Teleportacja à la Che
Nie rzuca szamańskich zaklęć w przestrzeni Hilberta, nie chce się zamknąć i rachować, szuka piękna. Także w sztuce. „Nauka i sztuka to jest dokładnie to samo. Nie widzę żadnych różnic”. Posłuchaj podkastu – spotkania z autorem opowiadania.
– Che przedzierał się przez boliwijską dżunglę zarażony malarią, z potworna biegunką, ale zawsze dbał, aby jego cygara były suche. Bo widzisz, on dobrze rozumiał, że kubańskie cygara mają fundamentalne znaczenie dla udanej partyzantki. Nigdy o tym nie zapomnij, mój drogi… O czym to mówiłem?
Demon wypuszcza dym prosto w moją twarz. Zaciągnął mnie na Sentosę, singapurską wysepkę z kiczowatymi atrakcjami plażowymi, żeby powiedzieć coś ważnego. Ale przez ostatnie dwie godziny nawija o zgniłym kapitalizmie i potrzebie ogólnoświatowej rewolucji proletariackiej. Ubrany w hawajską koszulę i panemskie laczki odsłaniające jego zakrzywione, pożółkłe pazury, irytuje mnie do potęgi entej. Gdyby nie Cuba libre, zadusiłbym go gołymi rękami.
– Mówiłeś coś o marksizmie i leninizmie – przypominam.
– A, tak. Ale do rzeczy, do jutrzejszej nocy.
– Do jutrzejszej nocy?
– Tej, kiedy kradniemy diamenty Eduardo Saverina za pomocą kwantowej teleportacji. Czas naprawić ten łez padół – mówi z filozoficzną zadumą i naciska wyimaginowany spust.
– Bang, bang!
***
Hawker przy ulicy Smith to wielopiętrową jadłodajnia, skąpana w świetle neonów, z niekończącymi się rzędami zielonych i czerwonych plastikowych stolików i przymocowanych do nich na stałe stołków. Demon ssie przez rurkę Milo dinozaur, lokalną wersję kakao, zagryzając to hokkieńskim makaronem z owocami morza i wieprzowiną. Przebrał się w swój różowy garnitur od Armaniego.
– Tak, dobrze mnie zrozumiałeś, potrzebujemy chińskiej dziewczyny. Nasz Eduardo jest zagorzałym fanem orientu – tłumaczy.
– Okej, da się zrobić. Ale po co?
– Masz jakaś serwetkę? – pyta z cwaniackim uśmieszkiem.
Wkładam rękę do kieszeni, ale on pstryka palcami i serwetka materializuje się w jego dłoni.
– Słuchaj uważnie. Każdy atom w twoim ciele jest w zasadzie kwantową informacją i niczym więcej. Pewnie, łatwiej jest o nim myśleć jak o rzeczywistym obiekcie, ale wiemy już, że to bzdety.
– Co ty nie powiesz! – krzywię się na wspomnienie kaca po sesji w barze „Żywy trup”.
– Nie przejmuj się, będzie tylko gorzej – chichocze Demon. – Gdzie skończyłem?
– Na rabowaniu diamentów.
– A tak. Ćwierć wieku temu paru kolesi – Charles Bennett, Gilles Brassard, Claude Crepeau, Richard Jozsa, Asher Peres i William Wooters – potraktowało nierealność atomów poważnie i pokazało jak teleportować kwantową informację.
– Jak w „Star Treku”?
– Bardziej jak w tym filmie „Mucha” z Jeffem Goldblumem.
– To się dobrze nie skończyło… – W procesie teleportacji Jeff przez przypadek zmieszał DNA muchy i własne. Zaczynam się pocić.
– Wszystko będzie okej, nic się nie martw – Demon szczerzy zęby. – Bennett i reszta dowiedli, że jeśli tylko masz dostęp do kwantowego splątania, możesz przesyłać kwantową informację na dowolną odległość bez przemieszczania atomów…
– Zaraz, zaraz! – przerywam mu. – Co to znaczy, że wszystko będzie okej?!
– Bo ja jestem mózgiem tej operacji, a ty żołnierzem. Będziesz kwantowym Robin Hoodem, proletariackim bohaterem, zbawcą uciśnionych. Czyż nie jest to warte twojego życia?
– Życia?!
Demon patrzy mi głęboko w oczy i ściska moje ramię. – Zaufaj kwantowej teleportacji!
Przytakuję zrezygnowany.
– Potrzebujemy kwantowego splątania, które jest wyjątkowo dziwacznym stanem atomowym z tak silnymi korelacjami, że Einstein nazwał go „upiornym oddziaływaniem na odległość”.
– To nie brzmi dobrze – kręcę głową.
– E tam, Einstein jak zwykle przesadził. Ale to prawda, że dwa splątane atomy A i B zachowują się tak, jakby były połączone niewidzialną struną, niezależnie od dzielącej je odległości. Tak jakby stan atomu A natychmiast reagował na stan atomu B i na odwrót. Wyobraź sobie, że podnoszę szklankę whiskey do ust w Tokio i jestem stuprocentowo pewny, że ty robisz to samo z twoją hipsterską latte w Nowym Jorku.
Pokazuje środkowy palec. Ale Demon już rysuje na serwetce dwa splątane atomy, A i B.
– Do atomu A w Nowym Jorku dołóż jeszcze jeden, C, który niesie w sobie pewną informację kwantową. Bennett i jego kumple pokazali, że jeśli sprytnie dokonamy pomiaru kwantowego na atomach A i C, a następnie krótkiej klasycznej, telefonicznej wymiany informacji między Nowym Jorkiem i Tokio, to informacja kwantowa niesiona przez atom C pojawi się na atomie B.
– I cóż w tym dziwnego? Mogę ci przecież opisać kwantową informację zakodowaną w atomie C przez telefon – mówię i widzę jego uśmieszek. Pewnie znowu czegoś nie skumałem.
– Znowu nic nie kumasz – potwierdza moją myśl Demon.
– Czyżby? – trzymam fason.
– Informacja przekazywana przez telefon to tylko wyniki pomiaru na atomach A i C, które daje się opisać skończoną liczbą zer i jedynek.
– No i co z tego?
– Ha, i tu cię mam! Opis informacji kwantowej atomu C wymaga nieskończonej liczby zer i jedynek. Podobnie jak liczba pi wymaga
nieskończonej liczby cyfr do jej opisu – mówi Demon, wciąga resztki hokkien mee i beka.
– Czyli przekazując przez telefon skończoną ilość informacji klasycznej i używając kwantowego splątania możemy w efekcie przesłać kwantową informację równoważną nieskończonej informacji klasycznej, tak?
Demon kiwa głową i wysysa przez słomkę resztkę milo dinosaur. – Muszę dodać, że w kwantowej teleportacji atom C zostaje w Nowy Jorku.
– Ale jak to się ma do kradzieży diamentów i dlaczego okradamy Saverina, a nie Bezosa? – Demon zastyga, co znaczy, że trafiłem w dziesiątkę.
– Facet zrobił niewyobrażalną fortunę nie przepracowawszy w życiu choćby jednego dnia. Saverin jest kułakiem i naszym moralnym imperatywem jest oddanie naszym towarzyszom tego, co im odebrał. Na Bezosa przyjdzie czas. Viva la Revolución! – Demon potrząsa wzniesiona pięścią.
***
Siedzimy w obskurnym hotelu przy ulicy Aliwal. Obaliliśmy już prawie dwie butelki Yamazaki, a że Demon wypalił właśnie czwartego churchila, w powietrzu można powiesić siekierę.
– Belzebubie drogi, przejdźmy jeszcze raz przez nasz… to znaczy przez twój plan – proponuję. – Wysyłamy Saverinowi dziewczynę jako podarunek od Zucka. Dwanaście godzin różnicy między Singapurem i USA wyklucza jakąkolwiek komunikację pomiędzy Zuckiem i Eduardo. Tak?
– Tak jest, towarzyszu! – salutuje Demon.
– Chinka rozpuszcza tabletki nasenne w szampanie Eduardo i kiedy ten zapada w sen, zakłada mu na głowę twoje demoniczne urządzenie – rzucam okiem na zwój kabli, mikroprocesorów i magnesów przyklejonych taśmą do żółtego kasku ochronnego budowlańców. – Zakładam na głowę identyczne urządzenie, po czym ty dokonujesz kwantowego pomiaru na atomach mojego mózgu i strumieniu atomów splątanych z atomami mózgu Saverina. Następnie wysyłasz esemesa z wynikami twojego pomiaru do dziewczyny, która wprowadza te dane do kasku na głowie Eduardo.
– Właśnie tak – przytakuje Demon.
– Po czym mój umysł teleportuje się do mózgu Eduardo, zastępując jego własny. A ja, to znaczy Eduardo, który jest teraz mną, wrzuca na Instagram selfie z Chinką oraz tekstem: „Dzisiaj zasypałem #miłość #mojegożycia lawiną #diamentów. #Miłość ponad wszystko!”
– Tutaj możesz improwizować. Ufam twojemu proletariackiemu sarkazmowi.
Wypijamy następną kolejkę. Jestem prawie przekonany, że plan Demona ma sens, ale zadaję ostatnie pytania.
– Sprawdziłem w sieci, że nie można kopiować kwantowej informacji.
– Nie można. Wojciech Żurek, nasz polski brachu, to kiedyś udowodnił.
– To znaczy, że atom B po kwantowej teleportacji nie jest kopią atomu C?
– Nie jest – mówi Demon i mruga podejrzanie.
– To co się dzieje z atomem C po teleportacji?
– Nic się nie martw.
– Domagam się prawdy! To jest mój mózg, a nie twój! – Walę pięścią w stół.
– Okej, okej. Za poległych towarzyszy! – Demon chwyta mnie za uszy, całuje z dubeltówki i patrzy głęboko w oczy.
– Twój umysł zostanie wymazany z twojego mózgu, ale pojawi się w głowie Eduardo. Tak przynajmniej przewiduje teoria… Kocham cię, towarzyszu!
***
Przez palce stóp opartych o brzeg jacuzzi patrzę na jasno oświetlone drapacze chmur singapurskiej dzielnicy finansowej. Ting i Ming, supermodelki z Pekinu, tulą się do mnie sącząc szampana i oglądają na TikToku filmy z tańczącymi kotkami. Jestem szczęśliwy, że nie muszę już myśleć o mechanice kwantowej. Świat należy do mnie.
– Eduardo, obiecaj proszę, że jutro poszukamy w Nowym Jorku nowych okularów Prady dla mnie. A Ming chciałaby tę nową torebkę Gucciego – mówi Ting.
– No problemo! – zgadzam się i podnoszę kieliszek: – Viva la quantum Revolución!
Pierwsze opowiadanie Dagomira Kaszlikowskiego „Cohiba od Fidela” znajdziesz tutaj, drugie „Ket z Żywego trupa” – tutaj.