temat stosunkowo nowy. Jak wspomina Dunn w artykule opublikowanym niedawno w „New York Timesie”, poważne badania ekosystemów naszych mieszkań rozpoczęły się dopiero w ostatniej dekadzie. On sam uczestniczył w „inwentaryzacji” stawonogów (owady, pająki i im podobne) zamieszkujących 50 domów w Karolinie Północnej. Spodziewano się zidentyfikować kilka tuzinów gatunków, a znaleziono ponad 1000. W innych badaniach, obejmujących 1000 domów w całych Stanach Zjednoczonych, natrafiono na dziesiątki tysięcy szczepów bakterii, w większości do tej pory nieopisanych, a w wielu przypadkach nieznanych wcześniej nauce. Podobnie było z licznymi, często nienazwanymi jeszcze grzybami (choć nie były to grzyby jadalne).
Dzieląca z nami nasze domy fauna i flora może być obojętna dla naszego zdrowia, zabójcza albo pożyteczna. Ma np. wpływ na aromat pieczonego chleba, smak domowego jogurtu i ogólnie na zapach i atmosferę domu. By poznać lepiej naszych niewidocznych współlokatorów, naukowcy musieliby wprowadzić się na dłużej do naszych domów i zakłócić poważnie naszą prywatność. Dlatego Dunn jest entuzjastycznym propagatorem naukowego pospolitego ruszenia – szerokiego programu badawczego, w którym uczestniczyliby także wszyscy zainteresowani laicy, wyposażeni w nowoczesne i tanie instrumenty naukowe w postaci choćby kamer i kieszonkowych mikroskopów. Zarejestrowane odkrycia byłyby przekazywane do centralnego banku danych i analizowane przez fachowców. Program taki już istnieje i został nazwany „Never Home Alone”. Wyobraźmy sobie radość, jaką może on przynieść pospolitym laikom, którym udałoby się odkryć np. nieznany gatunek pluskwy, później nazwany (w łacińskiej wersji) ich imieniem.