Lotus corniculatus, czyli komonica zwyczajna. Lotus corniculatus, czyli komonica zwyczajna. Shutterstock
Środowisko

Ubrania i przebrania, czyli jak ludzi mami krótkie słowo „lotos”

Zowią go świni pyskiem, wilczym zębem, kozim cyckiem. 365 twarzy mlecza
Środowisko

Zowią go świni pyskiem, wilczym zębem, kozim cyckiem. 365 twarzy mlecza

Wśród biologów krąży żart: kokos to ssak, bo ma mleko i włosy. Ale i z klasyfikacją pospolitych mleczy czy mniszków są kłopoty. Wielu botaników nie do końca orientuje się w jej zawiłościach. 

Przepędzanie czarta z ostu, czyli co właściwie jadał Kłapouchy w Ponurym Zakątku
Środowisko

Przepędzanie czarta z ostu, czyli co właściwie jadał Kłapouchy w Ponurym Zakątku

Rozziew między nazewnictwem stosowanym przez zawodowych botaników i tak zwanych zwykłych ludzi może być źródłem poważnych nieporozumień oraz uszczerbków na dumie narodowej. 

Dobrze karmią, ale trzeba wiedzieć, kiedy ich sobie odmówić. Uwodzą zapachem, ale mogą nim odebrać zmysły. Jedne są krzakiem, inne drzewem, jeszcze inne zdobią wodę. Czy jest między tymi roślinami gatunkowe pokrewieństwo? To zależy. Głownie od tego, kto na nie patrzy.

Pojawia się już w antycznej literaturze, poczynając od „Iliady” i „Odysei”. W pierwszej jest wyborną rośliną paszową. W drugiej – drzewem, którego owocami i kwiatami odżywiają się tajemniczy Lotofagowie. W Biblii wzmiankowany jest jako drzewo dające cień Behemotowi, czy też hipopotamowi. W Koranie oznacza granicę Siódmego Nieba. Znany jest też w kulturze Indii i szerzej buddyzmu, a z niej przedostał się do symboliki jogi i medycyny chińskiej. Jego owoce – a w pewnej postaci także kwiaty czy kłącza – są nadal produktem spożywczym: w Chinach uprawy jego odmian jadalnych zajmują 300 tys. hektarów

Na Zachodzie to jedna z ważniejszych roślin ozdobnych w oczkach wodnych. Na jej liściach nie utrzymuje się brud i woda, co starają się imitować inżynierowie, projektując niebrudzące się powłoki. Nazwę tej rośliny pożyczyły różne firmy, choćby gdański dystrybutor paliw naftowych. Aż trudno uwierzyć, że mowa o jednym gatunku. I słusznie: różne jego opisy dotyczą różnych roślin.

Czy wąchanie grozi opętaniem (i dlaczego niekoniecznie)

Już starożytni przyrodnicy zauważali, że można wyróżnić trzy rodzaje lotosu – zielny, drzewiasty i wodny. Również porównywanie źródeł z odrębnych kultur jest ryzykowne. Tłumacze Biblii, tak jak raz potwora mogą nazwać hipopotamem, a raz Behemotem, tak mogą inaczej określić lotos. W czasach przed powstaniem Międzynarodowego Kodeksu Nomenklatury Botanicznej nie było gwarancji tożsamości nazw z różnych języków.

Dzisiejsi botanicy za Linneuszem na oznaczenie pewnego rodzaju roślin wciąż używają nazwy Lotus. Najwyraźniej tego, który u Homera był lotosem zielnym, kwietnym lub pastewnym. Polscy naukowcy wobec tego rodzaju używają nazwy komonica. Na naszym terenie występuje kilka gatunków tak rozumianego lotosu, przy czym komonicę zwyczajną zapewne widział każdy. Rośnie bowiem na łąkach, ale jest także jedną z roślin najczęściej spotykanych na trawnikach, i to nie tylko tych utrzymywanych jako łąki kwietne. Komonica ma żółte, motylkowate kwiaty i jest podobna do koniczyny i lucerny, ewentualnie groszku.

Jej krewniakiem jest nostrzyk, znany w świecie naukowym jako Melilotus, co dosłownie można tłumaczyć jako „miodolotos”. Mamy kilka jego gatunków o kwiatach białych lub żółtych. Z reguły są one bardziej okazałe niż komonica. Nazwa Melilotus również sięga antyku i była stosowana jako doprecyzowanie gatunkowe. Co ciekawe, po czesku Melilotus to komonice.

Wszystkie te gatunki można określać jako zielne i kwietne, ale też pastewne. Podobnie jak koniczyna i lucerna są bowiem bogate w białko, co instynktownie cenią sobie zwierzęta gospodarcze. Z drugiej jednak strony wydzielają więcej olejków eterycznych, co jest sygnałem, żeby nie przesadzać z ich konsumpcją, bo zawierają też trochę substancji toksycznych. Roślinożercy muszą balansować między łakomstwem a obawą przed zatruciem. Tradycyjnym sposobem rozkładu substancji toksycznych jest suszenie na siano, nowszym produkcja kiszonek.

Czasami, zwłaszcza w upał, lotosy i ich krewni pachną tak intensywnie, że i człowieka może to przyprawić o mdłości i ból głowy. O niektórych krążą ludowe opowieści, np. że zaśnięcie wśród w słoneczny dzień nich może skończyć się w najlepszym wypadku opętaniem przez południce, bo możliwe jest też zaśnięcie na wieki. Pszczoły, a zwłaszcza trzmiele, sygnał zapachowy odczytują pozytywnie, bo jest nieco miodowy. Zauważył to choćby Arystoteles. Grecy z kwietnych gatunków lotosu pletli zresztą wieńce (dziś w Polsce jednym z najczęściej w tym celu stosowanych kwiatów jest pokrewna im koniczyna), z ich olejków przygotowywali maści i pachnidła.

Melilotus, czyli nostrzyk.ShutterstockMelilotus, czyli nostrzyk.

Starożytni Grecy, a za nimi Rzymianie, u jednych gatunków podkreślali funkcję pastewną, u innych ozdobną. Marcin z Urzędowa, lekarz hetmana Jana Tarnowskiego, ale przede wszystkim jeden z pierwszych polskich botaników, w „Herbarzu polskim” przywołuje opinię Teofrasta, że „rodzáie Lotos źiela są bárzo różne” (w tamtych czasach nazw łacińskich nie wyróżniano kursywą, lecz antykwą, podczas gdy zwykły tekst drukowano gotykiem). Jako podstawowe opisuje Lotos sativa, co można tłumaczyć jako „lotos siewny”. Po polsku jednak nie zachowuje nazwy lotos, ale podaje Máły Nostrzek i przywołuje – za Pliniuszem – Homerowy opis tego ziela miłego bogom.

U kolejnego botanika – Syreniusza, czyli Marcina Syreńskiego – również nie ma polskiej nazwy „lotos”. Pojawiają się natomiast nazwy łacińskie Lotus i Melilotus. Najważniejszy jest Lotus nobilis , znany także jako Melilotus vera. Dosłownie to „lotos szlachetny” lub „miodolotos prawdziwy”, Syreniusz jednak przyjmuje mniej spektakularną nazwę: „komonica włoska”. Nazwa gatunkowa jest tu znacząca, bo zioło to nie występowało w środkowej Europie – jedyne znane stanowiska znajdowały się pod Neapolem. Co innego komonica spolna (swojska), również znana jako nostrzyk, czyli Lotus urbana lub Melilotus nostras communis, która „roście pospolićie u nas”, podobnie jak Melilotus Germanica, czyli komonica pachniąca, znana też jako konicz. Kolejni badacze nazwę lotos zaczęli przenosić na kolejne podobne gatunki, także rosnące na Syberii czy w Indiach, a więc raczej nieznane Homerowi.

Czy Lotofagowie wchłaniali przybyszy (i dlaczego właściwie nie istnieli)

Niektóre gatunki komonicy i nostrzyka osiągają formę półkrzewu, a z wiekiem ich pędy twardnieją. Trudno jednak uznać je za drzewa. Tymczasem wiele źródeł antycznych mówi o lotosie krzewiastym lub zgoła drzewiastym. Opis Homera pojawia się w kontekście Lotofagów. Ich dieta ograniczała się do kwiatów i owoców drzewa lotosowego. Byli więc weganami, niemal frutarianami. Ten nietypowy tryb życia zdeterminował ich postrzeganie tak bardzo, że nie jest znana żadna nazwa własna ich plemienia inna niż ta, którą można dosłownie tłumaczyć jako Lotosożercy. O atrakcyjności owoców lotosu wspomniała także Kasandra, co – gdyby tylko taki symbol był znany Achajom – powinno w głowie każdego zapalić czerwoną lampkę. Ewidentnie miały one właściwości narkotyczne, bo nie tylko zniewalały miodowym smakiem tak, że odechciewało się innego pokarmu, lecz także odbierały pamięć. Przybysz ugoszczony przez Lotofagów zostawał na zawsze jednym z nich. Trzeba było przebiegłości Odyseusza, żeby uniknąć tego losu.

Lotofagowie przeszli do przysłów i późniejszej kultury. Zupełnie na serio nawiązywali do nich Herodot, Eratostenes, Teofrast, Pliniusz, Owidiusz czy Strabon, umiejscawiając ich w Trypolitanii lub na wyspie Dżerba. Już bardziej metaforycznie pisali o nich także późniejsi twórcy jak Torquato Tasso, Alfred Tennyson czy Nick Cave.

Tyle że Lotofagowie nie byli bytem politycznym. Kiedy podbijano ziemie rzekomo im przynależne, dotyczyło to faktycznie Kartaginy. Opis ich rośliny żywicielskiej również jest zatem nie do końca pewny. Jej owoce miały być słodkie, ale niezbyt duże. Miano produkować z nich również wino. Niektórzy zaświadczali, że drzewo lotosowe jest cierniste. To zapewne skłoniło niektórych tłumaczy Biblii do utożsamiania go z różnymi wymienionymi w niej krzewami o takiej cesze. Według nich jego owoce miały być smaczne, choć niezbyt słodkie. Zjadali je bezpośrednio tylko niewolnicy, a dla obywateli przeznaczano je w przetworzonej formie. Herodot uznał, że są dwa gatunki lotosu – rosnące na zachodzie regionu dziś należącego do Libii i Tunezji – drzewo Lotofagów i lotos cyrenejski na wschodzie.

Ziziphus lotus, czyli głożyna afrykańska.ShutterstockZiziphus lotus, czyli głożyna afrykańska.

Różni późniejsi botanicy próbowali dopasować do tego opisu podobne do mirtu, ale cierniste krzewy rosnące na południowym wybrzeżu Morza Śródziemnego. Linneusz przytacza kilka takich przykładów, m.in. jeden z gatunków wiązowca, który nazwał ostatecznie południowym. Ostatecznie epitet gatunkowy lotus zdecydował się zachować dla dwóch takich krzewów. Pierwszy to hurma kaukaska, dla której spośród różnych funkcjonujących w ówczesnych zielnikach nazw wybrał Diospyros lotus (owoce jej różnych gatunków są znane obecnie jako persymona czy kaki). Drugi – jeden z szakłaków, opisany jako Rhamnus lotus. Niedługo potem Lamarck przeniósł go do rodzaju Ziziphus i dziś właśnie nazwa Ziziphus lotus jest powszechnie uznawana za obowiązującą. Po polsku Ziziphus to głożyna, a Ziziphus lotus to głożyna afrykańska. Jej bliskim krewniakiem jest sztandarowe biblijne drzewo cierniowe znane w Polsce jako głożyna cierń Chrystusa. W grę wchodzi jeszcze trzeci gatunek – głożyna pospolita, czyli jujuba.

Czy lilia wodna należy do rodziny (i dlaczego to pomyłka)

Na drzewie Lotofagów i jego bliskim krewniaku antyczna historia drzewiastego lotosu się nie kończy. Niektórzy twierdzą, że użycie do rzeki zapomnienia nazwy Lete było grą słów nawiązującą do żółto kwitnącego ziela. Podobna zbieżność pojawiła się w micie o nimfie Lotis. Przynajmniej raz zamieniła się ona w drzewo lotosu, unikając natarczywych zalotów bożka Priapa. Kamuflaż był bardzo dobry, bo drzewo zakwitło, co skłoniło niejaką Dryope do zerwania kwiatów, nie był jednak całkowitą przemianą. Zraniona gałąź uroniła krew, a Lotis zachowała zdolność odczuwania żądzy zemsty i magiczną moc, dzięki której w drzewo zamieniła również Dryope. Według Owidiusza kwiaty były purpurowe, co niezbyt jednak pasuje do głożyny. Niewiele też wiadomo o owocach tego lotosu, poza tym, że lepiej ich nie zrywać.

Drzewem – w odróżnieniu jednak od poprzednich ogromnym – jest Drzewo Lotosu Ostatniej Granicy wymienione w Koranie, pod które archanioł Gabriel doprowadził Mahometa. Jego świeckim pierwowzorem może być głożyna cierń Chrystusa, jednak wersja niebiańska jest pozbawiona cierni, a cień jednego jej liścia okrywa całą ludzkość czekającą na Sąd ostateczny.

Ewidentnie oba Homeryckie lotosy to zupełnie różne rośliny, czy właściwie grupy roślin, które raczej trudno łączyć. Jedne to – nawet jeżeli z reguły nieduże – jednak drzewa. Drugie to rośliny zielne, które dziś zaliczamy do rodziny bobowatych. W czasach Linneusza lotosem nazywano również bardziej krzewiastych przedstawicieli tej rodziny, dziś zaliczanych do rodzaju żarnowiec, czyli formę pośredną.

Rodzina bobowatych swoją nazwę wzięła od jednego ze swoich przedstawicieli, którego owoce są jadalne. Ten fakt wystarczył, aby bobem wodnym nazwać roślinę w żaden sposób z nim czy komonicą niespokrewnioną – rosnącą w wodzie, której owoce również nadają się do spożycia. Właściwie to nawet częściej zapominano o jej wodnym charakterze i nazywano bobem egipskim (faba aegyptia). Wiązanie jej z bobem może być zaskakujące dla osoby ze współczesnym wykształceniem, ale w sumie równie zaskakująca jest powszechnie znana jej nazwa potoczna, czyli lilia wodna.

Lilie wodne różnych gatunków nie mają poza okazałymi kwiatami nic wspólnego z liliami, i równie dobrze – czy właśnie niedobrze – mogłyby być nazwane wodnymi orchideami czy różami. W egipskich rozlewiskach Nilu w czasach antycznych rosły różne gatunki „lilii wodnych”. Jeden z nich dziś nazywa się po polsku grzybieniami egipskimi (nazwa ta to plurale tantum, czyli występująca wyłącznie w liczbie mnogiej, jak drzwi czy spodnie), a Linneusz przypieczętował nazwę Nymphaea lotus.

Czy jajko twarde dało smak roślinie (i dlaczego można tak powiedzieć)

To jest właśnie trzeci rodzaj lotosu występujący w tekstach antycznych, przy czym tu z reguły dodawano epitet „wodny”. Niektórzy autorzy już wtedy wskazywali na drobne różnice między bobem egipskim a lotosem egipskim, ale też na podobieństwa, które sprawiały, że łatwo je pomieszać. Oba gatunki miały zastosowanie kulinarne.

U Syreniusza pojawia się Lotus Ægyptiaca pod polską nazwą marzaniec albo lilia wodna eypska (zapewne literówka) o orzechach „smáku iáko żółtek iáiá twárdego”. Jest jeszcze trzeci gatunek o jadalnych owocach, nazywany lotosem indyjskim. Zgodnie z nazwą pochodzi z nieco dalszego Wschodu, a w Egipcie pojawił się prawdopodobnie dopiero wraz z Asyryjczykami i upowszechnił po podboju perskim. W starożytności był równie jak grzybienie popularny na Bliskim Wschodzie i niektórzy twierdzą, że to właśnie on jest bobem egipskim. Później jednak jego uprawa w tym rejonie zanikła i jego zasięg wrócił do pierwotnego. Obecnie uprawiany jest głównie w Chinach, ale zdarza się to też w innych rejonach świata, w tym we Włoszech, a anglojęzyczna nazwa handlowa to właśnie lotus.

Nymphaea lotus, czyli grzybienie egipskie.ShutterstockNymphaea lotus, czyli grzybienie egipskie.

Kolejnym egipskim lotosem wodnym są grzybienie błękitne (Nymphaea nouchali var. caerulea). Ze względu na niebieską barwę uważa się, że to one są najczęściej uwiecznianym w staroegipskiej sztuce gatunkiem lotosu. A motyw ten był częsty, bo pełnił funkcję godła Górnego Egiptu. Kapitele egipskich kolumn czy puchary często właśnie płaskorzeźbione są w ten ornament, a moda ta sięgnęła także Izraela. W przypadku tego gatunku ważny jest nie tylko wygląd, lecz także właściwości lekko narkotyczne, które wykorzystywali kapłani, a które mogłyby budzić skojarzenie z Lotofagami mającymi żyć niewiele dalej na zachód.

Podobieństwo między grzybieniami błękitnymi a lotosem indyjskim polega nie tylko na wyglądzie, ale też funkcji kulturowej. Jeden był świętą rośliną w starożytnym Egipcie, drugi jest taką w kulturze Indii i jej orbicie. Lotos jest świętą rośliną hinduizmu i kilku religii z niej wyrosłych, na czele z buddyzmem. Na lotosowym tronie można jednak zobaczyć nie tylko podobizny Buddy czy Brahmy, ale też Jezusa oraz krzyż św. Tomasza.

Pozycja lotosu to jeden z ważniejszych atrybutów wschodniej medytacji. Ponieważ w górskich klasztorach buddyjskich Junnanu mógł być problem z dostępem do oryginału, jego rolę odgrywał tam jeden z gatunków bananowca o odpowiedniej aparycji, nazwany przez to złotym lotosem.

Nelumbo nucifera,, czyli lotos indyjski.ShutterstockNelumbo nucifera,, czyli lotos indyjski.

Możliwe, że właśnie to sprawiło, że obecnie lotos jest najczęściej kojarzony nie z rośliną pokrewną koniczynie czy drzewem Lotofagów, a z jakąś odmianą lilii wodnej. Dotyczy to nie tylko laików. W polskiej botanice nazwę lotos nosi rodzaj Nelumbo, którego przedstawicielem jest Nelumbo nucifera, czyli lotos indyjski (botanicy preferują nazwę lotos orzechodajny). Ku ich zgryzocie akwaryści albo ogrodnicy urządzający oczka wodne, grzybienie egipskie nazywają lotosem tygrysim. Co prawda w czasach Linneusza nazwy Nymphaea i Nelumbo były używane wymiennie, a gdy ktoś się decydował na ich rozróżnianie, to zakładał, że są swoimi najbliższymi krewnymi. Dziś jednak wiadomo, że są to tylko powierzchowne podobieństwa, za którymi nie stoi pokrewieństwo genetyczne.

Pamięć o pozostałych wersjach lotosu wyblakła i zapewne niejedna osoba, czytając „Odyseję”, wyobraża sobie Lotofagów jedzących jakiś gatunek grzybieni, bo przecież prawdziwy lotos naturalnie nie występował tak daleko na zachód.

Czy rodzinny dom Owidiusza coś wyjaśnia (i dlaczego rozczarowuje)

Polski eseista Jerzy Stempowski, żyjąc na emigracji, próbował zrekonstruować tożsamość lotosu. Najbardziej interesował go ten od Dryope. W tym celu wybrał się do rodzinnej miejscowości Owidiusza. Sądził, że tubylcy wskażą mu odpowiednie drzewo. Przekonał się jednak, że wbrew temu, czego można oczekiwać po przejrzeniu pracowicie zebranych przez etnobotaników ludowych nazwy roślin, ich znajomość jest znikoma. Okazało się, że miejscowi nie widzą istotnych różnic między poszczególnymi kandydatami i każdy jest po prostu krzakiem bez szczególnej nazwy. W końcu Stempowski doszedł do wniosku, że w sumie to dociekanie mija się z celem, bo dla starożytnych różnice gatunkowe nie były tak istotne, jak dla nas. Ważne było, że jedno drzewo to przemieniona Lotis, a drugie to Dryope i nieistotne czy to ten sam gatunek, czy inny. Być może ma rację co do Owidiusza, który nazwał swoje dzieło – było nie było – „Przemianami”, ale Arystoteles czy Teofrast chyba by się z nim nie zgodzili.

W jednym ma jednak rację – upieranie się dzisiaj, że lotos Homera czy Owidiusza, a nawet Herodota czy Arystotelesa to ten, czy inny gatunek zapisany zgodnie z Kodeksem Nomenklatury Botanicznej, ma mało sensu.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną